Rozmowę z romską malarką, rzeźbiarką i aktywistką Małgorzatą Mirgą-Tas przeprowadziła Aleksandra Lipczak.
Aleksandra Lipczak: To dość niezwykłe miejsce, ta Czarna Góra.
Małgorzata Mirga-Tas: Romsko-góralska wieś na pograniczu Spiszu i Podhala. Początek Spisza, przy rzece Białce. W sumie zależy, czy początek, czy koniec, ale dla mnie to właśnie początek.
Uwielbiam ją, to moje miejsce na ziemi.
Mieszkasz tu od dziecka?
Wychowałam się na romskim osiedlu – tym samym, gdzie mieszkam dzisiaj.
Moi dziadkowie i pradziadkowie mieszkali tu od niepamiętnych czasów. Pierwsze wzmianki o Romach w księgach parafialnych pochodzą z połowy XVIII wieku.
Był moment, kiedy chciałam ją porzucić. Wyjechałam do Krakowa na studia, potem do Irlandii. Po powrocie z moim mężem Marcinem, który też jest artystą, mieliśmy plan, żeby zamieszkać w Krakowie, bo tam byli nasi przyjaciele, projekty. Ale urodziło się pierwsze dziecko, a na dodatek mieliśmy wielkiego labradora. I okazało się, że Czarna Góra to dla nas fantastyczne miejsce do życia. Spacery z dzieckiem i psem z górami w tle, bliskość rodziny.
Czarna Góra od dawna przyciągała ludzi zafascynowanych romską kulturą. Od lat 70. przyjeżdżał tu znawca romskiej kultury Adam Bartosz, ściągali studenci, badacze, artyści.
To była w dużej mierze zasługa mojej rodziny. A to dość niesamowita rodzina. Babcia z dziadkiem byli niepiśmienni, ale udało im się wysłać dzieci do szkół i na uniwerstytety. Mój wujek Jan, który skończył krakowską AWF, był pierwszym romskim studentem w Polsce. Jest pisarzem, autorem znanych romskich baśni. Jego młodszy brat Andrzej, znany etnograf i badacz, był z kolei pierwszym Romem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ich siostra Stanisława skończyła Akademię Pedagogiczną.
Osiedle bardzo się zmnieniło przez ostatnie dekady. Ludzie powyjeżdżali za pracą do Anglii, Niemiec, na Śląsk. Kiedy byłam mała, mieszkało tu jakieś 300- 400 osób. Teraz jest nas około 80. Ale rodzą się nowe pokolenia, ludzie zaczynają wracać.
To mój azyl. Wszystko toczy się tu swoim rytmem, życie