Nowy Szekspir czy „Moda na sukces”? Nowy Szekspir czy „Moda na sukces”?
Przemyślenia

Nowy Szekspir czy „Moda na sukces”?

Zofia Karaszewska
Czyta się 11 minut

Edward St Aubyn to pisarz pochodzący z arystokratycznej rodziny, który dzięki życiowemu doświadczeniu biegle porusza się w patologiach wyższych sfer. Jako wytrychu używając ironii i satyry, doskonale rozprawia się z zależnościami, relacjami i rodzinnymi okrucieństwami tego środowiska. Tym razem autor autobiograficznego cyklu Patrick Melrose zabiera nas w cyniczny i bezwzględny świat kanadyjskich bogaczy, w którym spadki rodzinne są demoralizująco wysokie, a zasady moralności to tylko niepotrzebne ograniczenia. Pieniądze, w największych nawet ilościach, nie dają bohaterom satysfakcji, choć w żaden sposób nie można sobie pozwolić na to, żeby je stracić albo żeby ich w łatwy i chytry sposób nie zyskać. Natomiast żądze i potrzeby emocjonalne rzadko dotyczą miłości, częściej dominacji i władzy.

W takim środowisku dorastały rozpuszczone córki magnata prasowego, biznesmena Henry’ego Dunbara, który poświęcił całe życie na budowanie finansowego imperium. Pewnego dnia przestało im jednak wystarczać wygodne życie i perspektywa odziedziczenia ogromnego majątku po ojcu. Zresztą większość bohaterów tego zdeformowanego świata nie umie znaleźć odpowiedzi na pytanie: Ile pieniędzy trzeba mieć, by uznać, że już wystarczy?

Abby i Megan dochodzą do wniosku, że pragną mieć więcej, niż to zaplanował ich ojciec, i decydują się przejąć podstępem władzę w rodzinnej firmie. Wbrew jego woli umieszczają Dunbara w ekskluzywnym sanatorium w Anglii. W spisku bierze udział Bob, zachłanny na pieniądze lekarz i miłośnik wszelkich używek, żyjący z siostrami w namiętnym trójkącie. Swoim zamiłowaniem do środków psychoaktywnych przypomina on samego Patricka Melrose’a. Narkotyki wypełniają po brzegi torbę lekarską Boba, a on sam skrzętnie korzysta z okazji, by farmakologicznie poprawić sobie nastrój, dlatego jego ciało jest „zbitką niekontrolowanych symptomów i rozszalałych efektów ubocznych”.

Oprócz narkotycznych eksperymentów czytelnikowi nie zabraknie również sensacyjnych wątków. Fabuła przepełniona jest zamachami, pościgami i wrogimi korporacyjnymi przejęciami. Czasami intrygi i spiski przekraczają jednak możliwości percepcyjne czytelnika, a akcja zaczyna przypominać książki Iana Fleminga z Jamesem Bondem w roli głównej (w Dunbarze walka właściwie też toczy się o władzę nad światem, w tym przypadku są to międzynarodowe media). Nie dajmy się jednak nabrać na efekty specjalne…

Złe córki próbują pozbawić władzy starego króla, trzecia – ta dobra i początkowo odrzucona – wraca, żeby ochronić ojca. To nie tylko intertekstualne nawiązanie do Szekspira czy jego trawestacja, to sam Szekspir. Dunbar powstał w ramach „Projektu Szekspir” („Hogarth Shakespeare”) – międzynarodowego konceptu, który zakłada odczytanie na nowo wybitnych dzieł angielskiego dramaturga przez uznanych na świecie powieściopisarzy. I tak np. Jo Nesbø zmierzył się z Makbetem, Margaret Atwood napisała nową Burzę, Tracy Chevalier – Otella. Autorowi Patricka Melrose’a przypadł Król Lear.

Ta intrygująca gra z mistrzem okazała się jednak ograniczeniem dla Edwarda St Aubyna. Pisarz z trudem wychodzi w swojej opowieści poza fabularne ramy, a wewnętrzne niepokoje i koszmary bohaterów rzadko przebijają się przez sensacyjną otoczkę. Nagłe zwroty akcji są niezbędne, żeby zaprowadzić nas do tragicznego finału, ale bohaterowie gubią w nich swoje osobowości i szekspirowską głębię.

Na tym tle pozytywnie wyróżnia się wątek ucieczki Dunbara z sanatorium. Robi się ciekawie, gdy głosy, które bohater dopuszcza do świadomości, idąc samotnie przez las, burzą jego dotychczasowe podejście do życia, a asocjacje wywoływane przez udrękę nocnej ucieczki zaczynają nas odsyłać do jego trudnego dzieciństwa.

Znakomitą postacią jest też towarzysz króla mediów Peter, podstarzały komik i alkoholik, któremu w powieści przypada rola Błazna. Peter ciągle myśli, jak by tu się napić, najlepiej na koszt bogacza, ale przy tym znakomicie ironizuje, wyśmiewa i filozofuje: „wszystko jest historią. Nim się spostrzeżesz, że coś się zdarzyło, to się już zdarzyło i minęło. Słynna oszustka o imieniu teraźniejszość stale znika w poznawczej szczelinie”. Tu warto wspomnieć, że mocną stroną tej powieści jest język, ale ani on, ani znakomite tłumaczenie Macieja Płazy nie ratują całości.

Blado w nowoczesnym wydaniu Króla Leara wypadają też kobiece bohaterki. Ich tragizm nie zostaje oddany, nie budzą w czytelniku emocji. Córki Dunbara są przerysowane, irytujące w swoim dychotomicznym myśleniu o świecie, a ich decyzje pozbawione psychologicznych podstaw. Nawet śmierć szlachetnej Florence śmieszy absurdem i patosem, a swój rodowód wydaje się czerpać niestety z telewizyjnych „mydlanych tasiemców”. Pisarz gubi się w groteskowych zabiegach fabularnych, a czytelnik zamiast katharsis doznaje rozczarowania.

Dunbar to ciekawy w pierwotnym założeniu, ale nieudany eksperyment literacki. Daleko mu do szekspirowskiego pierwowzoru i świetnego cyklu Patrick Melrose. Zbyt daleko, a szkoda.

 

Czytaj również:

Kołatanie Rogatego Serca Kołatanie Rogatego Serca
i
rys. Daniel Mróz
Opowieści

Kołatanie Rogatego Serca

Mikołaj Gliński

W stulecie odzyskania niepodległości przyglądamy się dziwnym Polek i Polaków relacjom z wolnością. W ostatnim odcinku cyklu za Stanisławem Szukalskim szukamy śladów Polaków na Wyspie Wielkanocnej i zgłębiamy teorię zermatyzmu – koncepcję, która zawstydziłaby wielu dzisiejszych turbo-Słowian.

USA, kwiecień 1940 r. Stanisław Szukalski wsłuchuje się w płynące z trzeszczącego radioodbiornika dźwięki. Relację z inwazji wojsk hitlerowskich na Danię składa amerykański korespondent ze Szwecji, a dokładnie z miasta Bohuslän. Słuchającego nazwa ta uderza jako dziwnie znajoma. Bohuslän to przecież „Bogu slan”, czyli po polsku „do Boga wysłany”. Następny dzień Szukalski spędza, studiując najstarsze dostępne mapy Europy. Wielogodzinne studia doprowadzają go do niezwykłego odkrycia: mapa Skandynawii wręcz usiana jest nazwami, które jednoznacznie wskazują na ich słowiański (polski) rodowód. Co więcej, takie nazwy znajdują się w całej Europie, a także na innych kontynentach, a nawet – co już naprawdę frapujące – na najodleglejszych morzach. Wyjaśnianiu tej zagadki poświęci Szukalski następne niemal 50 lat życia. W ich toku odkryje zupełnie inną historię ludzkości, w której niebagatelną rolę odegrali Polacy.

Czytaj dalej