W poprzednim numerze „Przekroju” wspomniałam o zafascynowanym Polską Belgu, Wimie Vadeckerhove, który towarzyszył nam podczas wizyty na targach Paris Photo, i zapowiedziałam kontynuację tego wątku, więc aby danego na piśmie słowa dotrzymać i uniknąć lawiny listów zawiedzionych czytelników, wraz ze skromną delegacją „Przekroju” wybrałam się zimą do stolicy Flandrii Wschodniej – Gandawy.
Hotel Orion, w którym się zatrzymaliśmy, był kiedyś prywatną rezydencją królowej belgijskiej Elżbiety. Utrzymany jest w stylu art déco, ale tylko z zewnątrz. W środku natomiast widzimy znane z Polski, szczególnie z domów wczasowych, zjawisko: podczas przeprowadzonego przed kilku laty generalnego remontu wnętrze zostało stylistycznie osadzone w latach 90., raczej wczesnych. Jeszcze zdecydowanie nie w tu i teraz. Łazienka mojego pokoju, który dawniej był biblioteką, tonie w mocnej czerwieni, potężny kominek zdobią plastikowe tulipany, a solidne, obłe fotele pokrywa ekologiczna skóra. W recepcji uwagę przyciąga niski stolik kawowy zrobiony z fałszywych pieniędzy. Ściany wokół wybudowanego w garażu basenu o rozmiarach wanny zdobi nieudolny fresk przedstawiający Gandawę przez wieki. Na pozostałych ścianach swojska przecierka. Wszystko bogate, ale liche, eleganckie, ale niedopracowane, ani stare, ani nowe, zawieszone w bezczasie.
Plakat z cyklu „The Belgian Congo”, ok.