Najprawdziwsza fikcja Najprawdziwsza fikcja
Przemyślenia

Najprawdziwsza fikcja

Recenzja „Elizabeth Finch” Juliana Barnesa
Paulina Wilk
Czyta się 5 minut

Elizabeth Finch jest postacią fikcyjną. Ale po lekturze książki mogę przysiąc, że ta imponująca persona­ istniała naprawdę. W swoim nowym dziele Julian Barnes znów prowadzi subtelną grę z pojęciami – życiem, prawdą i pamięcią. I choć powieść udała mu się w dwóch trzecich, tyle w zupełności wystarcza, by zachwycić czytelnika.

Każdy, kto miał odrobinę szczęścia, spotkał ją na swojej drodze. Osobę taką jak Elizabeth Finch, tytułowa bohaterka niewielkiej książki, którą Julian Barnes rzuca wyzwanie naszemu rozumieniu przeszłości. Ktoś, kogo – nawet jeś­li mieliśmy z nim do czynienia przez chwilę, w pracy, na uczelni, w życiu publicznym – na zawsze zachowujemy we wspomnieniach. Trwa tam jak autorytet, niekwestionowany i ponadczasowy, bo też z rozmysłem nieprzystający do współczes­ności. Oto osoba, która chce być niedzisiejsza. Pryncypialna, nieugięta i wierna swoim przekonaniom – trochę usztywniona, a dzięki temu bardziej wiarygodna w swoim niezachwianiu. Taka postać, wbrew kotłującej

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

„Kronika Dobrogosta” Wydawnictwo BLG, 2022 – recenzja „Kronika Dobrogosta” Wydawnictwo BLG, 2022 – recenzja
i
ilustracja: Gosia Herba
Rozmaitości

„Kronika Dobrogosta” Wydawnictwo BLG, 2022 – recenzja

Tomasz Wiśniewski

Sensacyjne odkrycie słowiańskiego rękopisu wzbudziło wielkie emocje nie tylko w środowisku naukowym: oto bowiem po raz pierwszy w dziejach mieliśmy uzyskać wgląd w świat mitologii i wierzeń naszych przodków, zapisanych nie ręką chrześcijańskiego misjonarza czy kronikarza, lecz „pogańskiego” kapłana – Dobrogosta z Arkony. Przed udostępnieniem tekstu szerszej publiczności poczyniono wielkie starania, aby upewnić się co do jego autentyczności. Zarówno datowanie węglowe, jak i analiza filologiczna potwierdziły, że rękopis pochodzi z IX w. Książka rzeczywiście zawiera szokujące treści, ośmieszające wszelkie dotychczasowe wysiłki historyków i religioznawców. Bóg Świętowit – wyjaś­nia nadbałtycki kapłan – nie jest, jak sądzono do tej pory, bogiem miecza, ale bogiem miłości. Swarożyc okazuje się patronem kochanków, błyskawica Peruna to zaś nie groźne grzmoty, tylko coś w rodzaju strzał Erosa/Kupidyna. Nowo odkryte źródło jasno pokazuje, że słowiański panteon nie składał się z patriarchalnych wojowników, lecz z postaci rozmiłowanych w wyrafinowanej erotyce. „Pod tym względem jakże blisko było naszym przodkom do swoich indoeuropejskich krewnych: ludów Indii” – powiada we wstępie główny redaktor tej publikacji, wybitny polski mediewista Łukasz Baran nazywany „Einsteinem nauk o religii Słowian”. Kronika Dobrogosta poza opisem początku kosmosu i funkcji rozmaitych bóstw pełna jest praktycznych zaleceń dla kochanków. Istotnie, dzieło to w zdumiewający sposób przypomina słynny indyjski traktat Kamasutra. Uczciwość nakazuje nam jednak odnotować, że już pojawiły się głosy, według których Kronika Dobrogosta to kolejna panslawistyczna mistyfikacja.

Czytaj dalej