Nigdy nie będziesz mądrzejszy od swojej widowni Nigdy nie będziesz mądrzejszy od swojej widowni
i
Frank Spotnitz; zdjęcie: dzięki uprzejmości Big Light Productions
Opowieści

Nigdy nie będziesz mądrzejszy od swojej widowni

Rozmowa z Frankiem Spotnitzem
Dariusz Kuźma
Czyta się 11 minut

„Złota era seriali” już przeminęła. Powstaje cała masa złych, przeciętnych czy zupełnie niepamiętanych produkcji, a jednocześnie, statystycznie, nigdy wcześniej nie powstawało tyle dobrych seriali. Wyzwanie polega na tym, by wyróżnić się spośród ogromu realizowanych treści i sprawić, że twój serial będzie coś dla widza znaczył – wyjaśnia producent i scenarzysta telewizyjny Frank Spotnitz, współtwórca sukcesu Z Archiwum X oraz Człowieka z Wysokiego Zamku.

Dariusz Kuźma: Wiem, że jako scenarzysta i producent nie lubisz być określany mianem showrunnera, ale termin ten stał się tak popularny, że chciałbym zacząć naszą rozmowę od zdefiniowania, kim tak naprawdę jest showrunner?

Frank Spotnitz: Określenie showrunner odnosi się głównie do branży amerykańskiej i powstało nie tak dawno, w latach 90. XX w. Oznacza głównego scenarzystę, a zarazem producenta serialu. Nie przepadam za nim, wydaje mi się przesadnie pochlebcze. Nigdy sam bym siebie nie określił osobą szefującą projektowi (od angielskiego run the show, przyp. red.), bo pracują nad nim równie mocno inni scenarzyści i producenci. Natomiast faktem pozostaje, że showrunner to osoba, która jest pewnego rodzaju nadzorcą oraz podejmuje ważne decyzje. System hollywoodzki wyróżnia

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Romeo i Julia z jerozolimskiego sztetlu Romeo i Julia z jerozolimskiego sztetlu
Przemyślenia

Romeo i Julia z jerozolimskiego sztetlu

Miłada Jędrysik

Shtisel to opowieść na czasy, w których próby przywrócenia dawnych restrykcyjnych norm społecznych zwykle kończą się źle. W izraelski serial o nieszczęśliwej miłości wkręciła się – ku swemu wielkiemu zdumieniu Miłada Jędrysik.

Oni się kochają, ale przeciwko ich związkowi są obie rodziny. Brzmi znajomo, ale to nie jest historia zwaśnionych rodów. Rody nie miałyby nic przeciwko, ale takie małżeństwo po prostu nie spodobałoby się tam, na górze. Bo on jeszcze nie ma trzydziestki, a ona jest 10 lat starsza i pochowała dwóch mężów. W ortodoksyjnej żydowskiej społeczności zamieszkującej Geulę, dzielnicę Jerozolimy, małżeństwa muszą zostać skomponowane tak, żeby miały jak największe szanse na harmonijne trwanie. Skomponowane – bo zadanie dobrania męża i żony należy do swata lub swatki. To zbyt poważna sprawa, żeby pozostawić ją romantycznym złudzeniom młodych. No więc on, Akiwa, grany przez błękitnookiego Michaela Aloniego, zakochuje się w Eliszewie (w tej roli filmowa gwiazda Ajjelet Zurer). To dwoje pięknych izraelskiego kina, a tu on chowa się za pejsami, rzadką brodą i tym śmiesznym, za małym (zapewne tylko z naszego punktu widzenia, pannom z Geuli się to podoba) kapeluszem, ona pod sztywną peruką i spódnicami ledwo ponad kostkę. Czy dalej są piękni? Oczywiście. Tam nie ma niepięknych postaci – owdowiały ojciec Akiwy rabin Szulem, ze swoim wielkim brzuszyskiem i okruszkami jedzenia w rozłożystej brodzie, jego trochę za tłusty syn Cwi Arie, emablowane przez Szulema w celach gastronomicznych 60-latki w czepkach nietwarzowych tak bardzo, że aż boli; oni wszyscy jakoś rozczulają. Przy czym nie jest to rozczulenie tkliwe i łzawe. „Tam jest takie ciepełko” – powiedziała kiedyś przyjaciółka o pewnej znajomej rodzinie. W tym serialu jest właśnie takie ciepełko. Pewnie dlatego, że oni wszyscy – Akiwa, jego bracia, siostry, wujkowie, babcia – to dobrzy ludzie. Zwykli ludzie.

Czytaj dalej