Opowiadanie Profesora Tutka o twórczości najmłodszych Opowiadanie Profesora Tutka o twórczości najmłodszych
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 805/1960 r.
Doznania

Opowiadanie Profesora Tutka o twórczości najmłodszych

Czyli tajemnice pisarstwa na murach
Jerzy Szaniawski
Czyta się 5 minut

Rejent rozmawiał dziś z nauczycielką, która dała dzieciom jako temat wypracowania – wiosnę. Pod takim tytułem, „Wiosna”, dzieci mogły napisać, co tylko chciały. Trzydzieści wypracowań, w dwudziestu siedmiu napisano, że wiosna jest najpiękniejszą porą roku.

Nauczycielka w rozmowie z rejentem dowodziła, że dzieci w wypracowaniach szkolnych posługują się szablonem, rzadko można spotkać wypowiedź oryginalną. Bo na przykład, gdy da dziewczynkom temat: „Co byś zrobiła z wielką ilością pieniędzy, wygranych na loterii państwowej?”, z góry można wiedzieć, że prawie wszystkie wyliczą szkoły, przytułki, szpitale, na które oddałyby wygrane pieniądze. Takie szlachetne.

Tu nauczycielka zauważyła, że to już nie tylko szablon, ale i nieszczerość. I wywnioskowała, że na podstawie wypracowań szkolnych nie można wyciągnąć prawdziwych danych o charakterze dzieci. W wypowiedziach swoich kłamią. Nawet dodała – „jak z nut”.

Tak mówiła rejentowi nauczycielka, miłująca może dzieci, no bo dzieci miłować należy, ale nie pozbawiona szczypty złośliwości i sceptycyzmu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

– Hm… tak, to ciekawe – powiedział Profesor Tutka. – Szedłem któregoś dnia cichą, małą uliczką. Po jednej stronie tej uliczki wznosi się parę domów, między nimi i szkoła męska, po drugiej – tylko mur, otaczający ogród klasztorny. Zauważyłem z daleka starego pana, obserwującego coś, co widział na murze. Przechodziła koło tego pana stara kobieta, powiedziała doń parę słów i smutno kiwała głową. Przeszła później koło mnie. Zbliżałem się do pana. To mój profesor! Już od paru lat nie wykłada, wyszedł sobie na wiosenne słońce.

Witam pana rektora – powiedziałem. – Cóż to pan rektor tak ogląda?

– A, jak się masz, kochany. Ku zgorszeniu tej paniusi, która przechodziła w tej chwili koło mnie, oglądam rysunki na murze. Są tu rozmaite części naszego ciała, które ta staruszka uważa za nieprzyzwoite i ubolewa, że zostały narysowane. No… ale my, przyrodnicy, klasyfikujemy inaczej i nie odróżniamy nieprzyzwoitych części ciała od przyzwoitych. Zresztą używamy przy określeniach naszych łaciny. To, co w mowie potocznej brzmi przykro czy szpetnie, po łacinie zabrzmi niemal uroczyście. Jako specjalista od anatomii, mógłbym chłopcom, którzy to rysują, wytknąć liczne błędy.

Zauważyłem: – Oczywiście, pana rektora, jako anatoma, mogą tu razić jedynie błędy i nieprawidłowość; ale dla staruszki, która tędy przechodziła, są to jednak rysunki nieprzyzwoi­te; i przez autorów tych obrazków podane z całą świadomością jako nieprzyzwoite.

Masz rację – odpowiedział rektor – i można by się nad tym, o czym mówisz, zastanowić. Dlaczego to rysują? Czy ci artyści są niemoralni, zepsuci do dna nicponie? Rysują, aby prowokować do gniewu ludzi starszych, statecznych. I gniew tej staruszki sprawiłby im na pewno przyjemność. Rysują dlatego, że im nie wolno umieścić takiego rysunku w zeszycie szkolnym czy na szkolnej tablicy. Byliby za to usunięci ze szkoły. Mszczą się niejako za słowo „nie wolno!”, z którym wciąż się spotykają. Nie mogą zrozumieć, że się urodzili nie do absolutnej wolności, ale do surowych praw, nakazów, konwenansów. Kiedyś to zrozumieją i dzieciom swoim będą mówili: „nie wolno”. Tymczasem się buntują. Ale nie wszystko i na tym murze przedstawia się tak groźnie jak to, co widzi staruszka. Popatrz tutaj. Istny romantyzm: serce przebite strzałą, serce płomienne, a tu pod sercem napis – „Maniu”. Napisał to chłopczyk skromny, nieśmiały, a zakochany. Powiedział dużo, chociaż tylko w jednym słowie. Ale nie wszystko, oczywiście – mówił dalej rektor – jest takie sympatyczne. Przeczytaj, co tu jest napisane.

Czytałem: – Felek, twoja matka chodzi z konduktorem kolejki dojazdowej.

– To – mówił rektor – typ chłopca nieładny; i, zdaje się, typem nieładnym zostanie. Będzie pisywał anonimy. Bo tutaj obok – mówił dalej – coś niby podobnego, ale nie to samo; inny napisał: „Dyrektor naszej szkoły to jest mason”. Chłopiec ten to dla mnie – typ plotkarza; słyszał, o czym mówiono, może w domu, i powtórzył. Nie interesuje go na pewno masoneria, nie będzie badał, jakie kryje ona tajemnice, tak sobie powtórzył, aby gadać. Plotkarz urodzony.

– A tutaj widzę – powiedziałem – istną makabrę; napisano: „Aleksander, jeżeli będziesz chodził z Jadwigą, będą dwa trupy”. I rysunek: leży z nożem w piersi Aleksander, a przy nim z nożem Jadwiga. A nad nimi dwa krzyże. Już nie wstaną.

– No nie obawiajmy się – mówił rektor – zbrodni nie będzie. Po pierwsze dlatego, że już się wygadał, a po drugie, bardzo starannie to rysował. Tak go pochłonęła sztuka, że na pewno stał się już łagodniejszy.

– A co pan rektor powie o tym chłopcu, który tu dużymi literami napisał: „Człowiek to brzmi dumnie”?

To jest kandydat na mówcę. A jeżeli zostanie kapelmistrzem, będzie lubił instrumenty dęte.

Tak to odczytywał na murze rektor, profesor anatomii, który, jak widzimy, zabawiał się i w psychologa.

Po chwili, gdyśmy szli już dalej, powiedziałem: „A jednak… wiosna, kwitną drzewa za tym murem… ta twórczość dziecięca wydaje mi się jakaś smutna”.

– Smutna? Ha, ha! Powiedz – bolesna. Tylko w szkole piszą dzieci o wiośnie pięknej, radosnej. Tu wypowiadają się szczerze. Mur ten to jakaś „wolna trybuna”, jakiś „salon niezależnych”. Tu widać pierwsze niepokoje miłosne, bezładne, tajemnicze, jeszcze w stanie chaosu. Ten chłopczyk, co pod sercem napisał „Maniu” – cierpi. I ten, co mówi o koledze, jego matce i konduktorze, nosi już w sobie coś ponurego, co gnębi go i niepokoi. A ten, co aż śmiercią grozi Aleksandrowi i Jadwidze, przeżywał może pierwszy raz męki wielkiej zazdrości. Nawet ten, który pisał – „Człowiek to brzmi dumnie”, kto wie czy nie chce pokryć patetycznym słowem jakiegoś cierpienia. Wiosna to budzenie się, wiosna to rodzenie, wyzwalanie się, zmagania, pierwsze niepokoje i bunty. Wiosna jest dla dzieci najboleśniejszą porą roku.

Po chwili odezwał się sędzia:

– Tak… ale czy to było przez rektora odczytane na pewno właściwie?

– Staruszka – odpowiedział Profesor Tutka – odczytała to niewątpliwie inaczej. Tekst autorski jest jeden, tych, co tekst ten odczytują, jest wielu. Odczytanie swoje uważają zawsze za właściwe.


Tekst pochodzi z numeru 705/1960 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.

Więcej historii Profesora Tutki znajdziecie Państwo w naszej kolekcji Opowiadania Profesora Tutki.

 

Czytaj również:

Opowiadanie Profesora Tutki o kobiecie interesującej Opowiadanie Profesora Tutki o kobiecie interesującej
i
rysunek: Daniel Mróz, archiwum
Doznania

Opowiadanie Profesora Tutki o kobiecie interesującej

Jerzy Szaniawski

Jeden z panów powiedział podczas rozmowy – „nieładna, ale interesująca”.

– „Interesująca”… powtórzył w zamyśleniu Profesor Tutka. – Takiego określenia użyłem przed laty. Tak… znałem kobietę „interesującą”. Czy opowiedzieć wam panowie o niej?

Czytaj dalej