Edward St Aubyn to pisarz pochodzący z arystokratycznej rodziny, który dzięki życiowemu doświadczeniu biegle porusza się w patologiach wyższych sfer. Jako wytrychu używając ironii i satyry, doskonale rozprawia się z zależnościami, relacjami i rodzinnymi okrucieństwami tego środowiska. Tym razem autor autobiograficznego cyklu Patrick Melrose zabiera nas w cyniczny i bezwzględny świat kanadyjskich bogaczy, w którym spadki rodzinne są demoralizująco wysokie, a zasady moralności to tylko niepotrzebne ograniczenia. Pieniądze, w największych nawet ilościach, nie dają bohaterom satysfakcji, choć w żaden sposób nie można sobie pozwolić na to, żeby je stracić albo żeby ich w łatwy i chytry sposób nie zyskać. Natomiast żądze i potrzeby emocjonalne rzadko dotyczą miłości, częściej dominacji i władzy.
W takim środowisku dorastały rozpuszczone córki magnata prasowego, biznesmena Henry’ego Dunbara, który poświęcił całe życie na budowanie finansowego imperium. Pewnego dnia przestało im jednak wystarczać wygodne życie i perspektywa odziedziczenia ogromnego majątku po ojcu. Zresztą większość bohaterów tego zdeformowanego świata nie umie znaleźć odpowiedzi na pytanie: Ile pieniędzy trzeba mieć, by uznać, że już wystarczy?
Abby i Megan dochodzą do wniosku, że pragną mieć więcej, niż to zaplanował ich ojciec, i decydują się przejąć podstępem władzę w rodzinnej firmie. Wbrew jego woli umieszczają Dunbara w ekskluzywnym sanatorium w Anglii. W spisku bierze udział Bob, zachłanny na pieniądze lekarz i miłośnik wszelkich używek, żyjący z siostrami w namiętnym trójkącie. Swoim zamiłowaniem do środków psychoaktywnych przypomina on samego Patricka Melrose’a. Narkotyki wypełniają po brzegi torbę lekarską Boba, a on sam skrzętnie korzysta z okazji, by farmakologicznie poprawić sobie nastrój, dlatego jego ciało jest „zbitką niekontrolowanych symptomów i rozszalałych efektów ubocznych”.
Oprócz narkotycznych eksperymentów czytelnikowi nie zabraknie również sensacyjnych wątków. Fabuła przepełniona jest zamachami, pościgami i wrogimi korporacyjnymi przejęciami. Czasami intrygi i spiski przekraczają jednak możliwości percepcyjne czytelnika, a akcja zaczyna przypominać książki Iana Fleminga z Jamesem Bondem w roli głównej (w Dunbarze walka właściwie też toczy się o władzę nad światem, w tym przypadku są to międzynarodowe media). Nie dajmy się jednak nabrać na efekty specjalne…
Złe córki próbują pozbawić władzy starego króla, trzecia – ta dobra i początkowo odrzucona – wraca, żeby ochronić ojca. To nie tylko intertekstualne nawiązanie do Szekspira czy jego trawestacja, to sam Szekspir. Dunbar powstał w ramach „Projektu Szekspir” („Hogarth Shakespeare”) – międzynarodowego konceptu, który zakłada odczytanie na nowo wybitnych dzieł angielskiego dramaturga przez uznanych na świecie powieściopisarzy. I tak np. Jo Nesbø zmierzył się z Makbetem, Margaret Atwood napisała nową Burzę, Tracy Chevalier – Otella. Autorowi Patricka Melrose’a przypadł Król Lear.
Ta intrygująca gra z mistrzem okazała się jednak ograniczeniem dla Edwarda St Aubyna. Pisarz z trudem wychodzi w swojej opowieści poza fabularne ramy, a wewnętrzne niepokoje i koszmary bohaterów rzadko przebijają się przez sensacyjną otoczkę. Nagłe zwroty akcji są niezbędne, żeby zaprowadzić nas do tragicznego finału, ale bohaterowie gubią w nich swoje osobowości i szekspirowską głębię.
Na tym tle pozytywnie wyróżnia się wątek ucieczki Dunbara z sanatorium. Robi się ciekawie, gdy głosy, które bohater dopuszcza do świadomości, idąc samotnie przez las, burzą jego dotychczasowe podejście do życia, a asocjacje wywoływane przez udrękę nocnej ucieczki zaczynają nas odsyłać do jego trudnego dzieciństwa.
Znakomitą postacią jest też towarzysz króla mediów Peter, podstarzały komik i alkoholik, któremu w powieści przypada rola Błazna. Peter ciągle myśli, jak by tu się napić, najlepiej na koszt bogacza, ale przy tym znakomicie ironizuje, wyśmiewa i filozofuje: „wszystko jest historią. Nim się spostrzeżesz, że coś się zdarzyło, to się już zdarzyło i minęło. Słynna oszustka o imieniu teraźniejszość stale znika w poznawczej szczelinie”. Tu warto wspomnieć, że mocną stroną tej powieści jest język, ale ani on, ani znakomite tłumaczenie Macieja Płazy nie ratują całości.
Blado w nowoczesnym wydaniu Króla Leara wypadają też kobiece bohaterki. Ich tragizm nie zostaje oddany, nie budzą w czytelniku emocji. Córki Dunbara są przerysowane, irytujące w swoim dychotomicznym myśleniu o świecie, a ich decyzje pozbawione psychologicznych podstaw. Nawet śmierć szlachetnej Florence śmieszy absurdem i patosem, a swój rodowód wydaje się czerpać niestety z telewizyjnych „mydlanych tasiemców”. Pisarz gubi się w groteskowych zabiegach fabularnych, a czytelnik zamiast katharsis doznaje rozczarowania.
Dunbar to ciekawy w pierwotnym założeniu, ale nieudany eksperyment literacki. Daleko mu do szekspirowskiego pierwowzoru i świetnego cyklu Patrick Melrose. Zbyt daleko, a szkoda.