Marzyłem, by być komiksiarzem Marzyłem, by być komiksiarzem
i
zdjęcie: Miika Laaksonen/Unsplash
Przemyślenia

Marzyłem, by być komiksiarzem

Tomasz Pstrągowski
Czyta się 8 minut

Adrian Tomine to jeden z najważniejszych amerykańskich artystów komiksowych. Urodził się w 1974 r. w kalifornijskim Sacramento. Debiutował jako nastolatek na łamach wydawanego własnym sumptem magazynu komiksowego „Optic Nerve”.

Z czasem „Optic Nerve” zostało przejęte przez prestiżowe wydawnictwo D&Q, a komiksy publikowane na jego łamach zaczęły być wydawane także w zbiorach. Tomine jest również stałym współpracownikiem tygodnika „The New Yorker” – okładki jego autorstwa uważane są za jedne z najciekawszych. W Polsce ukazały się dwa albumy Tomine’a. Bohaterem Niedoskonałości jest pracownik kina – Amerykanin azjatyckiego pochodzenia – który sabotuje swój związek, by zrealizować fantazję o związku z białą dziewczyną. To jedyna pełnowymiarowa powieść graficzna autora. Śmierć i śmiech to z kolei zbiór krótkich, tragikomicznych historii obyczajowych.

Tomasz Pstrągowski: Jako młody artysta nawiązałeś współpracę z kanadyjskim wydawnictwem Drawn & Quarterly, prowadzonym przez Chrisa Oliverosa. Było to wtedy jedno z najmodniejszych wydawnictw w Ameryce Północnej, skupiające największe i najmodniejsze gwiazdy komiksu niezależnego.

Adrian Tomine: Miałem 16 lat, gdy zacząłem wysyłać prace do Drawn & Quarterly. Kiedy dostałem list odmowny od Chrisa Oliverosa, byłem bardziej podniecony niż rozczarowany. Wcześniej nie potrafiłem sobie nawet

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Tramp Tramp
Przemyślenia

Tramp

Jakub Popielecki

Joker jaki jest, każdy widzi: blada cera, zielona fryzura, czerwony uśmiech. Ale porównajcie wersję Jacka Nicholsona z wersją Jareda Leto, wersję Heatha Ledgera z wersją Cesara Romero czy Marka Hamilla – na dobrą sprawę więcej tu różnic niż punktów wspólnych. Na dodatek ich głównym spoiwem jest coś poza samym Jokerem, czyli Batman. Taka migotliwość, nieskończona adaptowalność jest jednak fundamentem jego ikonicznego statusu. Zabójczy klaun nie stoi w miejscu, tylko zmienia się z biegiem czasu, ewoluuje. Pokaż mi Jokera, a powiem ci, który mamy rok.

Kiedy postać jest aż tak plastyczna, rodzi się jednak pytanie: gdzie leży granica między Jokerem a czymś zaledwie jokeropodobnym? W swoim filmie Todd Phillips naciąga strunę do – wydawałoby się – granic możliwości. Joker to zazwyczaj enigma: nie wiemy, kim jest ani skąd się wziął (a jeśli nawet wiemy, to zawsze z marginesem wątpliwości). Joker tymczasem wyjaśnia niemalże wszystko. Co więcej, daje nam Jokera bez – wydawałoby się kluczowego – Batmana. Zabierz klaunowi tajemnicę, zabierz mu Człowieka Nietoperza – i co zostanie?

Czytaj dalej