
Niektórzy zaczynają karierę z wysokiego C, a potem tracą i blask, i rozgłos. Ale są też przypadki odwrotne. I do takich należał Sławomir Mrożek.
Był lipiec 1950 r. Sam środek wakacji i sam środek stulecia. Luksusowy pociąg wycieczkowy Sunlit Nights Land Cruises właśnie opuścił Sztokholm, wyruszając w swój inauguracyjny kurs ku północy Szwecji. Mona Lisa Nata Kinga Cole’a królowała na szczycie listy najlepiej sprzedających się utworów magazynu „Billboard”, a na ekranach amerykańskich kin pojawił się pierwszy nieanimowany film wytwórni Walta Disneya – Wyspa skarbów.
A w Polsce, jak to w Polsce – trzeba było sobie jakoś radzić. Szczególnie że zbliżało się Narodowe Święto Odrodzenia Polski, czyli 22 lipca. Gdyby „Przekrój” mógł być w pełni tym, czym pragnął, byłby oknem na świat, tyle że ten dalszy. Jeśli redaktora naczelnego interesowały bowiem jakieś podwórka, to zdecydowanie francuskie (Marian Eile co roku jeździł na wakacje do Paryża, skąd przywoził mnóstwo wspomnień i płyt jazzowych). Czasy były jednak takie, że każde ukazujące