
Zwykle, aby zasłużyć na miejsce w Konkursie Głównym Festiwalu Filmowego w Cannes, reżyser przechodzi swoistą „ścieżkę zdrowia”. Najpierw bierze udział w oficjalnym konkursie filmów krótkich Cinefondation. Jeśli się spodoba, jego fabularny debiut dostaje szansę udziału w którejś z równoległych sekcji Festiwalu – La Semaine de la Critique albo bardziej prestiżowy Un Certain Regard. Wreszcie, przy dobrych wiatrach, drugi, może trzeci film twórcy może się ubiegać o miejsce w wyścigu o Złotą Palmę.
Raz na jakiś czas zdarza się jednak, że ktoś wywraca tę hierarchię. Jak w ubiegłym roku, gdy, ku zaskoczeniu wielu, do selekcji ze swoim debiutem wskoczył Ladj Ly. W canneńskich księgach zapisał się podwójnie, bo został też pierwszym w historii niebiałym francuskim reżyserem w Konkursie. Jego Nędznicy to wstrząsająca, gęsta opowieść o współczesnym getcie, multikulturowym tyglu, w którym między mieszkańcami a policją nieustannie dochodzi do zwarć. Akcję filmu osadził w miejscu, które zna na wylot – osiedlu Les Bosquets leżącym w owianych złą sławą podparyskich przedmieściach Montfermeil.
Nędznicy – wyświetlani jako drugi, zaraz po Truposze nie umierają Jima Jarmuscha, konkursowy tytuł – z miejsca stali się wydarzeniem. Na drodze do prestiżowej Nagrody Jury twórca pokonał między innymi Quentina Tarantino i Almodóvara. Dziewięć