Nie mam swojego rytuału – rozmowa z Harlanem Cobenem Nie mam swojego rytuału – rozmowa z Harlanem Cobenem
i
„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa
Przemyślenia

Nie mam swojego rytuału – rozmowa z Harlanem Cobenem

Jan Pelczar
Czyta się 14 minut

Z Harlanem Cobenem rozmawiałem przy okazji premiery polskiej produkcji Netflixa – W głębi lasu – adaptacji powieści, której bohaterowie próbują rozwiązać zagadkę sprzed lat.

Na letnim obozie ginie czworo młodych ludzi, ale odnaleziono jedynie dwa ciała. Tuż przed planowaną na 12 czerwca premierą autor książkowego pierwowzoru i jeden z producentów serialu opowiadał mi o swojej pracy nad książkami, ale też o tym, jak cieszą go adaptacje jego powieści realizowane w różnych krajach przez różnych twórców. Bo „najgorsze dzieła filmowe na podstawie literatury to te, których autorzy są niewolniczo przywiązani do książki. Najlepsze tworzą artyści, którzy rozumieją różnice między medium wizualnym a tym opierającym się na słowie”.

Jan Pelczar: Pandemia jest chyba niewdzięcznym tłem dla pisarza kryminałów. Po wprowadzeniu kwarantanny w USA przeczytałem na stronie CBS News, że po raz pierwszy od lat 50. XX w. w Miami, w ciągu siedmiu tygodni nie odnotowano żadnego zabójstwa.

Harlan Coben: Nie wiedziałem o tym. To dobra wiadomość. Ludzie zniknęli z ulic, trudno powiedzieć, co się między nimi działo. Pandemia była tematem numer jeden przez parę miesięcy, teraz przyćmiły ją protesty po śmierci George’a Floyda. Żyjemy w bardzo ciekawych czasach.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Czy to na pewno dobre wieści dla autora powieści kryminalnych?

Naturalne jest to, że jeśli mniej ludzi wychodzi z domów, to przestępczość spada. Co to oznacza dla mnie jako pisarza? Nie wiem. Nie przejmuję się tym. Jestem szczęśliwy, jeśli popełnia się mniej zbrodni. Czy kiedykolwiek napiszę o pandemii? Też nie wiem. Dopiero zobaczymy, jak potoczy się wszystko, co z nią związane. Akcja moich książek zazwyczaj dzieje się tu i teraz. Kończyłem ostatnią powieść, kiedy pandemia w nas uderzyła, dlatego ostatecznie osadziłem jej akcję w 2019 r. Inaczej za dużo musiałbym zmieniać, np. wprowadzać szczegóły związane ze społecznym dystansowaniem. Poprzednie książki oraz seriale, wśród nich W głębi lasu, dzieją się w świecie sprzed koronawirusa. Nie wiem, jak jego pojawienie się wpłynie na świat literacki i nie wiem, jak na pisanie wpłyną wspomniane przeze mnie protesty. Podejrzewam, że odcisną swoje piętno, ale nie jestem w stanie przewidzieć jakie. Nie zacząłem jeszcze pracować nad nowym materiałem. W czasie pandemii rozwijałem pomysł na książkę osadzoną w 2019 r. Ale wszystko się zmienia. Po 11 września nie byłem przekonany, czy będę pisał książkę w jakikolwiek sposób powiązaną z tematem zamachów na WTC, ale ta rzeczywistość przebiła się na każdą stronę. Czasem potrzebuję więcej dystansu, musi minąć nieco czasu.

W swoich książkach nie koncentruje się pan na faktach, czy na rozwiązaniu zagadki, ale na tym, jak zmienia się sytuacja, jak wpływa na bohaterów. Tak było również w przypadku W głębi lasu.

W powieści wziąłem pod lupę te same problemy z rasizmem, z którymi zmagamy się teraz. Książka miała swoją premierę w 2007 r. Pisałem ją w latach 2004–2005. Dziś stoimy przed identycznymi konfliktami. W przypadku polskiej adaptacji serialowej nierówności na tle rasowym zostały zastąpione przez walkę klasową. To często bardzo podobne mechanizmy.

„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa
„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa

Nie wiem, czy to dobrze, ale po obejrzeniu pierwszych odcinków W głębi lasu nie interesowało mnie, kto zabił, ale kim są główni bohaterowie, jak na nich wpłynęły wydarzenia z przeszłości, kim się stali?

Tego właśnie oczekiwałem, tego chciałem. Odbieram to jako komplement. Dzięki temu serial jest czymś więcej niż tylko trzymającym w napięciu thrillerem. Czego potrzeba, by stworzyć wspaniały thriller? Mogę stworzyć ekscytującą intrygę z wieloma zwrotami akcji, ale jeśli widzowie nie będą czuli więzi z Laurą i Pawłem, jeśli nie będzie ich obchodziło, co stanie się z bohaterami serialu, to znajdą się w takiej sytuacji jak kierowca w bardzo drogim, eleganckim samochodzie, który nie został zatankowany. Bez benzyny nigdzie nie pojadą.

Napędem W głębi lasu jest historia miłosna. Skoro przypadła do gustu polskim czytelnikom książki, to powinna spodobać się w przypadku adaptacji telewizyjnej. Czy to rozważne, by było romantycznie? Tak. Dzięki temu chcemy, żeby Paweł poznał prawdę o tym, co spotkało jego siostrę. Pragniemy rozwiązać zagadkę, która kryje się w tytule – co wydarzyło się na letnim obozie w głębi lasu. To oczywisty napęd całej historii. Każdy miał takie wakacje, letnie miłości. Momenty, nad którymi może się pochylić i zapytać: „co by było, gdyby?”. Dla Laury i Pawła to pytanie wciąż ma moc. Widz poznaje ich jako zakochanych osiemnastolatków, dopiero potem jako dorosłych, którzy żyją z innymi ludźmi. Łączą ich złamane w przeszłości serca, dawna miłość. Naszym zadaniem, jako twórców serialu, było obudzenie wśród widzów uczuć do tych bohaterów. W głębi lasu miało być czymś więcej niż tylko sensacyjną fabułą.

Największą rolę mieli tu do odegrania aktorzy – Agnieszka Grochowska i Grzegorz Damięcki w części współczesnej oraz Wiktoria Filus i Hubert Miłkowski w retrospekcji z lat 90.

Są fantastyczni. Dziennikarze pytają mnie o obsadę marzeń. A ja już mam swoich wymarzonych aktorów. Są wspaniali. Nie znałem ich wcześniej. Obejrzałem co nieco, kiedy dowiedziałem się, kto zagra główne role, ale nie spodziewałem się, że zrobią tak wiele, bazując na tak skromnym materiale. Mówię swoim amerykańskim przyjaciołom oraz aktorom, z którymi pracowałem przy innych serialach, w USA i Anglii, że muszą koniecznie obejrzeć W głębi lasu, by zobaczyć, jak niesamowicie utalentowana i uniwersalna jest ta obsada. Szczególnie moje Laury i moi Pawłowie. Nie mogę sobie wyobrazić, że ktoś mógłby zagrać to lepiej.

Co pan wiedział o polskich realiach przed adaptacją The Woods

Zawsze miałem wspaniałe kontakty z polskimi czytelnikami. Mam fejsbukowy profil: w żadnym mieście na świecie nie ma tylu osób, które go obserwują, co w Warszawie. Drugi jest Paryż, a trzeci Kraków. Nie sądzę, by jakiekolwiek podpisywanie przeze mnie książek w dowolnym miejscu na świecie obyło się bez czytelnika z polskim wydaniem. Nieważne, czy to trasa promocyjna we Francji, w Anglii, czy tu w Stanach Zjednoczonych. Zawsze ktoś przychodzi z polskim egzemplarzem. To zabawnie pochlebiające i jestem z tego niezwykle zadowolony.

Pytam o wiedzę o Polsce, bo, jak pan wspomniał, niezwykle aktualny dziś konflikt rasowy, obecny w książce W głębi lasu został zastąpiony podziałami klasowymi. Jak rozumiem, to była świadoma decyzja. A czy w innych przeróbkach polskich scenarzystów coś pana zaskoczyło? 

Zaskoczony byłbym wtedy, gdybym się tego nie spodziewał. A ja przecież wiedziałem, że będą zmiany. Moją inspiracją do napisania W głębi lasu było własne doświadczenie pracy opiekuna na letnim obozie. Miałem wtedy 17, czy 18 lat, miałem taką pracę, jaką w serialu wykonuje Paweł. Moi wychowankowie byli młodsi, ale i tak czułem, że jestem za młody, by się nimi zajmować. Zastanawiałem się, co by było, gdybym czegoś nie dopilnował i jacyś moi podopieczni zbłądzili w lesie i nigdy nie wrócili? Kiedy obejrzałem sceny zrealizowane do serialu, zauważyłem, że to zupełnie inny obóz, ale wciąż czułem się, jakbym tam był. To właśnie zasługa polskich scenarzystów. Kiedy piszesz, to im bardziej jesteś szczegółowy, tym bardziej uniwersalny jest efekt. Wielu dziennikarzy, z którymi rozmawiałem, powtarza, że byli w dokładnie takich miejscach, na niemal identycznych wyjazdach. Dla nich to było autentyczne. Jestem Amerykaninem, nasze obozy wyglądały inaczej, ale i ten wydaje mi się prawdziwy, wiernie odtworzony. To właśnie klucz do dobrego opowiadania historii. Wszystkie detale, fryzury, ubrania, muzyka, to sprawia, że opowieść ożywa.

Polskie hity z lat 90. to muzyka, która może wpaść w ucho publiczności na całym świecie?

Wakacje, do których wracałem wspomnieniami, budując atmosferę w książce, miały miejsce na przełomie lat 70. i 80., w Pensylwanii i New Jersey. Mimo to powieść stała się bestsellerem także w Polsce. Teraz równie dobrze serialowa rzeczywistość może przemówić do widzów we Francji, Wielkiej Brytanii, Singapurze, w krajach arabskich, czy w USA. Netflix to 190 krajów. Uniwersalna historia będzie ważniejsza niż pojedyncza piosenka. Wpadło mi w ucho Two Princes od Spin Doctors. Nie znałem tego utworu. Nie mogę wyrzucić z głowy Dzieci Elektrycznych Gitar. Tej piosenki nie tylko nie znałem, ale i nie rozumiałem słów. Mimo to gdziekolwiek nie poszedłem, w kółko nuciłem „hej, hej la, la, la, la, hej, hej, hej”. Oglądałem nagrania z tego dnia, gdy aktorzy nic innego nie robili, tylko grali, że są pijani i śpiewają ten przebój. Każdy ma podobne wspomnienie, tylko podkłada w nim inną piosenkę. Nie tytuł jest ważny. W pamięci zostaje moment przy wiśniówce, dżinie czy jakimkolwiek trunku, z ówczesnymi najlepszymi przyjaciółmi. Nieważne, czy to się działo w latach 50., 80., czy już w XXI w. To uniwersalne przeżycie.

Jako czas młodości i niewinności serial pokazuje lata 90. Jest mocno zanurzony w ich, coraz modniejszej, estetyce. Współczesność przez kontrast to epoka mroku i smutnej dorosłości. Czy ma pan refleksję, że przez ostatnie ćwierć wieku świat zmienił się na gorsze?

W serialu lata 90. nie wyglądają wcale uroczo. Nie wszystko, co przedstawiliśmy, jest takie wesołe i pełne szczęścia, szczególnie po powrocie z wakacji do rzeczywistości. To oczywiste, że teraz przechodzimy przez trudne czasy. Urodziłem się w 1962 r. Szorstkie lata 60. pamiętam z perspektywy małego chłopca. I to prawda, że lata 70., 80. i 90. wydają się relatywnie ciche i spokojne, kiedy je zestawić z tym, co dzieje się teraz. Ale niektórzy dopiero w ostatnich tygodniach, dopiero po protestach wywołanych śmiercią George’a Floyda, dowiadują się, że chociaż tak było dla nich i dla wielu innych ludzi, to miło i wygodnie nie było dla wszystkich. Przed nami długa droga, jeśli chcemy, żeby wszyscy trafili w takie miejsce, w jakie powinni, w jakim chcieliby trwać. Trzeba wykonać sporo pracy, by tak się stało. Jednak jeśli spojrzymy, też relatywnie, ale w skali ludzkiej historii, to czas, który płynie do dziś nieprzerwanie od 1945 r., jest jednym z lepszych w naszych dziejach. Czy może być lepiej? Tak. Czy powinno? Tak. Ale czy już jest lepiej niż przez większość znanych nam okresów historycznych? Tak.

Cokolwiek się dalej nie wydarzy, jest pan zabezpieczony na przyszłość, między innymi za sprawą podpisanego z Netflixem kontraktu na wiele ekranizacji. Czy nie boi się pan przykładu George’a R.R. Martina? Serial wyprzedził jego pisanie, a czytelnicy spragnieni są kolejnych tytułów. 

W ciągu ostatnich pięciu lat stworzyłem sześć seriali, ale królową zawsze pozostanie powieść. Piszę równie szybko. Jeśli to się zmieni, przestanę działać w branży telewizyjnej. Teraz potrafię to pogodzić. Dwa lata temu robiłem dwa seriale po sobie – Juste un regard we Francji i Safe w Anglii. Mój wydawca był nieco zdenerwowany. Udowodniłem, że niepotrzebnie, bo zamiast tradycyjnej jednej książki rocznie, napisałem wówczas dwie. W Polsce na wydanie wciąż oczekują moje dwie książki. W USA w marcu ukazała się moja najnowsza powieść The Boy from the Woods. Następna, już ukończona, ukaże się w marcu przyszłego roku. Potrafię utrzymać tempo, współpracuję z niezwykle utalentowanym zespołem, ufam swoim ludziom, mogę na nich polegać. Przywykłem do pracy ze sprawdzonymi fachowcami i jeśli chodzi o polski serial, też byłem w dobrych rękach. Dzięki temu, że pracuję z kimś, kto rozumie moje oczekiwania, mogę skupić się na oglądaniu, nie muszę specjalnie się angażować.

Jestem z Wrocławia. W moim mieście najpopularniejszym autorem kryminałów jest Marek Krajewski, znany ze skrupulatnego podejścia do swojej pracy i szczegółowo zaplanowanego dnia, pełnego powtarzalnych rytuałów. On też jest niezwykle płodnym autorem. Pan utrzymuje równie wysokie tempo na międzynarodowej arenie. Są na to jakieś metody?

Działam raczej spontanicznie. Kiedy zapytasz o sposób pracy 10 pisarzy, dostaniesz 11 różnych odpowiedzi. Moim rytuałem jest akurat brak rytuału. Czasem piszę na tym [podnosi do kamery czarny notes], w niektóre dni sięgam po to [w zasięgu pojawia się iPad], w inne używam tego [podnosi przed obiektyw laptopa], a niekiedy piszę na komputerze, przez który połączyłem się z tobą. Kiedy zaczyna mi się lepiej pisać o poranku, zostaję przy tym. Przez większą część mojej kariery wychowywałem czworo dzieci. Teraz są dorosłe, najmłodsze ma 18 lat. Wcześniej nie było mi łatwo pisać w domu, sporo czasu spędzałem w kawiarniach, po odwiezieniu dzieci do szkoły. Jeśli w określonej kawiarni pisało mi się dobrze, wracałem tam, aż do momentu, kiedy ta passa ustała. Wtedy szukałem innej.

„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa
„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa
„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa
„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa

Kiedy pisałem książkę The Stranger (na podstawie której też powstał serial Netflixa) potrzebowałem pojechać do Nowego Jorku. Zamówiłem Ubera. To 45-minutowa trasa, więc czułem się winny, że wydaję na to tyle pieniędzy. Zacząłem więc pisać na tylnym siedzeniu Ubera. Szło mi doskonale, więc przez trzy tygodnie zamawiałem Ubera za każdym razem, gdy musiałem gdzieś pojechać i pisałem. Ze mną jest jak z piłkarzem, który nie zmienia konkretnej pary getr, gdy jego zespól ma zwycięską passę, albo nie goli brody w jej trakcie. Liczą się takie drobne rzeczy i przesądy. Stąd ciągłe zmiany w moim podejściu do miejsca i sposobu pisania. Jeśli dana metoda działa przez dwa, trzy tygodnie lub dwa, trzy miesiące, to się jej trzymam. Czegoś nowego szukam, dopiero gdy się wyczerpie.

Czy seriale pisze się panu podobnie jak książki?

Pisanie to pisanie, ale praca jest bardzo różna. Szczególnie w przypadku adaptacji książek. Trzeba zaakceptować, że efekt ekranowy będzie się różnił od papierowego, bo tak być powinno. Najgorsze dzieła filmowe na podstawie literatury powstają, gdy autorzy są niewolniczo przywiązani do książki. Najlepsze tworzą artyści, którzy rozumieją różnice między medium wizualnym a tym opierającym się na słowie. To daje wolność. Wystarczy, że myślisz obrazem. Kiedy opowiadasz w książce, możesz wejść w czyjąś głowę, opowiedzieć czytelnikowi, co bohater myśli. W serialu musimy wszystko pokazać przez ujęcia i akcję. W przypadku W głębi lasu patrzę na to w ten sposób: jestem wokalistą, który miał wielki przebój. Teraz zespół z Polski chce nagrać cover. Nie chcę, by przeróbka brzmiała jak oryginał. To byłoby nudne i bezcelowe. Chcę usłyszeć w ich wykonaniu polską kulturę, wrażliwość, niech wezmą moją piosenkę i stworzą atrakcyjną hybrydę. Myślę, że to się udało.

„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa
„W głębi lasu”, reż. Leszek Dawid i Bartosz Konopka, wspólny projekt Harlana Cobena i Netflixa

Czy po publikacji W głębi lasu udało się przekonać własne dzieci, że będą bezpieczne na podobnym obozie?

Z nimi nie było problemu. Nie jeździły na letnie obozy, nie dlatego, że im zabroniłem, czy miały uraz, po prostu miały inne ulubione wakacyjne aktywności. Ja też nie byłem wiele razy na takich obozach, zaledwie dwa, trzy razy. Raz jako 15-latek, a potem już jako opiekun, wtedy na taki obóz wyjeżdżało się na całe osiem tygodni wakacji. Ale kiedy ukazała się książka, moi przyjaciele mieli akurat dzieci w takim wieku, że zaczynali wysyłać je na podobne obozy. Dzwonili spanikowani: „po tej lekturze boimy się to zrobić”. Odpowiadałem, że to tylko zmyślona historia.

Jakie kolejne historie są przerabiane na seriale?

Gdy wybuchła pandemia, kończyliśmy zdjęcia w Hiszpanii do adaptacji Niewinnego. Reżyseruje Paolo Marin, twórca Niewidzialnego gościa. W roli głównej gra hiszpański gwiazdor Mario Casas. Zostało nam jeszcze dwa, trzy tygodnie pracy na planie. Premiera, która miała mieć miejsce na koniec roku, zapewne zostanie przesunięta. Jednocześnie, z ekipą, z którą zrobiłem Stranger, SafeFive (polski tytuł: Porzucony według Harlana Cobena), przygotowujemy adaptację Zostań przy mnie. Film dla Netflixa na podstawie Sześć lat później zamierza nakręcić David Ayer, reżyser Bogów ulicy i scenarzysta Dnia próby. Niedługo ogłosimy tytuły następnych produkcji, planowanych w kolejnych krajach.

Podróż dookoła świata z Harlanem Cobenem. Pytają pana o wymarzoną obsadę, ja zapytam o wymarzony kraj.

Dobre pytanie, ale nie znam odpowiedzi. Zrobiłem dwie realizacje we Francji i chętnie tam wrócę, jestem w trakcie rozmów na temat niemieckiej produkcji, chętnie popracowałbym w Brazylii i Ameryce Południowej.

Podoba mi się pomysł podróży dookoła świata, to byłoby coś niezwykłego. Uwielbiam pracować z utalentowanymi ludźmi dorastającymi w kulturach, których nie znam. Ciekawi mnie Azja, może zrobimy serial na tamtym rynku. Platformy streamingowe to umożliwiają.

Kiedy dorastałem, a nawet jeszcze całkiem niedawno, bo gdy dorastały moje dzieci, w Stanach właściwie nie oglądaliśmy zagranicznych filmów. Po prostu ich nie było. Wy oglądaliście amerykańskie seriale, ale Amerykanie nigdy nie oglądali zagranicznych. Co będzie następnym wielkim trendem na rynku telewizyjnym? Międzynarodowe produkcje, rynki zagraniczne. Być może Polska stanie się jednym z nich. Mam nadzieję, że nasz serial otworzy ludziom oczy, jak wiele talentów rozsianych jest po całym świecie. Dzięki platformom streamingowym ludzie, którzy nigdy nie byliby w stanie zobaczyć wybitnych polskich aktorów, poznają ich możliwości.

Na zagranicę otworzyło się już kino, czego największym dowodem był oscarowy triumf Parasite. Podobał się panu ten film?

Jest świetny. Dwa moje ulubione filmy poprzedniego sezonu to ParasiteJojo Rabbit. Najlepsze filmy, które widziałem w ostatnich dekadach w kinie to zagraniczne produkcje. Niemieckie Życie na podsłuchu, wspomniany Niewidzialny gość z Hiszpanii oraz argentyński Sekret jej oczu. Sam jestem najbardziej dumny ze swojej francuskiej produkcji – filmu Nie mów nikomu, który wyreżyserował Guillaume Canet. Główne role zagrali w nim François Cluzet i Kristin Scott Thomas.

Amerykańskie thrillery przeniosły się do telewizji, w kinach pozostały superprodukcje. Nie jestem wielkim fanem filmów Marvela, nie narzekam na nie, ale one po prostu nie są dla mnie. Szukam czegoś innego i okazało się, że mogę to znaleźć w zagranicznych filmach.

Harlan Coben, zdjęcie: ActuaLitté/Flickr (CC BY-SA 2.0)
Harlan Coben, zdjęcie: ActuaLitté/Flickr (CC BY-SA 2.0)

Harlan Coben:

Amerykański pisarz, bestsellerowy autor popularnych na całym świecie (w sumie 32!) powieści kryminalnych, thrillerów i scenariuszy. 12 czerwca na platformie streamingowej Netlifx będzie miał premierę serial W głębi lasu, zrealizowany na podstawie powieści The Woods z 2007 r.

Rozmowa odbyła się dzięki uprzejmości platformy Netflix.

Czytaj również:

6 rzeczy, które wreszcie możesz zrobić bez poczucia winy 6 rzeczy, które wreszcie możesz zrobić bez poczucia winy
i
ilustracja: Shua Babe, United Nations COVID-19 Response / Unsplash
Pogoda ducha

6 rzeczy, które wreszcie możesz zrobić bez poczucia winy

Jan Pelczar

Wszyscy jesteśmy na tym froncie, żyjemy tu i teraz, pielęgnujemy więzi społeczne. Nawet w izolacji, w kwarantannie i samotnie – łączymy się z innymi, rozmawiamy, przeżywamy wspólnie. Tymczasem wartościowe może być skorzystanie z pozytywnego wpływu rozmaitych aspołecznych zachowań, którym możemy – nareszcie – bezkarnie folgować.

Zamiast więc narzekać, że teatr online to proteza, cieszmy się, że nikt nie kaszle przed koncertem.

Czytaj dalej