W Rosji gimnastyczki mają status celebrytek, ale płacą za to wysoką cenę. O swoim filmie Over the Limit opowiada reżyserka Marta Prus.
Ewa Szponar: Na pokazie Twojego filmu, na którym byłam, zjawiła się też kilku- może kilkunastolatka z zestawem obręczy, zapewne początkująca sportsmenka. Nie mogłam pozbyć się myśli, że nie jest to film przeznaczony dla dzieci. Czy pokazałabyś go małej sobie albo innej dziewczynce zaczynającej przygodę z gimnastyką artystyczną?
Marta Prus: Nie zrobiłam Over the Limit, by zabrać głos w dyskusji o kulisach trenowania gimnastyki artystycznej. Chciałam opowiedzieć emocjonującą historię dziewczyny, która żyje w bardzo kontrowersyjnym świecie. Fakt, że pojechałam do Rosji i pracowałam nad tym filmem przez pięć lat, wziął się stąd, że ten świat mnie zadziwił, a moje zadziwienie wynikało z niezgody na ten świat, ale nie w aspektach sportowych, tylko czysto ludzkich.
Sama trenowałam gimnastykę, gdy byłam mała. Trudno powiedzieć, co bym powiedziała, obejrzawszy Over the Limit w dzieciństwie. Może skupiłabym się tylko na zwycięstwach Rity i jej koleżanek, zachwycałabym się tym, że tak pięknie ćwiczą? Zwłaszcza że, tak jak zauważyłaś, Rita Mamun i inne rosyjskie gimnastyczki czerpią z uprawiania tego sportu mnóstwo profitów: są znane na całym świecie, zamożne, otoczone luksusem. Oczywiście pewnie nie ma takiej sumy, która mogłaby wynagrodzić im terror psychiczny, ale to nie są bezwolne, biedne dziewczyny, bite i poniżane, tylko sportsmenki dumne ze swoich sukcesów i z tego, że reprezentują swój kraj.
Podczas jednej z pierwszych projekcji filmu, która odbyła się w styczniu w Helsinkach, zobaczyłam przed salą kinową grupę małych gimnastyczek z mamami. Na ten film często przychodzą takie dziewczynki. Byłam