Nie ma zgody,
nie ma. Jest wojna.
Mężczyzna w drodze z roboty
wpada do rowu i tam się̨ wykrwawia.
Kobieta w oczekiwaniu na mężczyznę̨
zasypia przy nakrytym stole.
Zimne jagnię̨ w otoczeniu much. Okruch
rozbitego lustra pod powieką.
Nie ma zgody,
nie ma. Jest dziecko.
Komentarz autora
Ten wiersz zacząłem pisać w sierpniu 2004 roku. Na początku nazywał się Lustro i miał dwa wersy. Od początku wiedziałem, że jest o lustrzanym odbiciu jako metaforze wojny. To nie były dobre wersy, ale zamiast je wyrzucić, cierpliwie obracałem w ustach przez te wszystkie lata, a to coś dodając, a to coś odejmując. Dopiero jak urodził mi się syn, wiersz objawił mi się w skończonym, satysfakcjonującym kształcie. Zrozumiałem też, że pierwotne zakończenie – „dajmy na zgodę” – jest niemożliwe, ponieważ okruch rozbitego lustra, który wziąłem z Królowej Śniegu Andersena, na nie po prostu nie pozwala: „Zamiast jednego lustra, były ich teraz miliony; rozproszyły się wszędzie, a w każdym najmniejszym kawałeczku, choćby drobnym jak ziarnko piasku, widać było świat cały szkaradny, śmieszny, wykrzywiony. Jeżeli taki proszek wpadł komu do oka, to człowiek ten wszystko już widział zmienione i nie mógł dostrzec koło siebie nic dobrego, nic pięknego! Za to najgorsze rzeczy widział jasno i wyraźnie, więc wszystko złem było dla niego. Gorzej jeszcze, jeżeli okruszyna lustra wpadła komu do serca. Nieszczęśliwy tracił uczucie: serce jego stawało się kawałkiem lodu, nikogo kochać nie mógł, wszyscy byli dla niego obcy, obojętni” (tłum. Cecylia Niewiadomska).