Czy umiemy twórczo odczytywać obrazy, czy też wolimy doszukiwać się w nich tego jedynego zamysłu artysty, o którym do znudzenia mówiono nam w szkole? Porzućmy pseudowyobraźnię na rzecz wyobraźni buntowniczej.
To, co nam się wtłacza do głowy jako szkolną odpowiedź na pytanie „Do czego służy obraz?”, najlepiej pokazać na przykładzie Matejki: jego historyczne płótniszcza, reprodukowane w różnych odcieniach buraczków i spłowiałych błękitów, wisiały na ścianach szkół tysiąclatek za mojego dzieciństwa, wiszą pewnie i dziś, i pewnie nadal trafiają na strony, a nawet okładki podręczników do historii i polskiego.
Wszystko tam jest pokazane jak należy. To pan Rejtan, pan Rejtan cierpi. A to pan Poniński, pan Poniński się gniewa, aż ma rumieńce. Pan Poniński zły, pan Rejtan dobry. A to król, król znudzony. A tam rosyjski ambasador, z paniami. Panie mają głębokie dekolty, panie są rozpustne, ambasador jest rozpustny. On jest w cieniu. On knuje. Ala ma kota, Polska ma bałagan. Proszę, jaki przewrócony fotel. Nieładnie mieć bałagan!
A to zły Krzyżak. Krzyżak przegrywa, on się boi. A tam Witold, on się nie boi, Witold jest bohaterem. To sztandar polski, on krzepki. A to sztandar krzyżacki, on łubu-du, on się chyli ku upadkowi. Ha, ha – śmieje się pan Jagiełło z bezpiecznej odległości.
Wyobraźnia na uwięzi
Piszę o tym, bo większość z nas po ukończeniu szkoły nigdy się nie uczy, jak obchodzić się ze sztuką,