
Czy sztuka może być mostem nad przepaścią dzielącą ludzki gatunek od zwierząt? Czy artyści są w stanie opowiedzieć historię, która zasypie podział zafundowany nam przez pędzącą cywilizację? Gorzką diagnozę stawia Joanna Rajkowska w Awangardzie dla owadów, choć jako remedium przepisuje solidną dawkę historii sztuki. Historia ta zresztą nieraz szukała już odpowiedzi na groźbę cywilizacyjnej zagłady.
Dawno, dawno temu, choć przynajmniej nie tak znowu daleko – konkretnie w Düsseldorfie – artysta Joseph Beuys zamknął się w galerii Alfreda Schmeli, tuląc do piersi martwego zająca. Publiczność zgromadzona na zewnątrz poprzez witrynę obserwowała, jak Beuys objaśnia nieżywemu zwierzęciu swoje rysunki. Cóż to jednak za partner do rozmowy o sztuce: zając, w dodatku martwy? I dlaczego akurat teraz pozwalam sobie zaprzątać Państwa uwagę skądinąd legendarnym wykładem performatywnym Beuysa? Rzecz w tym, że kwestia poruszona wówczas przez artystę w rozmowie z nieżywym zającem robi się coraz bardziej paląca. Kiedy wreszcie znów staniemy się zwierzętami? I co w tej sprawie zrobić może sztuka?
Zaraz, zaraz: sztuka? – zapyta ktoś. I zwróci uwagę, że to właśnie zdolność do jej tworzenia służy za jeden z koronnych dowodów na istnienie jakościowej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem. Mało