
Dziwna przesyłka i dziura w bibliotece ekstraordynaryjnego XIX-wiecznego domu. Prezentujemy początkowy fragment powieści Zadie Smith „Oszustwo”.
Przed drzwiami stał umorusany chłopak. Na upartego może i dałoby się wyszorować go z brudu, ale z tych wszystkich pomarańczowych piegów już nie. Wyglądał na nie więcej niż czternaście lat, stał na wątłych, chwiejnych nożynach jak u marionetki i uparcie wychylał się do środka, nanosząc sadzę do korytarza. Mimo to kobieta, która otworzyła drzwi – łatwo popadająca w rozbawienie, wrażliwa na piękno – stwierdziła, że nie potrafi czuć do niego pogardy.
– Tyś od Tobina?
– Tak jest, proszę panią. Ja w sprawie sufitu. Zawalił się, czy tak?
– Toż to miało być dwóch ludzi!
– Wszyscy w Londynie, proszę panią. Rury kładą. W Londynie od cholery roboty koło kanalizacji, proszę panią…
Naturalnie zauważył, że choć nieznajoma jest staruszką, to nie porusza się ani nie mówi jak staruszka. Jędrne piersi, urodziwa twarz z nielicznymi