Napisany przez Marcina Kołodziejczyka, narysowany przez Marcina Podolca komiksowy reportaż „Morze po kolana” zabiera nas do nadmorskiego letniska po sezonie. Kurort przypomina postpegeerowską mieścinę. Bezstopy wulkanizator przeklina niewierną żonę i marzy o samobójstwie. Narrator z kolei jest bezzębnym pijakiem, który zaliczył pięć semestrów polonistyki. Werystyczna fabuła jest punktem wyjścia do refleksji nad determinizmem społecznym i demiurgiczną mocą jednostki. Choć sposób pokazania prawdziwych ludzi i wydarzeń daje miejscami efekt niezamierzonego pastiszu.
„Morze po kolana” to drugi po „Dymie” (wywiad-rzeka z Pablopavo w formie komiksu) album Podolca, którego scenariusz jest ewidentnie literacki i niewizualny. Paradoksalnie jednak nic lepszego nie mogło przytrafić się Podolcowi, forma scenariusza wymusiła na nim kreatywność w warstwie graficznej. A artyście nie zabrakło ani pomysłów, ani warsztatu. Choć szkoda, że sama kreska jest zbyt zbliżona stylistycznie do wcześniejszych prac. Niektóre sekwencje czy pointy, które odpowiednio wybrzmiewają dopiero właśnie dzięki rysunkom, wręcz powalają. Klasa światowa. Podolec skończył na łódzkiej filmówce animację, jego umiejętność opowiadania obrazem, wejścia na metapoziom narracyjny w warstwie graficznej sprawia, że album nie tylko świetnie czyta się i ogląda, ale jego treść subtelnie nabiera właściwej głębi.