Mop Mop
Opowieści

Mop

Mateusz Kołczinger
Czyta się 2 minuty

Wróciłem do domu, gdy było już ciemno, ale o to przecież zimą nietrudno. Oprócz tego nawaliło światło w łazience i pewnie dlatego wpadłem na oparty o pralkę mop.

– Głupi mop! – zakląłem.

– Nie jestem głupi – zaprotestował mop. – I nie jestem mopem, skoro już rozmawiamy.

– A niby kim?

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Szamanem.

Wypowiedział to słowo w tak szczególny sposób, że zadrżałem. Nie od samego słowa, ale od ciszy, która po nim nastała. „Sprytna sztuczka – pomyślałem. – Ciekawe, gdzie się tego nauczył?”. Na szczęście nie dałem się omotać.

– Jesteś mopem – powiedziałem powoli. – A nie ciamanem.

Czasem, gdy się denerwuję, trochę seplenię i to się właśnie wydarzyło, choć akurat byłem zupełnie spokojny. Mop, skupiony na swoich fantazmatach, nie zauważył przejęzyczenia.

– Obaj dobrze wiemy – brnął dalej – kim jestem. Przecież nie wydałbyś na zwykły mop 89,90 zł?

– W komplecie było wiadro – zauważyłem.

Wiadro poruszyło się w mroku, ale nic nie powiedziało.

– Nawet z tym moim pomocnikiem 90 zł to dużo – powiedział mop, i w duchu musiałem przyznać mu rację.

– A co? – broniłem się. – Miałem kupić jakiś tandetny szmelc, w którym od razu wyrobiłby się gwint i złamał trzonek? A nawet nie złamał, tylko zgiął, bo takie badziewie nawet się popsuć porządnie nie potrafi?

Mop był nieugięty.

– Dobrze wiedziałeś, że nie kupujesz zwykłego mopa – powiedział. – Musisz to teraz sam przed sobą przyznać. Jednak zrobiłeś, co należało. Nie pożałujesz ani złotówki. Zaraz rozpoczniemy szamański taniec, który zmieni twoje życie.

Wiadro, w gotowości, wierciło się w kącie.

Nie mogłem już dłużej wytrzymać tej piramidalnej bzdury.

– Jesteś mopem! – wrzasnąłem. – Po prostu mopem! Zaraz ci to udowodnię!

Napełniłem wiadro, przeszedłem do pokoju i rozpoczęliśmy sprzątanie. Mop był rzeczywiście fantastyczny. Doskonale zbierał wodę. Wiadro miało idealną wielkość, a sitko służące do odciskania nie wyginało się, a tym bardziej nie wpadało do środka. Nigdy wcześniej tak dobrze mi się nie mopowało, ale też przyznam, że rzadko wcześniej sprzątałem, nie doceniałem tej czynności – jak bardzo niesłusznie!

Przed snem wymieniłem jeszcze żarówkę w łazience. Na widok bałaganu, który będę mógł rano uprzątnąć, i brudnej, błagającej o mop posadzki moje serce zalała słodycz.

Czytaj również:

Doktor wilczur Doktor wilczur
i
ilustracja: Archiwum „Przekroju”
Ziemia

Doktor wilczur

Szymon Drobniak

Nie tylko sikorki czy słonie, ale także muszki owocówki czy motyle potrafią leczyć się roślinami. Niemądry człowiek im w tym przeszkadza, mądry zaś je podpatruje.

Stąpam po lesie wysokimi, czaplimi krokami. Staram się jak najdelikatniej trącać mokre leszczynowe kotki i kapiące gałęzie. Las pachnie wodą i mchem. W dłoni mam mapę z naniesionymi na nią tajemniczymi krzyżykami – czuję się jak w terenowej grze. Każdy krzyżyk to miniaturowy świat jednej ptasiej pary, prostokątna budka z sos­nowego drewna kryjąca utkane z trawy, mchu i piór gniazdo, zawsze wyjątkowe, niepowtarzalne jak budująca je samica. To miejsce akcji mini epopei rozgrywającej się cichutko przez kilkadziesiąt dni – od pierwszych splotów subtelnej konstrukcji, poprzez niemożliwie małe i kruche jaja, aż do opierzonych podlotów opuszczających swój drewniany dom w połowie czerwca.

Czytaj dalej