Doznania

Pan Mięsień i Stawki

Natalia Malek
Czyta się 1 minutę

Rybie

Zachęcał mnie do agresji. Naładowany
własnymi snami, chciał, żebyśmy odpędzali szkodniki.

Napisał na kartce: jestem szarmanckim idiotą,
a ty masz pamięć jak wiewióra. Narysował powyżej głowy:

jestem poważnym kandydatem; ładnie pachną moje ręce i nogi.
Zachęcał do silniejszego splotu,

tak, wymuszał braterstwo.
Nie wierzył w wysiłek zwierząt, lecz szukał poprawności. – Nie trzeba się nią stale posługiwać.

Komentarz autorki:

Wiersz, dedykowany Robertowi Rybickiemu, to najstarszy utwór, który wszedł do Kordu. Jest to tekst, między innymi, o różnicy płciowej oraz o zderzeniu przeciwieństw: łagodności i agresji, poprawności i buntu, lojalności i braku stałych aliansów. Pan Mięsień jest kalką z angielskiego, pomnożoną przez polskie wyobrażenie o bezpieczeństwie. Stawki to oczywiście Wydział Psychologii, zlokalizowany na warszawskim Muranowie. Wysilającymi się zwierzętami, jak mi się w 2009 roku wydawało, jesteśmy wszyscy. 

Czytaj również:

właściwie to nie wiem, jak mam cię przekonać właściwie to nie wiem, jak mam cię przekonać
i
Zygmunt Waliszewski, „Uczta u Benvenutta Celliniego, tzw. renesansowa”, 1933, domena publiczna via Wikipedia
Doznania

właściwie to nie wiem, jak mam cię przekonać

Piotr Maur

***

właściwie to nie wiem, jak mam cię przekonać,
że moje znoszone ubranie, stare meble,
przedpotopowy telewizor i brak konta w banku
nie świadczą wcale o biedzie.
nie wiem, czy przekonywać cię powinienem.
jakże banalnie, a więc niewiarygodnie,
brzmiałoby, gdybym mówił, że wielbię
inne sposoby życia, a kasza z masłem
plus kefir i duszona marchewka to
po prostu zdrowe jedzenie.
i wierz mi lub nie, ale przesadzone są
opinie o pustce panującej w mojej lodówce.
jest w niej światło, pełno światła.
na czarną godzinę.
gdy zgęstnieje mrok
w tym nowym tysiącleciu ciemnoty,
ja będę żywił się światłem.


Komentarz autora:
Na kształcie tego wiersza zaważyło wydarzenie z czasów studenckich. Mieszkaliśmy w akademiku, w pokoju czteroosobowym (Kraków, ul. Bydgoska). Mieliśmy lodówkę, ale nie pamiętam, czy była częścią wyposażenia, czy też należała do któregoś z kolegów. Pamiętam natomiast dzień, gdy jedna z koleżanek mieszkających obok, wróciwszy z domu, poprosiła nas o przechowanie jej wałówki. Była bardzo zdziwiona, że w lodówce nic nie ma, na co my zgodnym chórem odpowiedzieliśmy jej, że przecież w środku jest światło. Koleżanka obawiała się bardzo o losy swojego jedzenia, ale przysięgliśmy jej, że niczego nie tkniemy, wszyscy się w niej wszak kochaliśmy.

Czytaj dalej