
Boże Ciało trafiło na listę 10 filmów, spośród których zostanie wyłoniona piątka nominowanych do Oscara w kategorii najlepszy film zagraniczny (w tym roku Amerykańska Akademia zmieniła nazwę kategorii, poprzednio brzmiała ona „film nieanglojęzyczny”).
W polskich kinach do końca listopada kandydata do Oscara obejrzało ponad 1 350 000 widzów. Droga do sukcesu zaczęła się od debiutanckiego scenariusza Mateusza Pacewicza, który do przedstawienia w kinie historii fałszywego księdza przygotowywał się latami. Po drodze pojawiło się tło filmowych wydarzeń w postaci małej miejscowości i drugoplanowi bohaterowie skonfliktowani po tragicznym wypadku. O tym, co pozostawało do końca najważniejsze, laureat nagrody za scenariusz ostatniego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych opowiedział Janowi Pelczarowi w Gdyni, nim jeszcze odebrał nagrodę.
Jan Pelczar: Jesteś reporterem, który został scenarzystą, czy też zawód dziennikarza jedynie wykorzystałeś jako element przygotowania do napisania filmu?
Mateusz Pacewicz: Praca reportera była środkiem do celu. Moja determinacja, by zrobić film, poprzedzała o parę lat spotkania z bohaterami prawdziwych historii. Od początku wiedziałem, że będę pisał fikcję, ale że potrzebuję do niej wykonać bardzo silną dokumentację, bo nie mam żadnego doświadczenia scenariopisarskiego. W pracy nad scenariuszem nie trzymałem się już kurczowo faktów. Zresztą już przy pisaniu reportażu myślałem czasem: „świetne do tekstu, beznadziejne do filmu”.
Bohater twojego reportażu Kamil, który księdza udawał, opublikowanego na początku 2014 r. w „Du