Na mieście coraz więcej mistyków. Coś jest nie tak.
Kiedy stałem na ulicy, podjechał do mnie jakiś facet, pomyślałem, że chce spytać o drogę. A ten odkręca szybę i mówi jak gdyby nigdy nic:
– Przepraszam pana, ale we śnie widziałem długą siwą brodę, która leżała obok mojego łóżka. Czy to znaczy, że w niebie wszyscy święci zaczęli się golić? Czy to wynik jakiejś nowej mody, a może czegoś innego? Interesowałby mnie pański pogląd w tej materii.
Zaskoczony, wskazałem palcem w jakimś kierunku i poszedłem w swoją stronę. Zaraz jednak napotkałem kobietę nerwowo przeszukującą zawartość własnej torebki – najwidoczniej jakiś wstręciuch zabrał jej portfel. Szczerze zatroskany podszedłem, by dowiedzieć się jak pomóc, lecz ona odpowiedziała mi pytaniem:
– Nie widział pan przypadkiem okręgu, którego środek jest wszędzie, a obwód nigdzie? Gdzieś mi się zapodział.
– Przecież tymi słowy Pascal nazywał Boga – zauważyłem, po czym dodałem drżącym głosem: – Trzymała pani Boga w torebce…?
– Tak – odpowiedziała wzruszając ramionami. – Jeśli jest On nieskończony, to może siedzieć wszędzie.
Zakręciło mi się w głowie i poszedłem przed siebie. Obierając kurs na mieszkanie, przyspieszyłem kroku.
I gdy wydawało mi się, że zaraz odnajdę upragniony spokój, w holu kamienicy natrafiłem na konsjerża, który zamiatał na klęczkach. Gdy zbliżyłem się, pokazał mi zawartość szufelki i powiedział ze łzami w oczach:
– Niezależnie od rozwiązania problemu nurtującego św. Tomasza, ile aniołów zmieści się na łebku jednej szpilki, niech pan lepiej pomyśli, jak zawrotne liczby tych cudacznych istot musieliśmy zdeptać bezmyślnie chodząc po naszej klatce schodowej!
Pobiegłem do góry i trzasnąłem drzwiami.
Koniec z wychodzeniem z domu.