Morze po kolana Morze po kolana
Przemyślenia

Morze po kolana

Łukasz Chmielewski
Czyta się 1 minutę

Napisany przez Marcina Kołodziejczyka, narysowany przez Marcina Podolca komiksowy reportaż „Morze po kolana” zabiera nas do nadmorskiego letniska po sezonie. Kurort przypomina postpegeerowską mieścinę. Bezstopy wulkanizator przeklina niewierną żonę i marzy o samobójstwie. Narrator z kolei jest bezzębnym pijakiem, który zaliczył pięć semestrów polonistyki. Werystyczna fabuła jest punktem wyjścia do refleksji nad determinizmem społecznym i demiurgiczną mocą jednostki. Choć sposób pokazania prawdziwych ludzi i wydarzeń daje miejscami efekt niezamierzonego pastiszu.

„Morze po kolana” to drugi po „Dymie” (wywiad-rzeka z Pablopavo w formie komiksu) album Podolca, którego scenariusz jest ewidentnie literacki i niewizualny. Paradoksalnie jednak nic lepszego nie mogło przytrafić się Podolcowi, forma scenariusza wymusiła na nim kreatywność w warstwie graficznej. A artyście nie zabrakło ani pomysłów, ani warsztatu. Choć szkoda, że sama kreska jest zbyt zbliżona stylistycznie do wcześniejszych prac. Niektóre sekwencje czy pointy, które odpowiednio wybrzmiewają dopiero właśnie dzięki rysunkom, wręcz powalają. Klasa światowa. Podolec skończył na łódzkiej filmówce animację, jego umiejętność opowiadania obrazem, wejścia na metapoziom narracyjny w warstwie graficznej sprawia, że album nie tylko świetnie czyta się i ogląda, ale jego treść subtelnie nabiera właściwej głębi.

 

Czytaj również:

Królestwo za mgłą Królestwo za mgłą
Przemyślenia

Królestwo za mgłą

Paulina Wilk

Zofia Posmysz, więzień nr 7566, ma bezlitosną pamięć. Będąc 93-latką, potrafi zaśpiewać piosenki z dzieciństwa. A także odtworzyć to, jak anwajzerki tłukły bez opamiętania, jak potworna była praca w rowach – pasiaki zamarzały na ciele, jaki był widok na Beskidy zza latryn.

Pamięta też, jak tym, którzy trafili do obozu, znikały twarze i jak stojąc na wielogodzinnych apelach, śledziła zmieniający się kształt chmur, bo chmury były nad Auschwitz-Birkenau przez cały czas. I mgły, i deszcze, błoto i niebo nie do udźwignięcia – jak na obrazach Beksińskiego. Ta pamięć wydaje się ciążącym talentem, jednak była też drogą do wyzwolenia. Posmysz nie została w Auschwitz dzięki wspomnieniom przetworzonym w jej twórczości literackiej – adaptowanej w kinie, teatrze i operze Pasażerce czy Wakacjach nad Adriatykiem – wyszła za bramę. Duchy stały się do zniesienia.

Czytaj dalej