Palimpsest świata
i
"Krajobraz poleski", Iwan Szyszkin, 1884 r.; źródo: Narodowe Muzeum Sztuki Republiki Białorusi
Doznania

Palimpsest świata

Paulina Małochleb
Czyta się 14 minut

Rozmowa o Podlasiu jako przestrzeni wieloetnicznej, utopiach XX-wiecznych, a także o sposobach na przekroczenie ograniczeń języka i wyjściu ku materialności świata w najnowszej powieści Julii Fiedorczuk Pod słońcem.

Paulina Małochleb: Pod słońcem to opowieść o życiu na Kresach, wśród dość ubogiej społeczności wielonarodowościowej, której życie organizuje w równym stopniu natura, co historia i wiele miejsca poświęcasz na opisy przyrody. Czujesz się trochę jak Eliza Orzeszkowa?

Julia Fiedorczuk: Nie, bo Pod słońcem nie operuje opisami przyrody. Przede wszystkim buntowałabym się przeciwko temu określeniu, bo kiedy mówisz „opis przyrody”, to zakładasz, że jest ktoś (człowiek), kto opisuje naturę (przedmiot). Tymczasem mnie chodziło o wypracowanie języka, w którym nie ma już tego, kto opisuje, ani przedmiotu opisu, który nie pozwala na oddzielenie się od opisywanej rzeczy. Nie jesteśmy z naturą rozdzielni, więc nie możemy na nią patrzeć z zewnątrz, w niej przecież żyjemy. Poza tym natura nie czeka pasywnie, by zostać opisana. Dlatego właśnie w powieści próbuję pokazać współistnienie materialnego świata otaczającego ludzi z ich wzrokiem, z tą perspektywą opisu. Zapewne próbowałam wystawić na pierwszy plan ścisłą współzależność pomiędzy ludzkim spojrzeniem i ludzką podmiotowością a przyrodą, która nas otacza i warunkuje.

W jakiej przestrzeni poruszają się zatem twoi bohaterowie? Jaka przyroda ich otacza?

Zasadniczo jest to teren wyznaczony przez koryta dwóch rzek: Bugu i Narwi. Obie te rzeki są dla mnie ważne, wychowałam się w miejscu, gdzie się spotykają. Nieco dalej na wschód rozciąga się Podlasie, słynące z wielokulturowości, lasów, mokradeł i szeptuch. To piękne tereny – piękne, biedne i trudne. Poruszamy się w epoce, kiedy w naszej szerokości geograficznej obowiązywały pory roku (jak może pamiętasz, było ich sześć) i stanowiły jakieś naturalne oparcie dla ludzi. Nie chodzi o to, że moi bohaterowie żyli „w harmonii” z przyrodą. Powiem to inaczej: wyrastali z ziemi jak drzewa i ich grzyby, z tym że ziemia to w tym wypadku nie tylko gleba, ale też warstwy

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Bogini O’Keeffe
i
Georgia O'Keeffe ze swoim obrazem, Abiquiú w Nowym Meksyku, 1960 r.; zdjęcie: Tony Vaccaro/Getty Images
Doznania

Bogini O’Keeffe

Julia Fiedorczuk

Była nazywana matką sztuki amerykańskiej. Potrafiła dostrzec piękno zarówno w kwiatach, jak i w kościach zwierząt. Udało się jej wypracować nowy język malarski, jednocześnie zmysłowy i precyzyjny, realistyczny i abstrakcyjny.

Ostatnie, 39. nakrycie przy trójkątnym stole The Dinner Party (Wieczerzy) Judy Chicago należy do Geor­gii O’Keeffe. Ukończona w 1979 r. monumentalna instalacja, zaliczana w tej chwili do klasyki sztuki feministycznej, celebruje różnorodną twórczość kobiet i symbolicznie przywraca im miejsce w historii zachodniej kultury. Każde nakrycie składa się z porcelanowego talerza, zdobionego bieżnika, kielicha z pozłacanym wnętrzem, sztućców i serwetki, a na podłodze, wewnątrz trójkąta, na którym umieszczono nakrycia, znajduje się 999 porcelanowych płytek z imionami i nazwiskami kolejnych gościń uczty: poetek, artystek, mistyczek, wojowniczek, postaci historycznych i mitologicznych, o których nasza cywilizacja, na złość samej sobie, woli nie pamiętać.

Czytaj dalej