Na przełomie XIX i XX w. w północno-wschodniej Brazylii grasowały bandy zwane cangaceiros. Choć terroryzowały okolicę, postrzegano je także jako formę oddolnego buntu przeciwko oligarchicznej władzy pierwszej republiki. Były swoistą przeciwwagą dla jagunços – zbrojnych band na usługach lokalnych właścicieli ziemskich. Cangaceiros zwykle grabili bogaczy, biednych zaś czasem wspierali finansowo. Władze wysyłały specjalne oddziały do walki z nimi. Do dziś narosły wokół nich romantyczne legendy, a najsłynniejszego zakapiora, Lampião można porównać do Janosika czy Ondraszka.
Kiedy młodemu Virgulinowi Ferreirze da Silvie policja zastrzeliła ojca, dołączył do jednej z band i poprzysiągł zemstę. Przez 16 lat dowodził należącą do największych grupą cangaceiros, zdradzony zginął w zasadzce w 1938 r. wraz z dziewczyną i dziewięcioma najbliższymi kompanami. Ich odcięte głowy pokazywano publicznie, później trafiły na wystawę do muzeum. Pochowano je dopiero w 1969 r. Lampião to jego przezwisko – oznacza lampę oliwną, bo według kamratów potrafił strzelać tak szybko, że wyglądało, jakby trzymał w ręku lampę. W takich realiach Danilo Beyruth osadza akcję swojego komiksu zatytułowanego Banda dwóch. Kiedy ciężko ranny Czort traci przytomność, nawiedzają go duchy towarzyszy, które nie mogą zaznać spokoju. Z bandy przeżyli tylko on i Czacha. Razem ruszą wypełnić ostatnią wolę zabitych w zasadzce kompanów, których odcięte głowy wojsko przewozi w specjalnych skrzynkach…
Od pierwszej strony komiksu rzucają się w oczy bardzo ekspresyjna, realistyczna kreska Beyrutha, ciekawe, dynamiczne kadrowanie i duży nacisk na opowiadanie samym obrazem. Tekstu jest relatywnie mało, dwaj główni bohaterowie posługują się prostymi komunikatami, działają. Efektem jest bardzo filmowa narracja. Niektóre kadry robią kolosalne wrażenie. Beyruth duży nacisk kładzie także na detal, nie tylko precyzyjnie odwzorowując ubrania, a nawet zarost na twarzach, ale także wiernie oddając krajobrazy. Efektem jest bardzo naturalistyczny, przekonujący i kompletny świat. Dzięki temu wiarygodniej wypadają też bohaterowie.
Brazylijczyk uczynił głównymi bohaterami dwóch podobnych mężczyzn, ale każdy z nich kieruje się innymi pobudkami. Czort miał zwidy, które uczyniły z niego narzędzie w rękach nadprzyrodzonych sił. Czachę napędza bardzo przyziemna tajemnica. Ta przypadkowo zdobyta wiedza może odmienić jego życie. Każdy z nich jest jednak na swój sposób lojalny bandzie i podejmuje się straceńczej misji. Śmierć towarzyszyła im jednak tak długo, że teraz nie wystraszą się jej i zrobią, co do nich należy.
Fabuła jest w zasadzie dziecinnie prosta, ale nie ona stanowi cel sam w sobie. Liczy się forma. Na planszach występuje relatywnie mało dość dużych kadrów w poziomie. Większość scen kończy efektowne ujęcie w szerokim planie. Taki sposób opowiadania buduje nastrój. Dodatkowo Beyruth bardzo umiejętnie prowadzi swoich bohaterów. Czytelnik nie jest pewny ich losów, a podejmowane przez nich działania budzą ciekawość. Są nie tylko straceńcami, czuć też, że czas takich band bezpowrotnie mija. Dlatego też w pewnym sensie stają się wręcz duchami przeszłości. Choć obaj są ewidentnie przestępcami, trudno traktować ich jako czarne charaktery, bliżej im do antybohaterów. To prości faceci, wyrzutkowie i bandyci. Mają jednak swój honor. Jeśli nie muszą, nie krzywdzą zwykłych ludzi. Cenią braterstwo broni. Dzięki temu otacza ich nimb romantycznego zbója.