Na skraju lasu Na skraju lasu
i
Abraham Govaerts, "Pejzaż leśny", ok. 1619 r., Muzeum Narodowe w Warszawie, zdjęcie: domena publiczna
Opowieści

Na skraju lasu

Michał Książek
Czyta się 7 minut

Gdy przyjrzymy się uważnie obrazom dawnych mistrzów, możemy uchwycić wiele zaskakujących szczegółów botanicznych, a także zobaczyć, jak wyglądało życie codzienne przed wiekami. Co wyczytamy z Pejzażu leśnego Abrahama Govaertsa?

Kiedy patrzę na Pejzaż leś­ny Abrahama Govaertsa (1589–1626), zastanawiam się, dlaczego malarz tak nazwał swoje dzieło. Obraz przedstawia groblę biegnącą przez rozlewiska, co prawda porasta ją aleja okazałych drzew, jednak bardziej prawdopodobne, że zostały one posadzone, niż że wysiały się same. Świadczą o tym ich równe i długie szpalery. Na to zaś, że stało się to co najmniej 100–150 lat przed powstaniem obrazu, wskazują ich pokrój i rozmiary. Wiodąca w głąb pejzażu droga jest zapewne traktem do pobliskiego miasta. Jego zabudowania wyłaniają się po drugiej stronie rozlewiska, nieco na prawo od alei. W pobliżu wody, na tle drewnianego obejścia pasą się owce, a dalej, ponad sielanką, widać dachy budynków i wyraźną wieżę kościoła. Go­vaerts spędził życie w Antwerpii, możemy więc domniemywać, że na obrazie utrwalił rodzinne miasto. Choć oczywiście wcale nie musiało tak być.

Na pierwszym planie autor przedstawił niewielką skarpę, która prowadzi do grobli, widzimy także prymitywny szlaban. W tym miejscu mógł kiedyś znajdować się most. W dwóch skrajnych punktach skarpy czernieją ślady po ogniskach ostrzegawczych. O tym, że je rozpalano, świadczą też przygotowany chrust i kawałek zwęglonego pieńka. Nieco niżej przez bród przeprawia się dwoje ludzi z zaprzęgiem konnym. Wydają się zmęczeni i głodni. Zapewne cały dzień byli w mieście i wracają właśnie do domu. Ich wóz jest solidnie obładowany. Prawdopodobnie oglądamy powrót z targu. Od strony miasta nadchodzi również kobieta z pakunkami. Jeden z ciężarów niesie na głowie, drugi zaś tuli pod pachą niczym dziecko albo dzban wina. A dokąd gna owce odświętnie ubrany pasterz? Wszak to wczesne popołudnie – pora, by pasły się na łące. Czyżby i on wracał właśnie z targu?

Światło obrazu wypełniają okazałe drzewa rosnące wzdłuż alei. Na podstawie widocznych cech kory, liści i pokroju korony można rozpoznać, że są to dęby. Kora pierwszego z drzew jest wyraźnie spękana, chociaż ma kształt płytek, a nie bruzd, jak to zazwyczaj bywa u dębów. Liście nie zostały co prawda wyraźnie przedstawione, charakteryzuje je jednak swoista forma, czyli są jajowate w zarysie, a lekko klapowane na brzegach. Kolejny okazały dąb stanowi ramę obrazu, a właściwie klamrę, którą artysta zamyka widok z południowej strony (lewej strony widza). Takie klamry z pni sędziwych drzew wydają się wręcz znakiem rozpoznawczym malarza z Antwerpii. Widzimy je m.in. w Pejzażu z rozbójnikami dzielącymi łup, Pejzażu leśnym z wozem, Leśnym pejzażu z wypoczywającą Dianą, Świętej Rodzinie i św. Janie Chrzcicielu w lesie czy na obrazie An elegant couple strolling through the forest (Elegancka para przechadzająca się po lesie).

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Abraham Govaerts, "Pejzaż leśny", ok. 1619 r., Muzeum Narodowe w Warszawie, zdjęcie: domena publiczna
Abraham Govaerts, „Pejzaż leśny”, ok. 1619 r., Muzeum Narodowe w Warszawie, zdjęcie: domena publiczna

Botanika Govaertsa jest wyraźnie stylizowana, tzn. modyfikowana w celu uzyskania cech ornamentu. Zabieg ten utrudnia rozpoznanie gatunków roślin malowanych przez artystę, np. efektowne drzewo przedstawione na prawo od grobli (na tle cienistego zadrzewienia) nie poddaje się tak łatwo klasyfikacji. Niemało kłopotów w oznaczeniu sprawiają też pozostałe rośliny drzewiaste i zielne, m.in. tworzące zarośla nadwodne. W wielu przypadkach okazuje się to wręcz niemożliwe. Na szczęście niektóre zdradzają istotne szczegóły pozwalające odgadnąć, z jakim gatunkiem mamy do czynienia. Na wysepce widzimy rachityczne drzewko z prostopadle umieszczonymi gałęziami rosnącymi w dość regularnych odstępach – to pokrój charakterystyczny dla świerka. W głębi wysepki można z kolei dojrzeć wierzbę białą, o typowym esowatym pniu i zwisających długich, ulistnionych pędach – to tzw. wierzba płacząca.

Po drugiej stronie grobli znajduje się suche drzewo z siedzącą na nim sroką. Trzy ocalałe liście wskazują, że to kolejny dąb. Po martwym pniu wije się dziki chmiel, o czym świadczą duże trójklapowe liście. Dostrzeżemy je również na pierwszym planie, w pobliżu skarpy ze szlabanem. Głębiej, na przeciwległym brzegu rozlewiska, artysta przedstawił grupę drzew, z których najciemniejsze i największe przywodzi na myśl dęby spotykane w dolinie Narewki (Puszcza Białowieska). Miewają one pokrój kuli i – jak u Govaertsa – formę pióropusza czy też wachlarza. Obok rachitycznego dębu widzimy białawe, smukłe w zarysie, a krępe w budowie korony, które można przypisać topolom białym. Jasna kora i wyraźnie białe rewersy liści cechują właśnie ten gatunek, podobnie jak grube konary przejmujące funkcję przewodnika lub zakłócające przebieg osi pnia.

Ujmujący jest detal kilku liści bluszczu na pniu pierwszego dębu w alei, z prawej strony. Pnącza bluszczu porastają też, jak się zdaje, dąb tworzący klamrę obrazu. Inne rośliny rosnące przy strumyku to prawdopodobnie trzcina pospolita – na co wskazują kłosy, czyli kwiat trzciny – i pałka wodna. Na korzyść pałki wodnej przemawia wysokość namalowanych roślin: rozmiarem dorównują one, zgodnie z prawdą botaniczną, znajdującemu się obok człowiekowi, który prowadzi konia. Widoczne są też szerokie liście typowe dla pałki wodnej. Podobny do niej tatarak ma węższe liście, poza tym trafił do Europy dopiero w XVI w., więc spokojnie możemy uznać, że to nie on znajduje się na obrazie.

W centrum pierwszego planu – tak jak w Pejzażu z rozbójnikami dzielącymi łup, który Govaerts stworzył wspólnie z Janem Breughlem i Sebastianem Vrancxem – siedzi szczygieł. Nieopodal, również na skarpie, autor umieś­cił dudka. Malarz musiał te ptaki widywać regularnie, skoro ich przedstawienie tak wiernie odpowiada rzeczywistości. Nie tylko pyszny czubek, płaszcz w ciepłym rudym kolorze czy długi dziób odzwierciedlają cechy dudka, zgadza się nawet paskowanie na ogonie. Tymczasem para ptaków – jeden siedzący na „szlabanie”, a drugi zawisający nad wodą u wejścia na groblę – jest trudna do oznaczenia. Sposób, w jaki drugi ptak zawisa, przypomina polowanie rybitwy. I choć znajdujemy się w miejscu, w którym mogłyby występować gatunki rybitw bagiennych, to zagadkowa para z pejzażu sławnego antwerpijczyka nie odpowiada żadnemu z nich.

Kolejny duet tajemniczych ptaków, być może tokujących, widnieje w koronie klamrowego dębu, tuż nad imponującą pajęczyną. Trudno je zidentyfikować, ale brązowo-marmurkowe upierzenie grzbietu jednego z nich wraz z siwą szyją i głową mogą wskazywać na turkawkę – gatunek leśnego gołębia.

Trzy kolory czy też trzy grupy kolorów, których w Pejzażu leśnym użył Govaerts – brąz ziemi, zieleń drzew i pochodne błękitu nieba – nadają dziełu jakąś terenową prawdę, leś­no-bagienne obycie. Taki właśnie trójkolorowy powidok przynosi z wycieczki każdy, kto spędził letni dzień w lesie i na łąkach. Podobnie jak w Pejzażu z rozbójnikami dzielącymi łup również w Pejzażu leśnym czuć, że artysta znał las. W Govaertsie da się rozpoznać bywalca łąk, bagien i lasów. Wydaje się nawet, że bardzo lubił to, co malował. Czyż nie świadczy o tym choćby pajęczyna umieszczona na pejzażu? Co prawda znajduje się ona w koronie dębu, czyli za wysoko jak na krzyżakowate, ale samo jej uwiecznienie sugeruje, że malarz doceniał dzieło pająka. Trudno szukać wrażliwego arachnofila nie tylko pośród przedstawicieli tamtej epoki, lecz także wśród dzisiejszych artystów.

Zapał, z jakim Govaerts w Pejzażu leś­nym uwiecznia zarośla, pojedyncze łodygi i wszelkiego rodzaju badyle, świadczy też o jego biofilii. Początkowo trudno nam, ze względu na możliwości naszej percepcji, wyodrębnić z kłębowiska zieleni konkretny kształt czy kolor i przyporządkować do niego gatunek. Dlatego na obrazie oglądamy przede wszystkim różnozielone tła, czasem zlane, czasem o szkieletowej strukturze traw, turzyc i oczeretów. Jednak tu i ówdzie wychynie zeń znajomy liść czy kwiat. W Pejzażu leśnym zwracają uwagę czerwony kwiat (mak?), liście babki, pędy orlicy pospolitej czy ciernista gałąź-pęd, którą widzimy w prześwicie za wozem na płyciźnie. Nie mamy pewności co do gatunku, choć takie rozmiary osiąga czasem dzika róża. Może to być też głóg bądź tarnina. Podobny pęd, acz mniejszy, znajdziemy u podstawy pnia dębu najbliższego przeprawie. Takie same pędy malarz przedstawił np. na obrazie Forest view with travellers (Widok leśny z podróżnikami). Ich pokrój, rozmiar i umiejscowienie każą myśleć raczej o dzikiej róży.

Gdzie zatem jest las na Pejzażu leś­nym Abrahama Govaertsa? Być może za artystą. Świadczy o tym pewna cienistość skrajnej partii pierwszego planu. Malarz stoi plecami do lasu, przed sobą ma odległy widok miasta, aleję, zaprzęg konny i pasterza owiec. Słońce dramatycznie przedziera się przez chmury i drzewa, ale nie rozjaśnia skraju lasu, postaci nie rzucają cienia. W świetlistą bramę – utworzoną z gałęzi dębu i poskręcanego drzewa przypominającego wierzbę – wchodzi pasterz. Ilekroć patrzę na niego, wydaje mi się, że zaraz zniknie. I kiedy po kolejnej lekturze dębów, dudka i szczygła wracam w to miejsce, on wciąż tam jest, wciąż idzie.

Czytaj również:

Widzieć gołym okiem Widzieć gołym okiem
i
zdjęcie: dzięki uprzejmości autora
Opowieści

Widzieć gołym okiem

Wojtek Wieteska

Interesuje go nie tyle przeszłość, ile to, jak przyszłość zmienia przeszłość. Z Ralphem Gibsonem, jednym z najbardziej uznanych amerykańskich artystów fotografików, rozmawia polski fotograf Wojtek Wieteska.

I’ll be your mirror
Reflect what you are,
in case you don’t know […]
I find it hard to believe you don’t know
The beauty you are
But if you don’t, let me be your eyes
A hand to your darkness, so you won’t be afraid
Lou Reed, I’ll Be Your Mirror

Wojtek Wieteska: W 1987 r. zobaczyłem w Nowym Jorku Twoje zdjęcia na żywo. To było zupełnie inne doświadczenie niż oglądanie ich w książkach. Odkryłem tekstury, tonację, jakość tych odbitek. Wszystkie subtelności, mistrzostwo tych fotografii. Od tego się wszystko zaczęło, moja historia z Tobą. Gdybym mógł zabrać ze sobą na bezludną wyspę tylko jedną książkę, wziąłbym Twój album Deus Ex Machina. Wiem, że tego typu schlebianie ego artysty może być irytujące, ale takie są fakty.

Czytaj dalej