Twórczość Benjiego Daviesa zachwyca przepięknymi ilustracjami i poruszającymi historiami o trudnych sprawach pokazanych z wdziękiem i wyczuciem. Do opowieści wystarcza mu sam obraz.
W zasadzie wystarczyła mi okładka Mojego wieloryba. Widać na niej chłopca głaszczącego wyrzucone na brzeg zwierzę. Ujęło mnie nie tyle przedstawienie, ile sama ilustracja: oszczędna w formie, intrygująca znaczeniowo. Zakup okazał się strzałem w dziesiątkę. Ta książka obrazkowa dla przedszkolaków jest urzekająco pięknie zilustrowana, a o trudnych i smutnych sprawach opowiada z przeogromnym wdziękiem i wyczuciem. Davies stawia na prostą, ale ujmującą fabułę. Jest też oszczędny w słowach, sporo opowiada samym obrazem. Noi mieszka z ojcem rybakiem. Chłopiec całe dnie spędza sam w domu. Ratuje wyrzuconego przez sztorm na brzeg małego wieloryba. Ssaka nie można jednak trzymać w nieskończoność w wannie. Trzeba go wypuścić. Davies przekształca przykładową, opartą na konkrecie sytuację w pojemną metaforę – samotny chłopiec potrzebuje przyjaciela, przygoda z wielorybem zmienia podejście ojca do syna, który z kolei poznaje pewną prawdę życiową.
Podobny patent artysta zastosował w Cudownej wyspie dziadka. W tej książce graficznej starszy człowiek zabiera wnuka w rejs na egzotyczną i tajemniczą wyspę. Obaj świetnie bawią się pośród lian i papug, ale nadchodzi czas powrotu. Wnuczek musi opuścić wyspę sam, bo dziadek zostaje na niej na zawsze. Podobnie jak w przypadku Mojego wieloryba poruszająco pokazano tutaj arcytrudne zagadnienie – śmierć kogoś bliskiego. W Cudownej wyspie dziadka jest jednak więcej zabawy i scen humorystycznych (pojawiają się znajome wieloryby!). Co istotne, książki poruszają dwie ważne kwestie. Po pierwsze, kończą się happy endem z morałem – małemu wielorybowi lepiej w morzu, gdzie pływa z mamą, a dziadek na wyspie nie musi chodzić o lasce i ma mnóstwo zwierzęcych przyjaciół. Po drugie, Noi i wnuczek nie zostają sami – pierwszy widzi wieloryby z brzegu i poprawia się jego relacja z ojcem, drugi znajduje list od dziadka. To oczywiście proste prawdy, ale niektórych rzeczy nie trzeba komplikować.
Absolutnie obłędne są ilustracje w obu książkach. Kolorystyka Cudownej wyspy dziadka jest jaskrawsza i żywsza, co pasuje do dżungli i bardziej przygodowej fabuły. Z kolei stonowane kolory Mojego wieloryba idealnie oddają refleksyjny i nieco melancholijny charakter tej opowieści. Davies jest nie tylko autorem i ilustratorem książek dla dzieci. Pracuje także jako reżyser animacji i już po kliku pierwszych kartkach widać jego ogromne wyczucie narracji wizualnej. Tekstu nie jest za dużo, bo autor rozumie, że może opowiadać słowem i ilustracją. Dlatego jego rysunki są bardzo narracyjne i dużo się w nich dzieje. Puenty to często wyłącznie ilustracja, co dodaje im wieloznaczności i zachęca dziecko do interakcji w przeznaczonych do tego fragmentach opowieści. Przykładowo liczenie kotów Noiego zajęło mi z córką sporo czasu… Lonia najpierw długo nie chciała nawet spojrzeć na obie książki. Przerwała czytanie przy pierwszej lekturze, mówiąc, że jej się nie podoba, bo jest smutne. Tak było, gdy miała niespełna cztery lata. Nie dałem jednak za wygraną. Książki przeleżały ponad pół roku, zrobiłem kolejne podejście i… teraz Lonia sama domaga się, żebyśmy przeczytali obie, jedną po drugiej. A potem jeszcze raz. Cieszy ją wyszukiwanie smaczków poukrywanych w ilustracjach. Tłumaczy mi, że mały wieloryb woli być razem z mamą w morzu, a dziadek będzie świetnie bawił się ze zwierzakami na wyspie. Dzięki książkom Benjiego Daviesa oboje nauczyliśmy się, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce.
Mój wieloryb
Benji Davies
Znak, 2018
Cudowna wyspa dziadka
Benji Davies
Znak, 2018