Przyznaję, że wzruszyłem się na Pogankach. Na wystawach rzadko mi się to zdarza. Czy mam grubą skórę i wrażliwość nieociosanego kloca? Niewykluczone, ale chodzi też o to, że współczesne sztuki wizualne ogólnie nie operują w rejestrze wzruszeń; sztuka to nie jest melodramat.
Tak się jednak składa, że Poganki ufundowane są właśnie na pewnym melodramacie. Mowa o późnoromantycznej, wydanej w 1846 r., powieści Poganka. Na wystawie w Lokalu_30 po tę zapomnianą dziś książkę sięgają artystki, by symbolicznie przywołać na obszar teraźniejszości jej autorkę: XIX-wieczną nauczycielkę, konspiratorkę i emancypantkę Narcyzę Żmichowską. Przeczytana przez współczesne twórczynie Żmichowska jest postacią, wobec której trudno pozostać obojętnym – nawet, a może wręcz szczególnie, gdy jest się przedstawicielem patriarchatu, jak niżej podpisany.
Poganki nie są biograficzną wystawą o Żmichowskiej. W galerii znalazł się wprawdzie stary egzemplarz jej książki, ale projekty, opowieści i głosy zebrane w Lokalu_30 przez kuratorkę, Agnieszkę Rayzacher, należą do artystek współczesnych. To jest wystawa o teraźniejszości siostrzeństwa praktykowanego w politycznym i społecznym kontekście roku 2021. Żmichowska występuje jako matronka tego przedsięwzięcia, ponieważ w Polsce nowoczesne pojęcie siostrzeństwa zawdzięczamy właśnie jej.
Feministyczne, queerowe Poganki wpisują się w opowieść o emancypacji, której najnowszym rozdziałem jest Strajk Kobiet. Ten ostatni, strajkowy epizod był utrzymany w poetyce rewolucyjnej i poświęcony gniewowi. Poganki mają jednak odrębny ton; to przede wszystkim wystawa o miłości, o siostrzeństwie, ale również o organicznej pracy. Takiemu podejściu matronuje Żmichowska, która została wychowana w atmosferze romantycznej i znała smak rewolucyjnego zapału, ale intelektualną ewolucję kończyła jako pozytywistka.
Wystawa, przy całej swej aktualności, to rów