Najnowszy zbiór rozpraw znanego i cenionego filozofa przyrody w całości poświęcony zmianom klimatycznym to jeden z największych skandali w literaturze ekologicznej ostatnich lat.
Po kilku pierwszych rozdziałach trafnie opisujących historię i tragizm wykorzystania w przemyśle paliw kopalnych, które zanieczyściły naszą planetę, autor przechodzi do analizy pojęcia dobrego klimatu i dosłownie – nie bójmy się tutaj użyć tego czasownika – idiocieje na naszych oczach.
„Najważniejszy jest dobry klimat” – deklaruje nasz znany filozof już w pierwszym zdaniu ostatniego rozdziału swojej książki. Ta niewinna formuła skrywa jednak osobliwą treść, bo co się okazuje? Profesor Barson przez „dobry klimat” rozumie nic innego jak dobrą zabawę w miłym towarzystwie. Z rozbrajającą szczerością oświadcza, że dla niego „dobry klimat” to głównie czas spędzony w akademiku (sic!) z grupą studentów, najlepiej pod wpływem napojów wyskokowych lub innych nielegalnych używek, kiedy nikt niczego od niego nie wymaga, kiedy nikt „nie uosabia figury matki i ojca zarządzających moim czasem i moją podmiotowością” (cytat ze s. 123), kiedy wyzwolony z obowiązków pedagogicznych oddaje się wolności i swojej „największej kochance – głupocie” (s. 130).
Czy tego potrzebujemy od autorytetów akademickich w XXI wieku? Zdecydowanie nie.