Reklamówka na dnie Rowu Mariańskiego, pieluchy, kąpiel w wannie – o tych i o innych śmieciach opowiada Stanisław Łubieński.
Paulina Małochleb: Czy koronawirus zmienił podejście Polaków do środowiska?
Stanisław Łubieński: Przede wszystkim nie bardzo dociera do nas, że to nasze ingerencje w środowisko wywołały pandemię. Od jedzenia nietoperzy po samolotowe podróże, które przenoszą wirusy z jednego końca planety na drugi w kilkanaście godzin. Wszyscy skupiają się na tym, że teraz musimy odbudować gospodarkę i to nawet kosztem środowiska. Dodatkowo paniczny strach o życie spowodował, że przestaliśmy wykonywać choćby minimalny wysiłek – rzucamy na ziemię maseczki, wywalamy na ulicy foliowe rękawiczki. Mówi się, że planeta odetchnęła, ale nie wydaje mi się, aby ten stan długo potrwał. Producenci plastiku i produktów jednorazowych nabrali wiatru w żagle. Daliśmy się przekonać, że to, co jednorazowe jest bardziej higieniczne i uratuje nam życie.
Czy reklamówka, która znajduje się na dnie Rowu Mariańskiego, stanie się symbolem naszych czasów?
Powoli się nim staje – i jest to symbol w gruncie rzeczy apokaliptyczny. Pokazuje, że nie panujemy zupełnie nad naszymi śmieciami, które docierają w niegdyś niedostępne miejsca – jak Rów Mariański czy odludne wyspy na środku Pacyfiku. Ta reklamówka stanowi też dowód na to, do jakiego stopnia już zniszczyliśmy środowisko.
Jest ona też ładnym obrazkiem medialnym – bardzo dobrze klikają się zdjęcia wyspy śmieci, koników morskich z patyczkami higienicznymi. Czy przekładają się one na jakąś zmianę?
Myślę, że jednak tak. Były takie ba