Meandry Gorogoi Meandry Gorogoi
Przemyślenia

Meandry Gorogoi

Mateusz Czerwiński
Czyta się 3 minuty

Strona graficzna recenzowanego tytułu, choć niespecjalnie bogata w detale cechujące najnowsze produkcje, nie tylko rzuca się w oczy, ale wręcz zachwyca minimalizmem. Prezentuje swoisty powab, czym może przekonać do siebie ludzi dotychczas grami niezainteresowanych. Nie może zresztą być inaczej, skoro powstała ona w całości z ręcznych rysunków jej twórcy, Jasona Robertsa, który recenzowany tytuł projektował przez… siedem lat.

Gorogoa to impo konglomerat zagadek logicznych, opartych na zabawie perspektywą, co nie znaczy, że stanowi ona pozycję niezwykle trudną. Owszem, jak na gatunek logiczno-przygodowy zawiera sporo elementów abstrakcyjnych przypominających puzzle, łączy ze sobą pozornie nie przystające składniki, ale jest możliwy do opanowania, również przez niewprawionego w podobnych potyczkach gracza. Brzmi zawile? Na szczęście nie jest, przez co gra może być idealną rozrywką intelektualną tak dla młodzieży, jak i osoby dorosłej. A zapewniam, obie bawi w równym stopniu.

Moim zdaniem siła Gorogoi tkwi w przekazywanej za pomocą obrazów symbolice oraz nie narzucanej odgórnie interpretacji. W szczegółach bogatych w detale, w łagodnie pastelowych barwach, w obłości prezentowanych na ekranie kształtów, w kreatywności twórcy. Jason Roberts, pierwotnie zakładając, że tytuł ten będzie komiksem, przeobraził medium w interaktywną produkcję, do której tytułów konkurencyjnych ze świecą szukać.

Biorąc pod uwagę powyższe uważam, że jeśli gra uczy spostrzegawczości i jest wartością dodaną samą w sobie, byłoby nie w porządku nie polecić jej czytelnikom Przekroju. Zagrajcie w nią, moi mili. Raz na zawsze zmieniając azymut postrzegania gier wideo.

Czytaj również:

Humor z zeszytów greckich Humor z zeszytów greckich
i
Giuseppe Maria Crespi, „The Wedding at Cana”, 1686 r., Wirt D. Walker Fund (domena publiczna)
Dobra strawa

Humor z zeszytów greckich

Łukasz Modelski

Wytrawne wino to w wielu językach wino „suche”. Dania ostre są „hot”, czyli gorące, rybę skrapiamy cytryną, powolnych nazywamy flegmatycznymi, a gwałtownych – cholerykami. Te przekonania, nazwy i obyczaje zawdzięczamy greckim dietetykom, którzy definiując właściwości pokarmów, ustalili kulturowe kody.

Piąte i czwarte stulecie przed Chrystusem było w Grecji okresem szczególnego intelektualnego fermentu i myślowym skokiem w nowoczesność. Podczas gdy jońscy filozofowie przyrody mieli nadzieję na odkrycie uniwersalnej zasady rządzącej rzeczywistością dzięki obserwacji świata zmysłowego, Sokrates – uznając te poszukiwania za jałowe – skoncentrował się na badaniu ludzkiej duszy (psyche). Niemal równolatkiem Ateńczyka był Demokryt, pochodzący z niezbyt wówczas popularnej trackiej Abdery. Według niego świat składał się z niepodzielnych atomów, a struktura przedmiotów oraz ich cechy – w tym smak – miały zależeć od ich kształtu i ułożenia. Słodycz na przykład zapewniały atomy gładkie, gorycz zaś chropawe. Niezależnie od słuszności ich teorii wiedza wynikała już z rozumowania, a nie doświadczenia, co stanowiło zapowiedź nowych czasów.

Czytaj dalej