Czy kultura queer jest ładunkiem wybuchowym, zdolnym wysadzić w powietrze fundamenty rzeczywistości? Taką eksplozją straszą samozwańczy strażnicy naszej cywilizacyjnej spuścizny. Ktoś popędliwy powie jednak na to: jeżeli tradycja ma oznaczać tkwienie po kres czasów w dziaderskim patriarchacie i homofobicznej paranoi, to do diabła z tradycją, dorobkiem i spuścizną!
Mikołaj Sobczak nie należy jednak do osób popędliwych. Zamiast wchodzić w spór z tradycją, prowadzi z nią erudycyjne dysputy. Proponuje obrazy, w których pokazuje queerowy wymiar historii, sztuki i zbiorowej wyobraźni. W malarstwie Sobczaka nieheteronormatywna wrażliwość nie jest obcym ciałem w organizmie uniwersalnej kultury, lecz elementem, bez którego ten organizm nie byłby sobą. Bo czy można sobie wyobrazić zachodnią cywilizację bez Owidiusza, którego malarskie, queerowe odczytanie Sobczak przedstawia na swojej najnowszej wystawie Metamorfozy?
***
W przeszłości artysta queerował między innymi mitologię żołnierzy wyklętych, tradycję malarstwa romantycznego spod znaku Delacroix, Grottgera i Géricaulta, a nawet dziedzictwo reformacji i utopijnych, apokaliptycznych ruchów chrześcijańskich z XVI w. W Metamorfozach sięga jeszcze głębiej – do samego Owidiusza. W Boskiej komedii Dante umieścił go na czwartym miejscu wśród największych poetów starożytności, zaraz po Horacym i Wergiliuszu – i oczywiście za Homerem, który jest poza konkurencją i stanowi klasę samą dla siebie.
Sobczak stworzył na podstawie Metamorfoz dziewięć malarskich obiektów. Każdy z nich jest pomyślany jako rodzaj sceny, na którą artysta zaprasza różnorodnych aktorów. Są wśród nich postaci z opisanych przez Owidiusza mitów, cytaty z malarstwa europejskiego, ale również ikony amerykańskiego ruchu LGBTQ z lat 60. i 70., berlińscy queerowi aktywiści z czasów zimnej wojny czy ikonografia gejowskich zinów – nie mówiąc o aluzjach do wydarzeń nam współczesnych.
Wszelkie teatralne skojarzenia oraz metafory są zamierzone i nieprzypadkowe, bo Sobczak nie tylko komponuje, lecz także reżyseruje swoje pełne postaci, narracyjne prace. Sama wystawa również jest swego rodzaju parateatralną inscenizacją. Sobczak namalował obrazy z Metamorfoz na sklejkach wyciętych w rozmaite kształty. Jest więc np. podobrazie w formie zaciśniętej pięści, symbolu Gay Liberation Front. Inny obraz namalowany został na sklejce wyciętej w kształt rozgwiazdy – logo organizacji Gay Revolution. Ale są też formy bardziej złożone, których pochodzenie trudno byłoby rozpoznać bez podpowiedzi. Jest np. praca namalowana na podobraziu w kształcie sylwetek aktywistek z grupy Stop Bzdurom, które latem 2020 r. zawiesiły tęczową flagę na figurze Chrystusa przed kościołem św. Krzyża w Warszawie. Kształt innego obrazu inspirowany jest zdjęciem przedstawiającym queerowego działacza wleczonego przez nowojorskich policjantów podczas jednej z licznych demonstracji przeciw bezczynności władz w obliczu epidemii AIDS, jakie odbyły się w Stanach w latach 80.
Niektóre z niekonwencjonalnych w kształcie prac Sobczaka wiszą na ścianach, inne konstrukcje stoją na podłodze. Artysta mówi, że punktem odniesienia przy budowaniu wystawy była instytucja tableau vivant – żywego obrazu. Dziś zapomniane, żywe obrazy narodziły się w drugiej połowie XVIII w. i święciły triumfy w następnym stuleciu. Statyści w kostiumach odtwarzali sceny z płócien klasyków, ale również aktualnie modnych artystów; w napoleońskiej Francji wziętym reżyserem les tableaux vivants był nadworny malarz cesarza, Jacques-Louis David.
Zabawa w żywe obrazy miała charakter elitarny, a bywało również, że erotyczny, kiedy odtwarzano sceny mitologiczne dające pretekst do komponowania w efektowne układy grup nagich modeli i modelek. W tym miejscu historia tableau vivant zaplata się z przedsięwzięciem Mikołaja Sobczaka. Twórca odwołuje się do mitologii, dostrzegając w niej narrację, w której niepodważalne tradycje europejskiej kultury łączą się z dyskursem emancypacji niepatriarchalnej seksualności i queerowej wrażliwości. Artysta zaprasza nas zatem na małą lekcję poezji klasycznej – na wspólną queerową lekturę Metamorfoz Owidiusza.
***
Metamorfozy zawsze były w modzie, są czytane nieprzerwanie od 2 tys. lat, choć w różnych epokach czytało się je na różne sposoby. Owidiusz napisał to monumentalne dzieło na samym początku naszej ery, za panowania Oktawiana Augusta. W 12 tys. wersów zebranych w 15 księgach opowiedział historię świata przedstawioną za pośrednictwem ćwierć tysiąca mitów, w których wierzenia greckie mieszają się z tradycjami starożytnej Italii. Zaczyna się od kosmogonii, a kończy na czasach niemal historycznych – w ostatnich księgach poeta przedstawia legendarną wersję dziejów założenia Rzymu.
Dzieło Owidiusza odniosło sukces jeszcze za życia poety i przetrwało zarówno koniec imperium, jak i nadejście chrześcijaństwa. W średniowieczu pozostawało lekturą obowiązkową osób, które miały pretensje do uważania się za wykształcone. Znajomością pism rzymskiego poety popisywał się m.in. Gall Anonim, pierwszy czytelnik Metamorfoz, którego obecność została udokumentowana na ziemiach polskich.
Metamorfozy w oczywisty sposób związane są z religijnymi wierzeniami starożytnych, ale w wiekach średnich przymykano oko na „pogański” charakter i teologiczny wymiar poematu, traktując go jako utwór świecki. Owidiusz ułatwiał chrześcijańskim czytelnikom dokonanie takiej intelektualnej operacji. W Metamorfozach roi się wprawdzie od bogów, ale są to istoty na wskroś ludzkie, dzielące ze śmiertelnikami pragnienia, popędy, a także wady. Jeżeli nie liczyć nieśmiertelności, bogów wyróżniają nadludzka siła i zazwyczaj nieprzeciętna uroda. Poza tym jednak ich obyczaje i mentalność żywo przypominają styl życia rzymskiej arystokracji z czasów Owidiusza.
O ile łatwo było przejść do porządku dziennego nad pogańskim pochodzeniem Metamorfoz, traktując je jako zbiór baśniowych literackich fikcji, o tyle filozofia tego dzieła nastręczała już pewnych ideologicznych problemów. Poemat Owidiusza jest bowiem czymś więcej niż antologią mitów. Pojęciem organizującym ten tekst są tytułowe przemiany; świat poety jest płynny, plastyczny, co stanowi wyzwanie dla każdego, kto stoi na straży dogmatów i jedynie słusznych, rzekomo niezmiennych prawd. Owa płynność dotyczy również seksualności i tożsamości płciowej. W tym sensie Owidiusz jest jednym z pionierów literatury transgenderowej. Nic też dziwnego, że jego dzieło wielokrotnie cenzurowano. Sztuka kochania, w kategoriach erotycznych nieporównanie śmielsza od Metamorfoz, bywała publicznie palona przez fanatyków religijnych różnych epok – wzoru takiego obchodzenia się z książkami Owidiusza dostarczył w XV w. niezawodny florencki mnich Savonarola. W czasie kontrreformacji trafiła do katolickiego indeksu ksiąg zakazanych. Metamorfoz na indeks wciągnąć się nie dało, ale na potrzeby szkolne wybierano z nich starannie co przyzwoitsze fragmenty, ukrywając – zwłaszcza przed młodzieżą – „gorszące” wersy. W bardziej zdecydowany sposób do sprawy podeszli naziści – po dojściu do władzy usunęli Metamorfozy i inne utwory Owidiusza ze wszystkich programów szkolnych.
***
W Polsce tymczasem częściej utożsamiano się z postacią Owidiusza jako ofiarą politycznych represji niż z wyzwolonym obyczajowo duchem jego poezji. Wkrótce po ukończeniu Metamorfoz, pisanych zresztą pod patronatem samego cesarza Augusta, poeta popadł w niełaskę i został skazany na zesłanie do Tomi, greckiej kolonii nad Morzem Czarnym – miejsca, w którym dziś znajduje się rumuński port Konstanca. Był to koniec świata, w każdym razie tego, który znał i potrafił sobie wyobrazić Owidiusz. Mimo starań rodziny i wpływowych przyjaciół nigdy nie otrzymał pozwolenia na powrót do Rzymu, za którym rozpaczliwie tęsknił, czemu dał wyraz w genialnych Żalach. Dlaczego spotkał go taki los? Czy napisał o parę słów za dużo? Być może. Czy jego erotyczne poezje były zbyt śmiałe? Też nie jest to wykluczone; Sztuka kochania budziła kontrowersje również w czasach Owidiusza. A może związał się z polityczną opozycją? Nie wiemy tego, nie zachowały się żadne źródła wyjaśniające przyczyny wygnania, a sam Owidiusz pisze o tym w niejasny sposób. Niezależnie jednak od powodów, dla których dokonał żywota nad Morzem Czarnym, polscy poeci – począwszy od Norwida a skończywszy na dysydentach w PRL-u – widzieli w prześladowanym Rzymianinie bratnią duszę, męczennika wolności słowa.
Sobczak również dostrzega w Owidiuszu dysydencki potencjał, choć teraz nie chodzi już o paralelę losów rzymskiego poety i doli poetów prześladowanych przez totalitarną władzę. Artysta wraca za to do kluczowych pojęć Metamorfoz – do idei płynności, przemiany, a także do mitu, który nie jest zabytkiem przeszłości, szacowną skamieniałością łacińskiej literatury, lecz scenariuszem odgrywanym wciąż na nowe sposoby i z coraz to nowymi aktorami. W jednym z obrazów – pracy namalowanej na panelu wyciętym w kształt zaciśniętej pięści – Sobczak reinterpretuje mit Akteona, mitologicznego voyeura i myśliwego, który podglądał kąpiącą się nago Dianę. Wściekła bogini zamieniła go za karę w jelenia: łowca stał się zwierzyną i zginął rozszarpany przez własne psy gończe. U Sobczaka oglądamy uciekającego przed ogarami Akteona, pół człowieka, pół zwierzę, uchwyconego w momencie przemiany. Ale na tym samym obrazie znalazł się cytat z erotycznej grafiki XIX-wiecznego rysownika Édouarda-Henriego Avrila, ukazującej miłosne pieszczoty Sokratesa i Alcybiadesa. Kolejnym elementem kompozycji są sceny z akcji, którą queerowy aktywista Corny Littmann przeprowadził w latach 80. w Hamburgu. Władze tego miasta umieszczały w publicznych toaletach ukryte za weneckimi lustrami kamery w celu podglądania i rejestrowania odbywających się w szaletach spotkań homoseksualistów. Littmann rozbił młotkiem jedno z tych zwierciadeł, dając początek tzw. aferze lustrzanej (Spiegel-Affäre), która wybuchła po ujawnieniu skandalicznych praktyk inwigilacyjnych oraz szykan, którym poddawane były mniejszości seksualne.
Kształt pięści, w który wpisany jest obraz, pochodzi zaś z logo Homosexuelle Aktion Westberlin (Homoseksualna Akcja Berlina Zachodniego), organizacji założonej przez gejów pracujących w oświacie, którzy w latach 70. podjęli skuteczny protest przeciw dyskryminowaniu osób nieheteronormatywnych w szkołach i odsuwaniu ich od nauczania. Członkowie HAWB demonstrowali na ulicach, nosząc na głowach papierowe torby z napisem „nauczyciel” – i takie postaci również odnajdziemy w kompozycji Sobczaka.
***
Na pierwszy rzut oka Diana i Akteon oraz pozostałe, zbudowane według podobnej zasady, prace z Metamorfoz robią wrażenie szalonego postmodernistycznego kolażu, piekielnie złożonego rebusu. W istocie, nie da się tych prac „czytać” bez przygotowanych przez artystę przypisów, ale przygoda z tą wystawą polega właśnie na rozszyfrowaniu za pomocą wskazówek stworzonych przez Sobczaka alegorii, odkrywaniu kolejnych cytatów, nawiązań i historycznych wątków. Motyw podglądającego Dianę myśliwego zaplata się z podglądanymi przez hamburską policję gejami, a także nauczycielami z Berlina protestującymi w torbach na głowach przeciw monitorowaniu ich życia prywatnego i dyskryminacji za to, kim są. Każdy obraz okazuje się malarskim esejem, w którym mitologiczna wyobraźnia Owidiusza przenika się z epizodami z walki o emancypację nieheteronormatywnych osób. W perspektywie Sobczaka ta walka nie jest wyzwaniem rzuconym tradycji europejskiej kultury. Przeciwnie, jest w tę tradycję nieusuwalnie wpisana, stanowi element naszej spuścizny – a także mitologii. Wspólnym mianownikiem mitologicznego i politycznego wymiaru tej wystawy jest motyw przemiany. Bohaterki i bohaterowie Owidiusza, postaci w sensie genderowym często niejednoznaczne i niebinarne, podlegają nieustannym metamorfozom, ale ten sam proces zachodzi przecież w społeczeństwie, którego normy również stale ewoluują.
***
Sobczak pokazuje, że zmiana społeczna jest nie tylko możliwa, lecz także nawet więcej: należy do naszego kulturowego DNA, tradycja zaś nie musi być przeszkodą na drodze tego procesu, lecz sama jest potencjalnie wywrotowym zasobem. Najciekawsze jednak jest to, że wychodząc z postępowych pozycji, artysta tworzy malarską platformę, na której najbardziej u siebie poczuć się mogą odbiorcy i odbiorczynie o konserwatywnej wrażliwości. Metamorfozy są dla wszystkich, ale przede wszystkim dla nich. Sobczak proponuje malarstwo figuratywne, alegoryczne, gęste od cytatów z historii sztuki, inspirowane tekstami klasyka – czyż nie takiej sztuki domagają się tradycjonaliści od czasu, kiedy na początku XX w. Malewicz namalował Czarny kwadrat, a Duchamp pokazał na wystawie pisuar, ogłaszając w ten sposób radykalne zerwanie z artystycznym dziedzictwem przeszłości?
Ostatecznie wszyscy podlegamy metamorfozom i wszyscy, po lewej i prawej stronie politycznych i obyczajowych barykad, jesteśmy przecież dziećmi Owidiusza, nieprawdaż?
Mikołaj Sobczak, „Metamorfozy”, Polana Institute, Warszawa, do 22 maja