Mleko i wojna, czyli 59. Biennale w Wenecji Mleko i wojna, czyli 59. Biennale w Wenecji
i
Wystawa Małgorzaty Mirgi-Tas, Biennale 2022, fot. Daniel Rumiancew
Przemyślenia

Mleko i wojna, czyli 59. Biennale w Wenecji

Stach Szabłowski
Czyta się 15 minut

Na Biennale w Wenecji jest zielona słonica. A sprawa polska? A sprawa ukraińska? Kto wygrywa wojnę w sztuce? Co z patriarchatem? I surrealizmem? Co się przydarzyło duńskim centaurom? I jak smakuje „mleko snów?”.

Biennale w Wenecji jest schizofreniczne jak sama sztuka: to zakłamane targowisko próżności, które szczerze pragnie powiedzieć o współczesności coś istotnego i prawdziwego. W życiu jednostek wewnętrzne sprzeczności to nic dobrego, ale dla wystaw bywają twórcze, a nawet sprzyjają formułowaniu wypowiedzi proroczych.

Weźmy choćby poprzednie Biennale, które odbyło się w 2019 r., kiedy nikomu nie śniło się o koronawirusie, nie mówiąc o widmie trzeciej wojny światowej. Dziś ta zjawa majaczy całkiem wyraźnie, a wtedy była tak blada, że właściwie niewidzialna. Hasłem tamtej edycji było stare chińskie życzenie, mówiąc dokładniej przekleństwo: „Obyś żył w ciekawych czasach”. No i proszę, spełniło się! Czasy mamy „ciekawe”; najgorsze od dekad. A obecna, rozgrywająca się w cieniu wojny odsłona wielkiej wystawy sztuki? Oto paradoks: na przekór złym czasom przydarzyła się nam wystawa wyzwolona z patriarchalnego reżimu, totalnie kobieca, niebinarna, magiczna, wiedźmowata, zmysłowa i bardzo surrealistyczna – najciekawsze Biennale w Wenecji od lat.

Słonica i bogini

Wystawa główna Biennale nazywa się Mleko snów i jest tak duża, że ma dwa początki. Jednym początkiem jest ustawione w weneckim Arsenale popiersie czarnej kobiety – monumentalna rzeźba z brązu wielkości małego domu: wizerunek bogini, naczynie, schronienie, sanktuarium, którego forma inspirowana jest architekturą i kulturą afrykańską.

Autorka tej pracy, afroamerykańska artystka Simone Leigh, jest na fali. 22 stycznia tego roku jej rzeźba Strażniczka, przedstawiająca Mami Watę, wodną boginię czczoną przez porwanych za Atlantyk afrykańskich niewolników, stanęła na rondzie Równości w Nowym Orleanie. Zastąpiła tam zrzucony z cokołu pomnik generała Roberta Lee, konfederackiego wodza, który w czasie wojny secesyjnej walczył o utrzymanie niewolnictwa na Południu.

Teraz Simone Leigh jest gwiazdą Wenecji. Została laureatką Złotego Lwa dla najlepszej artystki uczestniczącej w wystawie głównej, a do tego ma jeszcze spektakularny solo show w pawilonie narodowym Stanów Zjednoczonych. Czy trzeba dodawać, że jest pierwszą czarnoskórą kobietą, która reprezentuje USA na Biennale?

Simone Leigh, Sfinks, fot. Timothy Schenck
Simone Leigh, Sfinks, fot. Timothy Schenck
Simone Leigh, Żyrafa, fot. Timothy Schenck
Simone Leigh, Żyrafa, fot. Timothy Schenck

Drugim początkiem Mleka snów jest Elephant Kathariny Fritsch – praca otwierająca część wystawy głównej eksponowanej w Pawilonie Międzynarodowym. Niemiecka rzeźbiarka, starsza o pokolenie od Simone Leigh, również jest laureatką Złotego Lwa. Dostała go za całokształt twórczości razem z chilijską artystką Cecilią Vicuñą.

Elephant to naturalnej wielkości figura słonicy, która odbija się w wielkich lustrach rotundy Pawilonu Międzynarodowego. Praca ma wiele wymiarów. Pokryta matową zielenią jest – mimo swojego realizmu – bardzo malarska. Nawiązuje też do historii kolonizacji natury. W weneckich ogrodach, zanim pod koniec XIX w. zaczęto w nich budować pawilony wystawowe i organizować Biennale Sztuki, istniał zwierzyniec. Dożywotni wyrok odsiadywał w nim m.in. pewien nieszczęsny słoń; zwano go wówczas w Wenecji „więźniem z Giardini”.

Przede wszystkim jednak praca Fritsch przedstawia wielką samicę, przypominając, że słonie należą do ssaków, wśród których panuje matriarchat.

Odjazd patriarchatu

A więc wszystko jasne! Podwójny początek Mleka snów ustanawia reguły gry. To jest Biennale kobiet, matriarchalna wystawa. Dyrektorka artystyczna obecnej edycji, pracująca w Nowym Jorku włoska kuratorka Cecilia Alemani, zaprosiła do udziału

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Cały świat w małej Czarnej Górze Cały świat w małej Czarnej Górze
i
Małgorzata Mirga-Tas "Romani Kali Daj 3"
Przemyślenia

Cały świat w małej Czarnej Górze

Aleksandra Lipczak

Rozmowę z romską malarką, rzeźbiarką i aktywistką Małgorzatą Mirgą-Tas przeprowadziła Aleksandra Lipczak.

Aleksandra Lipczak: To dość niezwykłe miejsce, ta Czarna Góra.

Czytaj dalej