Nauka pływania Nauka pływania
i
„Dzieci na plaży”, Joaquín Sorolla, 1916 r. (domena publiczna)
Opowieści

Nauka pływania

Mikołaj Łoziński
Czyta się 3 minuty

1

Mało kto pamięta z dzieciństwa, jak uczył się chodzić czy mówić. Ale każdy chyba pamięta naukę pływania. Nawet jeśli nie zakończyła się sukcesem.

Pierwsza klasa podstawówki. Warszawa, koniec lat 80. Zapach chloru, który uderza od wejścia na basen i zapowiada, co zaraz nas czeka. Jeszcze tylko szatnia, prysznice i brodzik z wodą. A potem wuefista będzie wrzucał nas po kolei do zimnego basenu. Na końcu toru, tam, gdzie nie sięgamy już dna. Wynurzającym się, próbującym łapać powietrze, machającym rękoma i nogami dzieciom poda łaskawie kij. Nigdy nie widziałem, żeby sam wszedł do wody.

Nie nauczyłem się wtedy pływać, ale nauczyłem się bać wody. Do tego doszła historia rodzinna, którą mama opowiedziała mi o swoich kuzynach. Byli nastolatkami, poszli nad rzekę. Jeden skoczył do wody i zaczął się topić, a drugi rzucił się na ratunek. Uratował brata, ale on sam – porwany przez wir – utonął.

Może dlatego mama pływała zawsze tylko żabką, nie zanurzając głowy. I powtarzała, żebym nie wchodził za głęboko do wody. Tata potrafił jeszcze na plecach, ale nie odpływał tam, gdzie nie miał dna. To i tak lepiej niż ich rodzice, którzy w ogóle nie umieli pływać.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Podobno dziadek na plaży w byłej Jugosławii zachwycił się wodą i postanowił nauczyć się pływać, ale skończyło się na pluskaniu przy brzegu, bo miał już mocno po siedemdziesiątce i to były jego ostatnie wakacje nad morzem.

Nikt z rodziny więc specjalnie mnie nie naciskał, żebym nauczył się pływać. Na podwórku też, mówiło się przecież: „Umiesz pływać? To spływaj”.

Jednak mimo że trzymałem się z dala od wody (a może właśnie dlatego?), zafascynowałem się powieściami o żeglarzach i piratach. Moją ulubioną Wyspę skarbów (ze wzburzonym morzem na okładce) mama czytała mi na okrągło – kiedy dochodziła do końca, prosiłem, żeby zaczynała od nowa. Zaczytaliśmy ją do imentu, aż się rozpadła.

W liceum było podobnie. Z jednej strony załatwiłem sobie lewe zwolnienie, żeby tylko nie musieć chodzić na basen, a z drugiej moją ulubioną lekturą był Lord Jim.

2

Dziś, ponad 20 lat później, umiem już pływać i patrzę na moje dzieci, które uczą się żabki na sąsiednim torze. Widzę w ich ruchach te same obawy, niepewność i onieśmielenie wobec wody – chociaż jest ciepła i nikt ich do niej na siłę nie wrzuca.

A może wszyscy tak mają? Nie tylko ja i moje dzieci.

Na przykład moją żonę jej wysportowany tata zmuszał do nauki pływania. Mogła nie pójść na popołudniowe zajęcia na basenie tylko pod jednym warunkiem: jeśli akurat spała, bo sen był u nich w domu jeszcze ważniejszy od pływania.

Więc jeszcze zanim nauczyła się pływać, potrafiła już zasypiać „na zawołanie” – w każdej chwili i w każdym miejscu. Do dzisiaj to umie i zazdroszczę jej tego. Podobnie jak tego, że świetnie pływa.

Teraz razem zastanawiamy się, jak motywować nasze dzieci do pływania. Ale tak, żeby nie miały potem przykrych wspomnień.

Przypomina mi się, co wymyślili rodzice mojego przyjaciela, którzy pod koniec podstawówki wzięli mnie ze sobą na wakacje nad morze. Pozwalali wychodzić nam wieczorami na imprezy, ale pod warunkiem, że następnego dnia wstaniemy o ósmej rano i pójdziemy się wykąpać w Bałtyku.

Dziś nie wiem, na czym bardziej im zależało: czy na tym, żebyśmy co rano pływali, czy raczej żebyśmy nie imprezowali co wieczór?

W każdym razie poradziliśmy sobie z tym. Wstawaliśmy codziennie o ósmej, siadaliśmy we dwóch na pustej plaży i półprzytomni patrzyliśmy w morze. A przed powrotem do domu tylko moczyliśmy kąpielówki i ręczniki na samym brzegu.

3

Przypominam sobie ten piękny widok z plaży i zastanawiam się, czy w stosunku do wody nie przejawiał się mój ogólny stosunek do życia. Woda kojarzy się z potęgą, siłą i witalnością. A strach przed nią może być strachem przed życiem i unikaniem konfrontacji z tym, co przynosi.

Kto wie? Woda może być chyba metaforą wszystkiego. Mówi się przecież „kropla w morzu”, „morze ludzi”, „lanie wody” czy „ciepła woda w kranie”. Pamiętam też, co w czasach przed pojawieniem się tanich linii lotniczych powtarzali kierowcy autokarów turystycznych: „Proszę państwa, toaleta w autokarze to temat rzeka”.

A Albert Einstein powiedział: „Ludzie są jak morze. Czasem łagodni i przyjaźni, czasem burzliwi i zdrad­liwi. Przede wszystkim to jednak tylko woda”.

Może tak zachęcę moich synów do pływania? Bo dlaczego mieliby się bać sami siebie.

"Dzieci na plaży", Joaquín Sorolla, 1916 r. (domena publiczna)
„Dzieci na plaży”, Joaquín Sorolla, 1916 r. (domena publiczna)

Czytaj również:

Bez laurki na Dzień Taty Bez laurki na Dzień Taty
Przemyślenia

Bez laurki na Dzień Taty

Mikołaj Łoziński

1

Jak rozmawiać o śmierci z dziećmi, jak z rodzicami, jak z samym sobą?

I kiedy?

Czytaj dalej