Nie zawsze warto wszystko wiedzieć Nie zawsze warto wszystko wiedzieć
i
Kadr z filmu "The Disciple", reż. Chaitanya Tamhane
Przemyślenia

Nie zawsze warto wszystko wiedzieć

Rozmowa z Chaitanyą Tamhanem
Dariusz Kuźma
Czyta się 9 minut

Sharad, główny bohater nagrodzonego na prestiżowych festiwalach w Wenecji i Toronto filmu The Disciple, chłonie pod czujnym okiem swego guru przekazywane z pokolenia na pokolenie tajniki klasycznej muzyki indyjskiej, systemu pozbawionego tradycyjnego zapisu nutowego na rzecz improwizacji popartej latami czy wręcz dekadami praktyk. Mężczyzna ma dwadzieścia kilka lat i pragnie stać się godnym kultywowania wielowiekowych tradycji, obrana przez niego droga wiąże się jednak z życiem pełnym wątpliwości i wyrzeczeń. Darek Kuźma porozmawiał z Chaitanyą Tamhanem, reżyserem The Disciple, o różnych aspektach klasycznej muzyki indyjskiej i byciu artystą w dzisiejszym świecie.

Dariusz Kuźma: Pokazujesz w The Disciple, że mimo swych bogatych tradycji klasyczna muzyka indyjska jest dziś w Indiach kulturową niszą. Co sprawiło, że poświęciłeś kilka lat życia na realizację filmu na ten temat?

Chaitanya Tamhane: Rzeczywiście nie cieszy się za dużą estymą w ramach kultury popularnej, ponieważ aby potrafić zrozumieć jej piękno, docenić jej formalną i muzyczną złożoność, należy mieć jakąś wiedzę w tej dziedzinie, zaś wykonywanie jej przed publicznością wymaga uprzedniej wieloletniej edukacji. Gdy dorastałem, nie miałem w zasadzie pojęcia o istnieniu klasycznej muzyki indyjskiej. Poznawałem

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kino to centrum handlowe Kino to centrum handlowe
i
Tsai Ming-liang (mat. prasowe)
Przemyślenia

Kino to centrum handlowe

Rozmowa z Tsai Ming-liangiem
Mateusz Demski

Film jest dla mnie sztuką opartą na patrzeniu. Nie fabuła, nie kontekst czy opowieść, a obraz, który sam w sobie jest przecież niezwykle bogaty w znaczenia, jest tym elementem kluczowym i najbardziej poruszającym w kinie – mówi Mateuszowi Demskiemu Tsai Ming-liang, jeden z najbardziej znanych i najczęściej nagradzanych filmowców tzw. nowej fali tajwańskiego kina, przedstawiciel nurtu slow cinema i ulubieniec publiczności festiwalu Nowe Horyzonty. Reżyser planował w tym roku przylecieć do Wrocławia. Jak łatwo się domyślić, koronawirus pokrzyżował te plany.

Ze względu na pogarszającą się sytuację epidemiczną i dla bezpieczeństwa publiczności organizatorzy postanowili zmienić również formułę samego festiwalu i przenieść wydarzenie do sieci. W dniach 5–15 listopada widzowie ze swoich domów będą mogli zobaczyć ponad 170 tytułów z kilkudziesięciu różnych krajów. Wśród nich znalazł się najnowszy film Tsai Ming-lianga, który swoją światową premierę miał na tegorocznym Berlinale. Dni to opowieść o spotkaniu dojrzałego mężczyzny i młodego masażysty, o sytuacjach życia codziennego. To kino kontemplacji, oparte na powolnym rytmie, długich statycznych ujęciach, pozbawione słów, w którym zwyczajowa akcja i liniowa fabuła przestają mieć znaczenie. W prostocie i minimalizmie tego filmu zawarte są jednak najgłębsze prawdy.

Czytaj dalej