Na drodze stało drzewo,
Pochyłe drzewo nad rzeką,
A wszystkie ptaki z tego drzewa
Odleciały gdzieś bardzo daleko.
Trzy na Wschód, trzy na Zachód,
A reszta w południową stronę.
I zostawiły na pastwę burzy
Drzewo osamotnione.
Rzekłem matce: „Słuchaj mamo,
Starczy jedno okamgnienie,
Jeśli tylko nie przeszkodzisz
W małego ptaka się zmienię.
I usiądę na tym drzewie
I kołysząc się łagodnie
Będę w mroźnym drzewa śpiewie
Śnieżną śnił melodię”.
Rzekła matka: „O mój Boże”
I zapłakała rzewnie.
„Uważaj mój synku, ty możesz
Zamarznąć na tym drzewie”.
„Szkoda twoich oczu mamo,
Jednym błyskiem, jednym znakiem
Starczy jedno mgnienie oka,
I stanę się małym ptakiem”.
Płacze matka „Itzik drogi,
Ja tego chyba nie przeżyję,
Przecież ty się zaziębisz,
Weź ciepły szalik na szyję.
No, już trudno, jak musisz być ptakiem,
To bądź, ale o jedno cię proszę.
Żebyś wziął baszłyk na głowę,
I na nogi włożył kalosze.
I ciepły sweter zimowy
Weź synku, mój synku szalony
Jeśli nie chcesz zejść w gościnę,
Do zmarłych i pogrzebionych”.
Podniosłem skrzydła, były ciężkie.
I natężyłem siły do ostatka,
Ale zbyt wiele rzeczy na me skrzydła,
Zbyt wiele włożyła matka.
I patrzyłem smutnie w jej oczy,
W oczy matki, której miłość była taka,
Że nie dała mi, nie pozwoliła
Zmienić się w ptaka.
Z jidysz przełożył Antoni Słonimski
Tekst pochodzi z numeru 57/1946 r., (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.