Zagłaskać kotka
Opowieści

Zagłaskać kotka

Ewa Pawlik
Czyta się 4 minuty

Prezentowana poniżej okła­d­ka nie ma nic wspólnego z „Przekrojowymi” kociakami, którym poświęcony zostanie niniejszy artykuł. Jest to jedyny przedstawiciel rodziny kotowatych spośród prawie 500 kociaków, które zdobiły okładki pisma w całej jego historii. Wszystkie fotografował Wojciech Plewiński, autor kilkuset zdjęć okładkowych, jedyny fotograf zatrudniony na etat pomiędzy 1956 a 1990 rokiem. Pomysłodawcą cyklu był jednak redaktor naczelny, Marian Eile.

Okładka „Przekroju” nr 203/1949
Okładka „Przekroju” nr 203/1949

Plewiński trafił do redakcji dzięki wstawiennictwu Barbary Hoff, współtworzącej wówczas z Janką Ipohorską dział mody. Działo się to w tym samym czasie, gdy w Krakowie powstawała Piwnica pod Baranami Piotra Skrzyneckiego i teatr Cricot 2 Tadeusza Kantora, w Warszawie otwierano klub studencki Stodoła, a w Białymstoku uruchomiono pierwszy w naszym kraju sklep samoobsługowy. Nad atolem Bikini zdetonowano pierwszą trójfazową bombę atomową, Marilyn

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Polując na to, co się może zdarzyć
i
Dar Pomorza (1974)/ fot. Wojciech Plewiński
Przemyślenia

Polując na to, co się może zdarzyć

Tomek Niewiadomski

Budzi się lipcowy dzień, piątek, jeśli to może mieć jakieś znaczenie. Poranny deszcz rozpuszczają promienie słońca. Miejsce przy oknie, w dodatku twarzą w kierunku jazdy, witam uśmiechem. Może wyprawa z Warszawy do Krakowa nie jest zbyt ekscytująca, ale perspektywa spotkania z Wojtkiem Plewińskim nadaje wszystkiemu inną rangę. Pociąg rusza, wraz z nim widoki za oknem, które dotykam wzrokiem zaledwie przez chwilę, zanim znikną za moimi plecami. W tej drodze, z myślami w roli współpasażera, dochodzę do wniosku, że za oknem spotyka się na moment przyszłość z przeszłością. Myślę sobie również, patrząc na te spowite poranną mgłą lasy, że ładna ta nasza polska kraina.

W końcu wita mnie Kraków, którego pełne zdarzeń ulice obserwuję przez okno taksówki zatrzymującej się po kwadransie przed zanurzonym w zieleni domem państwa Plewińskich. 

Czytaj dalej