
Za pisane, głoszone przez siebie słowa są w swoich ojczyznach karani i prześladowani. Pisarze dysydenci i pisarze uchodźcy bezpieczną przystań znajdują w miastach sieci ICORN założonej m.in. przez Salmana Rushdiego. Polskie miasta też już w niej są.
Ma oczy koloru mocnej kawy i burzę ciemnych włosów na głowie. Siedząc przy oknie swego pokoju w Domu Łaskiego, opowiada o druzyjskich wierzeniach. W dłoni trzyma wisiorek: pięcioramienną, pięciobarwną gwiazdę – symbol tego wyznania. „Zielony oznacza umysł, biały – duszę, niebieski – słowo, żółty – następstwo, a czerwony – podążanie. Razem symbolizują człowieka. Mój ulubiony kolor? Zielony. Kiedyś wydawało mi się, że niebieski, ale teraz, może to kwestia wieku, skończyłam 37 lat, myślę, powinnam postawić na umysł” – śmieje się Kholoud Charaf.
A kiedy mówi o najważniejszych prorokach druzyjskiej religii (wśród nich są m.in. Jezus, Abraham i Arystoteles), komentuje: „Sami mężczyźni. A gdzie się podziały kobiety?”.
Życie pod pancerzem
Kholoud Charaf jest syryjską poetką. Jako stypendystka Międzynarodowej Sieci Miast Uchodźstwa ICORN na dwa lata zamieszkała w Krakowie. Rozmawiamy pod koniec kwietnia – właśnie minęły dwa miesiące od jej przyjazdu. Dom Łaskiego razem z sąsiednią Willą Decjusza toną w bujnej zieleni parku Decjusza na Woli Justowskiej. Ulubiony kolor poetki koi jej ból, tęsknotę, daje nadzieję na przyszłość. Choć gdy opowiada o Syrii, wojnie i rodzinie nadal z trudem powstrzymuje łzy. W kraju zostali jej rodzice i siostra – dzwoni do nich niemal codziennie. „Są w miarę bezpieczni. Ale wielu moich przyjaciół zginęło. Od siedmiu lat żyjemy w strachu, głodzie, terrorze. Tutaj trudno to sobie wyobrazić – wychodzisz z domu i za każdym razem nie wiesz, czy do niego wrócisz”.

Kraków? „Od razu polubiłam to miasto. Szymborską (w Syrii wszyscy nobliści od razu po otrzymaniu nagrody byli tłumaczeni na arabski) czytałam na długo, zanim dowiedziałam się o sieci ICORN i o tym, że tu zamieszkam.