„Ja powtarzam to w kółko, my sobie nigdy nie zdajemy dostatecznie sprawy z odpowiedzialności za drukowane słowo, jak daleko ono dociera i jakie robi wrażenie” – napisał w 1945 r. w liście do redakcji Jarosław Iwaszkiewicz. 13 lat później życie dostarczyło dowodów na prawdziwość tego twierdzenia. A wszystko przez prezentowaną poniżej okładkę!
Zacznijmy więc od niej. Koniec lat 50., listopad. Okładka nieco ponura, ale to czasy niedoboru drukarskiego tuszu i prawie wszystkie numery z tego okresu są ponure, szare. Zdjęcie wykonał Wojciech Plewiński, stawiający wówczas pierwsze kroki jako redakcyjny fotograf. Po prawej stronie Anna Micińska, wówczas 19-letnia. Mogła już być studentką filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, mogła już interesować się twórczością Witkacego – za parę lat napisze pracę magisterską o 622 upadkach Bunga. Jeszcze później Micińska stanie się cenioną historyczką literatury, eseistką, krytyczką i edytorką. Całe życie naukowe poświęci właśnie Witkiewiczowi. Umrze w 2001 r., zanim ukażą się jej eseje i rozprawy naukowe w wersji książkowej.
A zanim wiersz, który jej tu towarzyszy, trafi na okładkę, jest przekazywany z rąk do rąk. Utwór pod mylącym tytułem Przesyłając pewnej pani błękitny medalion napisał Iwaszkiewicz, ale z myślą o Jerzym Błeszczyńskim, który zdecydowanie panią nie był. Zresztą nawet nie do końca panem, bo jeszcze prawie młodzieńcem, który zaledwie parę lat wcześniej ukończył 20. rok życia. Jerzy to jedna z większych i zdecydowanie ostatnia miłość Iwaszkiewicza, której poświęcono już wiele artykułów, a nawet książek.
Wiersz nie powstałby, gdyby ulubiony pisarz Radosława Romaniuka, dzięki któremu poznaliśmy tę historię i którego pozdrawiamy, nie natrafił kiedyś na medalion podobny do tego, który nosiła matka Iwaszkiewicza. Rozkochany autor wstawił weń własne zdjęcie i podarował ukochanemu wraz z okolicznościowym wierszem: „Myśmy dłużej się kochali/Niż jedna noc trwa./Na pamiątkę masz medalik,/A w nim moja łza.//Gdy Ci się kochanie znudzi/– Bo to nudna rzecz –/Poślij klejnot między ludzi,/A łzę wyrzuć precz”. A ukochany, uprzednio się zapewne wzruszywszy, zdjęcie Jarosława zastąpił własnym i wraz z wierszem przekazał kolejnej osobie, tym razem rzeczywiście kobiecie. Pani ta nie była podobno miłością ani wielką, ani ostatnią, więc tego wątku eksplorować nie będziemy. Dość powiedzieć, że Jerzy zapomniał (a może nie zapomniał) nadmienić, iż wiersz został pożyczony, a nie przez niego napisany. Wiele lat później, już po śmierci Błeszczyńskiego, Iwaszkiewicz napisze z tęsknotą: „Gdzie jest ten młodzieniec tak piękny, kiedy kłamał, a kłamał prawie zawsze”. Możliwe więc, że Jerzy wprowadził w błąd obiekt swych westchnień z premedytacją.
I być może uszłoby mu to na sucho, gdyby Iwaszkiewicz – z własnego wiersza zadowolony – nie postanowił przesłać go Marianowi Eilemu z propozycją druku. Eile z reguły na takie propozycje reagował entuzjastycznie. W archiwum „Przekroju” znajdziemy ponad sto tekstów pisarza. Są opowiadania, listy, recenzje, wiersze, felietony – wszystkie formy literackie, którymi się Iwaszkiewicz zajmował. I jest w końcu okładka, ta właśnie. A pod koniec lat 50. „Przekrój” czytali wszyscy, w tym uwikłana w przekazywanie medalionu i utworu trójka. I wybuchła afera! Były awantury, było obrażanie się i godzenie zapewne również. Detale nie powinny nas właściwie interesować, choć interesowanie się cudzym życiem miłosnym stało się ostatnio popularne, zwłaszcza gdy dotyczy dwóch panów lub dwóch pań, jakby to było istotne.
Miłość to miłość. Tak było, jest i będzie.