Barbara Hoff to kobieta, która przez dekady zmieniała oblicze polskiej ulicy. O tym, jak kultowa była to projektantka i dziennikarka, oraz o legendarnej marce, której była twórczynią, powiedziano i napisano już dużo, ale jeszcze nigdy tego dorobku nie pokazano na wystawie. Pojedyncze modele można było odnaleźć jedynie w muzeach (schowane głęboko w zbiorach), czasem też w książkach pojawiały się wzmianki o jej niezwykłym dorobku.
Coś jednak drgnęło i oto – dzięki Muzeum Miasta Gdyni, kuratorce Weronice Szerle, a także projektantce i kolekcjonerom, którzy rysunki, ubrania oraz zdjęcia przechowali – mamy wreszcie okazję zobaczyć ich lwią część na żywo, wszystkie zebrane w jeden fascynujący zbiór.
Młodsze pokolenie zupełnie nie wierzy, że jedna osoba robiła tak dużo rzeczy w czasach, kiedy nie było Internetu, a i telefon nie był oczywistym narzędziem pracy. Wydaje się jednak, że ekspozycja jest najatrakcyjniejsza właśnie dla młodego pokolenia. Układ idealny do zdjęć na media społecznościowe, całość przystępna wizualnie, dobrze opracowana, ma też walory edukacyjne. Język opisu to hashtagi, krótkie, ale bardzo treściwe, wyjaśnienia z obrazowymi grafikami oraz aktualne do dziś cytaty chwytające publikę za serce, jak te: „wyprodukowanie niemodnej bluzki kosztuje tyle samo, co wyprodukowanie modnej” lub „moda nie jest dla grubych czy chudych tylko dla wszystkich”. Stare zdjęcia uzupełniono o nową (kolorową), zrealizowaną w Gdyni sesję autorstwa znanej fotografki Zuzy Krajewskiej. Nowe zdjęcia zdecydowanie udowadniają, że wiele z modeli Hofflandu można by było nosić nawet dziś, wszak mamy modę na vintage! Same ubrania są raczej mało skomplikowane, ale w tym tkwił chyba sekret – w niezwykle prostym projekcie i ciekawie dobranej do niego tkaninie. Często ten sam model odszywano z różnych materiałów – co też udało się pokazać na kilku przykładach na wystawie, a co pozwalało uatrakcyjnić ofertę, przy mniejszym nakładzie pracy. W materiałach, nierzadko realizowanych specjalnie na potrzeby marki, ogromną rolę odgrywał kolor albo wyraźny wzór (np. łączki, geometryczny inspirowany malarstwem Mondriana, Gauguina, sztuką graffiti czy eklektycznym pop-artem lat 70. XX w.). Do tego wyrazisty element graficzny jak napis Hoffland. Tylko i aż tyle! Bo projekt ten realizowały fabryki o różnym stopniu zaawansowania technologicznego, w masowej skali. Wydaje się więc, że im bardziej projektantka ograniczała się do prostoty, tym bardziej efekt finalny był zadowalający. Ale to nie wszystko! Można dotykać próbek tkanin, poczuć, czym różni się jedwab od bawełny (w Hofflandzie częściej używano tego drugiego, tak samo flaneli lub elanobawełny), poszperać w starych pismach, obejrzeć materiały filmowe czy dużą ilość sesji zdjęciowych realizowanych przez Hoff i jej ówczesnych przyjaciół – dziś znane postaci świata kultury oraz sztuki. Za aparatem stał często Tadeusz Rolke, Wojciech Plewiński czy Janusz Sobolewski, a w późniejszych latach, Robert Kulesza. W roli modeli występowali m.in.: aktor Daniel Olbrychski, modelka i projektantka Grażyna Hase, modelka Małgorzata Niemen czy aktorka Małgosia Braunek.
Starsi też się na wystawie odnajdą – często doświadczą nostalgii za własną młodością, przypomną sobie, co wówczas nosili, a może i wciąż mają w szafach. Bluzki o kroju fraka; koszule dziadka; sukienki „w łączkę”; intensywne w kolorze, drelichowe koszule; damskie kombinezony; trencze; kolorowe, plastikowe sandałki czy baleriny. Przede wszystkim uświadomią sobie, że kupując, doświadczali ważnego fenomenu, jakim jest moda, która w Polsce (zwłaszcza w swojej powojennej odsłonie) dopiero od niedawna cieszy się zainteresowaniem badaczy, kuratorów oraz muzeów. Przez lata była za bliska ciału, za bardzo zwykła i zbyt oczywista, by poważniej ją analizować, a dorobek Hoff zdecydowanie na taką uwagę zasługuje. Mówi dużo o samej historii mody – zmieniających się trendach, liniach, kształtach czy preferowanych sezonowo kolorach. Jest też historią osoby wykonującej relatywnie nowy w naszym kraju zawód, który nie dał się zakwalifikować na żadną odpowiednią legitymację. To zarówno świetna lekcja o społeczeństwie, które w opresyjnym systemie, zwracało się ku zachodnim trendom, jak i o wielkich zmianach technologicznych, gospodarczych oraz politycznych (bo Hoffland istniał też po 1989 r.). Z punktu widzenia historyka mody, utopijnie chciałabym może, by ta wystawa była jeszcze większa. Żeby odnaleziono i pokazano zdecydowanie więcej, tak aby podziwiać wszystkie kultowe modele z kilkudziesięciu lat działalności Pani Barbary, o których tyle słyszałam i czytałam, ale nie miałam nigdy okazji dotknąć, zobaczyć na własne oczy.