Lekartyści Lekartyści
i
Fotografia ze spektaklu „Mój rok relaksu i odpoczynku”; zdjęcie: Monika Stolarska/Teatr Dramatyczny m.st. Warszawy
Opowieści

Lekartyści

Arteterapia i jej twórcy
Stach Szabłowski
Czyta się 11 minut

O tym, że sztuka może działać kojąco, wiadomo oczywiście od dawna, ale dopiero teraz, w naszych rozedrganych nowoczesnych czasach, zaczęła być wykorzystywana w leczeniu ciała i umysłu. W arteterapii nie dzieło jest ważne, lecz jego twórca. Czy sztuka uzdrawia? W jaki sposób – i z czego? Te pytania stają się istotne w obliczu rozwoju kultury terapii, która jest jednym z produktów firmowych współczesnej cywilizacji. Odpowiada na nie arteterapia. W tym pojęciu łacińskie ars (sztuka) spotyka się z greckim therapeuein (leczenie). Formalnie rzecz biorąc, to bardzo młoda dziedzina, jej dzieje nie liczą nawet 100 lat. Gdzież im do historii sztuki, która sięga paleolitycznych jaskiń! A jednak arteterapia jest dziś zjawiskiem, które przekracza zarówno granice sztuki, jak i terapii w ścisłym, medycznym sensie; dzieli się na kolejne subdyscypliny i mieści w sobie ogromną różnorodność praktyk: od procedur wspomagających leczenie kliniczne po aktywności dostępne na życzenie, bez recepty, a nawet bez pomocy specjalistów. Arteterapią w najszerszym sensie jest każda aktywność twórcza, która wpływa na psychiczny i fizyczny dobrostan tworzącej osoby – również wtedy, gdy jedynymi przewodniczkami w tych działaniach są wewnętrzna potrzeba oraz intuicja.

Człowiek i proces

Arteterapię stosuje się w leczeniu nerwicy, schizofrenii, zespołu stresu pourazowego i depresji. Sprawdza się w terapii osób ze spektrum autyzmu, w zajęciach rozwojowych dla dzieci oraz w aktywizowaniu seniorów. W leczeniu chorób psychicznych i rekonwalescencji ludzi wracających do pełnej sprawności po wypadkach. Sięga się po nią w diagnostyce zaburzeń psychicznych, w resocjalizacji, a także włącza się ją do strategii radzenia sobie ze stresem. Entuzjaści tej metody utrzymują, że jest dobra na wszystko. I mają rację. Osoby biorące udział w zajęciach tworzą – rysują i malują, rzeźbią, ale też tańczą, piszą, inscenizują teatr, grają na instrumentach, śpiewają. Czym ich aktywność różni się od pracy zawodowych artystów? Rozbieżność nie dotyczy bynajmniej poziomu kompetencji uczestników. Sztuka skupiona jest na dziele: obrazie, rzeźbie, spektaklu, utworze muzycznym. Bierze pod uwagę publiczność, choćby najmniejszą; sztuką w naszej kulturze jest to, co uznają za nią społeczeństwo oraz jego instytucje. Uczestnicy i uczestniczki arteterapii nie zabiegają natomiast o artystyczne potwierdzenie ze strony odbiorców. Wynik działania ma tu drugorzędne znaczenie, najważniejszy jest prowadzący do niego proces, a najwyższą wartością – dobrostan autora czy autorki. Kiedy obcujemy z dziełem, rzadko pytamy, jak proces twórczy wpłynął na artystę. Skądinąd wiemy, że wiele najwybitniejszych obiektów, które podziwiamy w muzeach, to owoce pracy dusz niespokojnych, głęboko udręczonych, nieszczęśliwych. W obliczu sztuki interesuje nas przede wszystkim, jak wpływa ona na nas, odbiorców. Czy nas porusza? Zachwyca? Zmienia spojrzenie na świat? Artyści zdobywają niekiedy sławę, tymczasem uczestnicy arteterapii są niemal bez wyjątku anonimowi, jednak to w tej dziedzinie, a nie w sztuce najważniejsza jest osoba: autor, pacjent, człowiek.

Ucieczka przed światem

Przeniesienie uwagi z jakości dzieła oraz doświadczenia odbiorców na kondycję i&

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Wizje Wizje
i
Zbigniew Libera, „Wyjście ludzi z miast”, 2010 r.; zdjęcie: Zbigniew Libera, CC BY-SA 3.0, Wikimedia Commons
Przemyślenia

Wizje

Stach Szabłowski

Świat zmierza w nieznaną stronę, a może nawet zupełnie tyłem do kierunku jazdy. A co, jeśli jedyną nadzieją na przetrwanie ludzkości jest sztuka?

Czy kiedyś wreszcie wszyscy staniemy się artystkami i artystami, jak przewidywał Joseph Beuys? Niemiecki szaman sztuki rzucił tę myśl w latach 70. ubiegłego wieku, a w następnej dekadzie umarł. Czy nadzieja na społeczeństwo osób artystycznych została pogrzebana wraz z ciałem nieodżałowanego Beuysa? Niekoniecznie, a nawet wręcz przeciwnie. Doczekaliśmy czasów, w których wszystko jest możliwe! Pytania o to, kim będziesz, gdy dorośniesz, kim, gdy się zestarzejesz, ba, kim będziesz w przyszłym roku, znów są ciekawe – nie ma już bowiem na nie odpowiedzi formułowanej przez bezapelacyjne przeznaczenie, występujące czasem pod innymi nazwami, takimi jak materializm historyczny, niewidzialna ręka rynku czy koniec historii. A więc czy wciąż będziemy za rok, dwa lata, dziesięć lat konsumentkami i konsumentami? Wydawało się, że – chcemy czy nie – jesteśmy na tę kondycję dożywotnio skazani. Ale dziś nie jest to już takie pewne, bo chyba nikt nie wierzy, że dobra konsumpcyjne naprawdę są niewyczerpane. Czy będziemy jeszcze suwerenem i elektoratem w demokratycznym systemie politycznym? Oj, nie dałbym za to nie tylko głowy, ale nawet paznokcia! A może będziemy osobami uchodźczymi? Albo artystycznymi? Powiedzmy szczerze: to wcale nie jest wykluczone.

Czytaj dalej