O martwym zającu i dzikich pszczołach
i
Joanna Rajkowska, kadr z filmu „Awangarda dla owadów”, 2021, © Joanna Rajkowska
Przemyślenia

O martwym zającu i dzikich pszczołach

Stach Szabłowski
Czyta się 7 minut

Czy sztuka może być mostem nad przepaścią dzielącą ludzki gatunek od zwierząt? Czy artyści są w stanie opowiedzieć historię, która zasypie podział zafundowany nam przez pędzącą cywilizację? Gorzką diagnozę stawia Joanna Rajkowska w Awangardzie dla owadów, choć jako remedium przepisuje solidną dawkę historii sztuki. Historia ta zresztą nieraz szukała już odpowiedzi na groźbę cywilizacyjnej zagłady.

Dawno, dawno temu, choć przynajmniej nie tak znowu daleko – konkretnie w Düsseldorfie – artysta Joseph Beuys zamknął się w galerii Alfreda Schmeli, tuląc do piersi martwego zająca. Publiczność zgromadzona na zewnątrz poprzez witrynę obserwowała, jak Beuys objaś­nia nieżywemu zwierzęciu swoje rysunki. Cóż to jednak za partner do rozmowy o sztuce: zając, w dodatku martwy? I dlaczego akurat teraz pozwalam sobie zaprzątać Państwa uwagę skądinąd legendarnym wykładem performatywnym Beuysa? Rzecz w tym, że kwestia poruszona wówczas przez artystę w rozmowie z nieżywym zającem robi się coraz bardziej paląca. Kiedy wreszcie znów staniemy się zwierzętami? I co w tej sprawie zrobić może sztuka?

Zaraz, zaraz: sztuka? – zapyta ktoś. I zwróci uwagę, że to właśnie zdolność do jej tworzenia służy za jeden z koronnych dowodów na istnienie jakościowej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem. Mało

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Obraz, jaki jest, (nie) każdy widzi
i
Leonardo da Vinci, „Mona Liza”, 1503 r., Luwr; zdjęcia: domena publiczna; wąsy domalowała Karyna Piwowarska
Doznania

Obraz, jaki jest, (nie) każdy widzi

Jacek Dehnel

Czy umiemy twórczo odczytywać obrazy, czy też wolimy doszukiwać się w nich tego jedynego zamysłu artysty, o którym do znudzenia mówiono nam w szkole? Porzućmy pseudowyobraźnię na rzecz wyobraźni buntowniczej.

To, co nam się wtłacza do głowy jako szkolną odpowiedź na pytanie „Do czego służy obraz?”, najlepiej pokazać na przykładzie Matejki: jego historyczne płótniszcza, reprodukowane w różnych odcieniach buraczków i spłowiałych błękitów, wisiały na ścianach szkół tysiąclatek za mojego dzieciństwa, wiszą pewnie i dziś, i pewnie nadal trafiają na strony, a nawet okładki podręczników do historii i polskiego.

Czytaj dalej