Perły z odzysku – 2/2020
Przemyślenia

Perły z odzysku – 2/2020

Sebastian Frąckiewicz
Czyta się 2 minuty

Książek dla dzieci poświęconych dzieciństwu w PRL-u nie brakowało, ale niektóre są trochę zapomniane. Właśnie im warto się przyjrzeć.

Dzieci krajów ludowych…

Lew koloru marchewki to książka, którą śmiało można by nazwać dziecięcą literaturą rodzinną, bo pracowała przy niej cała familia Kilianów – ojciec Adam Kilian oraz jego dzieci: Jarek i Joasia. Co więcej, możemy mieć wrażenie, że tekst jest tutaj jedynie pretekstem, a punktem wyjścia były dziecięce rysunki Jarka i Joasi, do których Piotr Wojciechowski dopisał fabułę przeplataną liryką. Historia się rwie, sprawia wrażenie improwizowanej i w przeciwieństwie do słynnego żartu o książce telefonicznej jest tu i wartka akcja, i wielu bohaterów. Najciekawiej wygląda jednak przebiegle poprowadzona narracja wizualna publikacji. Nie dość, że mamy tu ilustracje zarówno profesjonalne, jak i dziecięce, to częścią tej narracji są zdjęcia Jana Popłońskiego przedstawiające małych ilustratorów przy pracy. Kulisy powstawania dzieła stanowią zatem jego integralną część. Próżno szukać drugiej takiej książki z tamtych lat.

Lew koloru marchewki
Autor – Piotr Wojciechowski
Ilustracje – Adam, Jarek i Joasia Kilianowie
Wydawnictwo – Biuro Wydawnicze „Ruch” (wydanie II)

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

…i rozwijających się

Wielki dzień małego Gabriela to lektura poważna, pełna etnograficznych i kulturoznawczych detali mających odzwierciedlenie w równie bogatych i wysmakowanych ilustracjach Andrzeja Strumiłły, który – co warto przypomnieć – jako pierwszy Polak zdobył najważniejszą nagrodę (Grand Prix) na Biennale Ilustracji w Bratysławie (BIB). Strumiłłę wyróżniono co prawda za zupełnie inną rzecz (Narzeczona znad morza), ale i tutaj ilustracje pełne są charakterystycznego dla niego niepokoju i tajemniczości. Wielki dzień to opowieść o meksykańskim chłopcu mieszkającym na ubogiej prowincji. Krzywicka-Adamowicz dokładnie opisuje jej realia: jak wygląda skromny dom chłopca, ubranie, a nawet posiłki, które przygotowuje jego matka. W czasach, gdy nie było Wikipedii, taka drobiazgowość dawała same plusy. Oczywiście są tu delikatnie zaznaczone wątki kolonialne i postkolonialne, ale bez niepotrzebnej agitacji. Najważniejszy jest bowiem główny wątek – święto dzieci w Mexico City. Pewnego dnia do wsi przyjeżdża ciocia Gabriela, która postanawia zabrać chłopca do stolicy na te huczne obchody. I tu zaczyna się niemalże reporterska relacja z tego – jak to byśmy dziś powiedzieli – spektakularnego eventu. Nudne? Wcale nie, zwłaszcza w połączeniu z „meksykańskimi” ilustracjami Strumiłły, w których dobór intensywnych barw i lekko naiwnej stylistyki nie jest przecież przypadkowy. Na szczęście drukarnia nie zniweczyła zabiegów artysty. Druk jest dobry, a kolory do dziś trzymają się mocno. Przynajmniej w moim, pierwszym wydaniu książki.

Wielki dzień małego Gabriela
Autorka – Helena Krzywicka-Adamowicz
Ilustracje – Andrzej Strumiłło
Wydawnictwo – Biuro Wydawnicze „Ruch” (wydanie I)

Czytaj również:

Ładne strony – 2/2020
Przemyślenia

Ładne strony – 2/2020

Justyna Machnicka

Nie bajka

Oto książka, która czeka na wydawcę. Powstała z empatii, szacunku do przyrody, drzew i całego świata natury. Autorką tekstu, oprawy graficznej oraz ilustracji jest Grażyna Pasterska-Napadło, która we wstępie pisze: „Przez wiele lat ludzie nie mieli świadomości, że drzewa posiadają bogate życie wewnętrzne i są istotami inteligentnymi, społecznymi, o własnym systemie nerwowym, obronnym i własnej pamięci”. Ta nietuzinkowa książka jest opowieścią opartą na dialogu małego chłopca z drzewem. Podczas tej rozmowy dziecko odkrywa tajemnice życia drzew. Celem książki jest uzmysłowienie zarówno młodszym odbiorcom, jak i dorosłym, że świat przyrody w wielu aspektach przypomina nasze życie. Książka została dogłębnie przemyślana, zaprojektowana według zasady złotego podziału występującego również w przyrodzie. Jej podłużna forma to pień, obwoluta z czarno-białą grafiką imituje korę – okrywa ona pozbawioną napisów okładkę, tak jak kora „nagie” wnętrze drzewa. Wewnątrz książka jest bogato ilustrowana czarno-białymi rysunkami, często ukrytymi w alonżach (in. przedłużkach). Wszystkie ilustracje to prace wykonane najpierw ręcznie, na papierze, bez pomocy komputera. Artystka do stworzenia ilustracji użyła materiałów pochodzących z drzew, m.in. węgla wierzbowego, posiłkując się dodatkowo techniką frotażu z zastosowaniem ołówka, używając do tego znalezionej kory drzew, szyszek, gałęzi czy liści. Jak mówi, zależało jej, by drzewa stały się współautorami ilustracji.

Czytaj dalej