Po tramwajowych szynach – spacer z syberyjskimi punkowcami Po tramwajowych szynach – spacer z syberyjskimi punkowcami
i
zdjęcie: Austin Prock / Unsplash
Opowieści

Po tramwajowych szynach – spacer z syberyjskimi punkowcami

Marta Panas-Goworska
Czyta się 12 minut

Druga połowa lat 80. XX wieku w ZSRR to nie tylko głasnost czy prywatne przedsięwzięcia zwane kooperatywami. Na masową skalę pojawiła się prostytucja, narkomania, rozpleniły przemoc domowa i przestępczość nastolatków. I to właśnie wówczas zrodził się syberyjski punk. Ów potężny impuls dzikiej energii popłynął z prowincji, rozlewając się od Kaliningradu po Władywostok. O relacjach ruchu kontrkulturowego z pierestrojką, ale też o twórczości Janki i Letowa opowiadają uczestnicy tamtych wydarzeń. 

Woodstock nad Turą

„Nie skaczcie teraz rebiata – krzyknął ktoś z organizatorów – nie nawalajcie się, siadajcie i słuchajcie!”. Spoceni, rozczochrani młodzi ludzie ulokowali się na podłodze tiumeńskiego Domu Kultury „Naftowiec”. Parkiet w takich miejscach czuć lakierem, kurzem i potem; dla syberyjskiej młodzieży lat 80. zapach ten będzie mieć na zawsze gitarowe brzmienie. Światła pogasły i członkowie zespołu ujęli instrumenty. Między nimi, nieco wycofana, stała nieznana widowni ruda dziewczyna. Był to jej pierwszy występ na scenie, nigdy przedtem nie akompaniowały jej też gitary elektryczne, a mimo to weszła owego dnia do historii rosyjskiej muzyki. Lider kapeli Kul’turnaja Riewolucija Artur Strukow zapisał po latach:

„Kiedy zaśpiewała, było tam coś w rodzaju cichej histerii. Wszyscy dosłownie trzęśli się na swoich miejscach, byliśmy trafieni, właśnie w samo serce trafieni, był taki półmrok… To uczucie, trudno je oddać słowami, po prostu zupełnie ciebie owładnęło i łzy tam były, i co chcesz jeszcze”.

Oprócz Janki i Wielikich Oktiabrów (Wielkich Październików) w czerwcu 1988 r. na Tiumeńskim Festiwalu Alternatywnej i Lewico-radykalnej Muzyki zagrała Grażdanskaja Oborona (Obrona Cywilna), która w „Naftowcu” dała jeden ze swych pierwszych legalnych koncertów, a także Instrukcija po Wyżiwaniju (Instrukcja Przetrwania), BOMŻ (akronim określenia na osoby bezdomne), Kriuk (Hak) czy Nick Rock’n’Roll. Oczywiście nie wszystkie prezentacje trzymały poziom, ale nie sama muzyka była najważniejsza. Rodziła się oto wspólnota ludzi przeświadczonych o uczestnictwie w wielkim wydarzeniu. Lakonicznie ujął to początkujący wówczas poeta Władimir Bogomjakow, który na widok Surkowa wykrzyknął „Eto pizdiec!” (eufemicznie: To koniec!).

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Przesłanie Syberii: „Zabij w sobie państwo”

Rockmen Władimir Szachrin zastanawiał się nad fenomenem syberyjskiego punka i przemyślenia wyraził w rozmowie z Bogomjakowem: „Nie jesteście punkowcami, jesteście jakimiś narodnikami!”. Porównanie z rosyjską rozpolitykowaną, radykalną młodzieżą końca XIX stulecia nie jest przestrzelone, gdyż przedstawiciele nowej subkultury w dużej mierze byli potomkami zesłanych rewolucjonistów. Mieli też – w odróżnieniu od brytyjskich, „proletariackich” punkowców – silne powiązania z uczelniami wyższymi jako studenci czy młodzi pracownicy nauki. Ale tu paralele się kończą. Związani byli z syberyjską prowincją, a nie jak Żelabowie czy Tiutczewowie z Petersburgiem i Moskwą, nie zamierzali też obalać istniejącej władzy. W tym byli podobni do wcześniejszych o dekadę fanów Sex Pistols czy The Exploited, wymalowując na murach „Punks not dead”, „Fuck the System” czy „No Future”. I to zapewne ze względu na ten bunt wobec wszystkich i wszystkiego, a także „śmieciowy” sznyt przylgnęło do nich miano punkowców. Niemniej dla osłuchanych z Ramones czy Dezerterem dźwięki tiumeńskiego festiwalu będą niemałym zaskoczeniem, odsłaniając hardrockowe, folkowe, a nierzadko i bardowskie brzmienia. Porażą też spontanicznością i szaloną, niczym nieskrępowaną gotowością łamania artystycznych konwencji; zaskoczy i ogrom amatorstwa w zakresie instrumentarium czy nagłośnienia.

Bardzo ważne w tej twórczości było jednak słowo, co odróżnia syberyjski nurt od większości światowego punka, zbliżając go do praktyk Patti Smith. Rosyjscy autorzy śledzili zachodnie nurty muzyczne, a także literackie i zaszywali w utworach aluzje do kanonicznych dzieł, teksty zaś trojga z nich – Janki Diagilewej, Jegora Letowa i Romana Nieumojewa – cieszą się mianem oryginalnej poezji. Nic więc dziwnego, że na murach Tiumeni, Nowosybirska, Omska, Swierdłowska czy Barnauł angielskie hasła ustąpiły wyimkom z rodzimego dorobku, a „Wsio idiot po płanu” („Wszystko idzie według planu”), „Ubiej w siebie gosudarstwo!” („Zabij w sobie państwo!”) czy „Mnie nasrat’ na mojo lico” (wulg. „Defekuję na swoją twarz”) stały się skrzydlatymi słowami. Oprócz wąskiej, ale charyzmatycznej grupy artystów, wytworzyło się liczne i zróżnicowane środowisko sympatyków. Połączyła ich kontrkultura, zwornikiem której oprócz muzyki był punkowy styl bycia. Nowa postawa ukuta została po części z już istniejących wzorców. Młodzi ludzie buchali, tj. „chlali” alkohol przy każdej okazji, ale także zaczęli brać heroinę. Narkomania urosła do problemu epidemii i jak wspominał w radiowym wywiadzie pochodzący z Irkucka reżyser i dramaturg Iwan Wyrypajew, w jego klasie z tego powodu zmarło ponad 70% uczniów. I choć jest to przypadek skrajny, to podobnej hekatomby pokoleniowej Syberia nie doświadczyła nawet w czasach Wojny Ojczyźnianej.

Z używkami wiązała się także fala samobójstw i tu zależności między tym zjawiskiem a twórczością artystów oraz ich biografiami są oczywiste. Oprócz tych tragicznych i ciemnych stron kontrkultura oferowała także wartości pozytywne. Wlewający się do kraju bocznymi drzwiami kapitalizm zderzył się z idealistycznymi poglądami zbuntowanej młodzieży, rozbudzając w niej marzenia o świecie opartym na relacjach przyjacielskich i komunardzkich. Ci zaś z syberyjskich punkowców, którzy mieli żyłkę do interesów, wykorzystali legalne od 1988 r. kooperatywy do wsparcia mniej zaradnych przyjaciół; tak działał przyszły tiumeński biznesmen, Aleksiej Titkin, udostępniając swoje mieszkania muzykom. I mimo brutalizacji działań milicji – wobec niezrozumiałych dla siebie zajść prowincjonalne służby sięgały po sprawdzone metody – młodzi ludzie mentalnie nie byli już obywatelami Związku Radzieckiego.

Kwadrans z „łopatą”

Jak to się stało, że miejscem powstania nowego ruchu kontrkulturowego była Syberia? Pytanie to zadawali sobie i krytycy muzyczni, i przedstawiciele nauk społecznych. Odpowiedź nie jest jednoznaczna i zdaje się wskazywać na istnienie fałszywego mitu zahukanych peryferii. Nowosybirsk i Krasnojarsk w czasach późnego ZSRR liczyły ponad milion mieszkańców, a zauralskich miast, które przekroczyły 500 tys., było jeszcze sześć. Truizmem będzie więc twierdzenie, że stanowiły one ważne centra kulturalne. Nowe informacje niesie analiza ich populacji. Lata 70. to okres niesłychanego wzrostu odsetka ludzi młodych – syberyjskie metropolie miały oblicze nastolatka. Z drugiej strony podkreśla się pojawienie nastrojów separatystycznych i rozlewającego się terytorialnie przekonania o byciu Sybirakiem, a dopiero w drugiej kolejności obywatelem ZSRR. Władimir Kozłow, pochodzący z Białorusi rosyjski pisarz i reżyser, autor chwalonego w Polsce filmu Anomia, wyprodukował dokument Sledy na sniegu, w którym próbował jak najwierniej przedstawić losy syberyjskiego punka. Po prezentacji obrazu nie mogło nie paść pytanie o powody, dla których mroźna prowincja stała się kolebką buntu. „W Moskwie i Leningradzie w owym czasie wszystko było już bezpieczne i skomercjalizowane – skonstatował Kozłow – Na Syberii życie jest ostrzejsze i istniała realna, silna opozycja ze strony władz”. Zapytany o to samo Letow wskazał na wyjątkową rolę nowosybirskiego osiedla akademickiego Akademgorodok. „Właśnie tam gdzieś około połowy lat 60. władze postanowiły przeprowadzić eksperyment, co będzie, jeśli weźmie się wunderkindów i zwiezie w jedno miejsce. No i wyszło. Od razu wszyscy zaczęli pisać w obronie Siniawskiego [Andriej Siniawski, literat skazany w 1966 r. za „twórczość antysowiecką” na 7 lat łagru – przyp. aut.], a kobiety stanęły z hasłami wolnej miłości itp.”. To zaś według muzyka przygotowało podłoże dla swoiście pojmowanego punka. „I potem, możliwe, że pod wpływem syberyjskiej naiwności, ruch ten przyjął się nie jako modny atrybut, ale idea”.

Najczęściej pada jednak uzasadnienie odwołujące się do surowego klimatu. Tak więc – mówiąc żartobliwie, choć w zgodzie z wypowiedziami uczestników tamtych wydarzeń – w poszukiwaniu antidotum na mrozy i śniegi za „łopatę” pierwszy schwycił Letow i pod koniec 1984 r. w Omsku powołał Grażdanską Oboronę, znaną też pod akronimem GrOb, czyli „trumna”. Kilka miesięcy później po „bałałajkę”, bo i tak nazywano gitarę elektryczną, sięgnęli tiumeńczycy związani z poetą Mirosławem Niemirowem, tworząc Instrukciję po Wyżiwaniju; oficjalne rozwinięcie nazwy kapeli brzmiało Social’no-Muzykal’naja Formacija (Formacja Socjalno-Muzyczna), co było odwołaniem do forsowanego przez młodych Syberyjczyków nowego modelu ekonomicznego. Rok 1986 okazał się twórczy dla Nowosybirska, gdzie powstały kapele Czornyj Łukicz oraz Putti. Nazwa pierwszej jest aluzją do ludowego przezwiska Władimira Iljicza Uljanowa alias Lenina, w przypadku drugiej zaś oznacza putto, czyli barokowego aniołka i nie miała konotacji politycznych (nieznany wówczas Władimir Putin przebywał w NRD). Zespoły zapragnęły pokazać się światu i na studenckich czy komsomolskich imprezach, pod przykrywką raz czy dwa odegrały swe utwory. Nieudolne dźwięki stanowiły tło dla tekstów łączących wulgaryzmy, aluzje do symboliki narodowej z lirycznymi obrazami; to wtedy nieformalnym hymnem syberyjskiego punka stał się kpiący z sowieckich mitów, acz bardzo poetycki utwór Czornego Łukicza My iz Kronsztadta (My z Kronsztadu). Lokalni aparatczycy zorientowali się, że „młodzieżowe ensemble’e”, choć nie miały szokujących irokezów czy charakterystycznych ozdób, robią coś wywrotowego i zadziałali radykalnie. Frontmani wprost ze studenckich ław trafili w kamasze, a Letowa zamknięto w szpitalu psychiatrycznym. Mimo to kontrkultury nie dało się powstrzymać. Lider GroBu wytrwał w psychuszce, z armii zwolniono kilku muzyków, ktoś wojsko odsłużył i w czerwcu 1988 r. podczas tiumeńskiego festiwalu punkowcy znów byli razem. Wydarzenia w „Naftowcu” dobiegły kresu, ale tusowka, czyli impreza, trwała dalej i tylko w mieście nad Turą, gdy kończył się jeden koncert (zazwyczaj tajny występ w mieszkaniu, tzw. kwartirnik), gdzie indziej zaczynał się kolejny. Na Syberii niebywały ferment utrzymał się aż do początków 1990 r.

„Punk rock istniał w ZSRR równo 20 minut w czasie koncertu Grażdanskiej Oborony w Nowosybirsku. Wszystko pozostałe to już postpunk”

– forsuje radykalną tezę Kozłow, acz w rzeczy samej z perspektywy 30 lat owe kilkanaście miesięcy może wydać się nam kwadransem z ogonkiem.

Orfeus i Euridike

Mieszkańcy Semipałatyńska ignorowali nakazy i pod łóżkami na gazetach dojrzewały u nich radioaktywne pomidory. I choć Jegor Letow przyszedł na świat już w Omsku, to jego matka – lekarka i ojciec – politruk przez lata mieszkali nieopodal nuklearnego poligonu. Musiało to mieć wpływ także na ich dzieci i urodzony w 1964 r. chłopak chorował całe dzieciństwo; miał m.in. uszkodzone ucho wewnętrzne, co skutkowało zaburzeniami równowagi. Jako nastolatek nadużywał alkoholu i matka pisała do starszego syna, że Jegor „odgraża się, iż zabije psa, zabije kota, rozbije telewizor” i błagała, aby zabrał go do Moskwy. Starszy o osiem lat Siergiej przyjął brata i, jako że grał na saksofonie w zespołach rockowych i jazzowych, zapoznał ze stołeczną bohemą. Wyznał później, że chłopak raz czy dwa pojawił się na zajęciach obowiązkowej szkoły zawodowej, ale większość czasu poświęcał na próby z kapelami. Grywał na perkusji, a potem udał się do Leningradu, gdzie kupił bułgarską gitarę basową Orfeus. Od tego momentu już nie rozstawał się z instrumentem. Wówczas ukształtowały się też jego poglądy na sztukę. Inspiracje muzyczne czerpał z rocka, nazywając się – według relacji brata – punkowcem, czyli w jego mniemaniu „rewolucjonistą-nonkonformistą [który] odrzuca świat popu”. W tym czasie zaczął również pisać wiersze. Zbiegło się to z wydaleniem go ze szkoły – zażądano więc zwrotu nie tylko odzieży roboczej, ale i pieniędzy. Długowłosy, chudy młodzieniec z koralikami na szyi, podobny bardziej do hipisa niż fana Sex Pistols zrejterował na Wschód. Zdaniem Siergieja zrobił to bez żalu, gdyż Moskwa nie odpowiadała mu ze względu na stołeczne zadęcie.

Był rok 1984 i w Omsku Letow powołał pierwszy zespół. W tym czasie druga z wielkich postaci syberyjskiego punka, Jana Diagilewa, rozpoczynała naukę na nowosybirskiej politechnice. Decyzję o wyborze uczelni musiała podjąć z myślą o rodzicach, którzy byli inżynierami. O matce niewiele wiadomo oprócz tego, że zmagała się z rakiem i nie zgodziwszy się na chemioterapię, zmarła w 1986 r.; w rodzinie Letowa schorzenie onkologiczne także było przyczyną śmierci matki. Ojciec Jany wspomina w wywiadzie, że zapracowany, mierząc się z dolegliwościami żony, nie miał wiele czasu dla chorowitej córki. Zgodnie z zaleceniami lekarza postanowił więc zapisać ją na pozalekcyjne zajęcia sportowe i po wspólnych debatach wybrano łyżwiarstwo szybkie. Postępy dziewczynki zahamowało odkrycie defektu stopy, a Diagilewowie nie zdecydowali się na długotrwałe i skomplikowane leczenie. Jana, która zawdzięczała swe czeskie imię przodkom znad Wełtawy, uczyła się średnio, ale miała zdolności muzyczne i tym razem ojciec zaprowadził ją na lekcje fortepianu. Dziewczyna udzielała się też w zespole ludowym oraz kole dramatycznym i przez jakiś czas rozważała zdawanie do akademii teatralnej. Pierwszy, a zarazem ostatni rok studiów był kluczowy w jej biografii. 18-latka, przeżywszy zawód miłosny, zaczęła pisać wiersze i podróżować autostopem. Niewysoka, jak chcą niektórzy – krępa, wiecznie uśmiechnięta ruda Janka szybko zadzierzgnęła znajomości z syberyjskimi muzykami, ale nikt nie przypuszczał, że pisze i gra na gitarze. Dla zbuntowanej młodzieży pozostawała świetnym kumplem – znamienne, że miała manierę mówienia o sobie, korzystając z męskich form czasownika „poszedłem”, „zrobiłem” – jej nowosybirskie mieszkanie okazało się zaś doskonałą „metą”; odbywało się to już po śmierci matki i ojciec wspomina, że gdy córka organizowała kwartirniki, on smażył muzykom kotlety. Wyróżniała się także ekstrawagancją i tuż przed tiumeńskim koncertem w pokoju goszczącej ją dziewczyny rozbiła namiot. Ale wtedy był już rok 1988, znała Letowa i wszyscy wiedzieli, że jest jego „grażdańską żoną”. Razem podróżowali i uciekali przed milicją – na Jegorze ciążyło oskarżenie o włóczęgostwo – razem pili i niewątpliwie Janka wysłuchiwała Jegorowych koncepcji, zgodnie z którymi muzyka, niczym szamanizm, powinna pozostać w sferze religii. On był ikoną syberyjskiego punka, ona niejako przypadkiem właśnie wchodziła na scenę.

Not dead

Podczas szczytu na Malcie w grudniu 1989 r. Michaił Gorbaczow i George H.W. Bush ogłosili koniec zimnej wojny i tym samym sowiecki kolos wszedł w ostatnią fazę istnienia. „Niezłomny związek republik swobodnych” trzymał się dzięki interwencjom swych wojsk, choć i nie obyło się bez międzynarodowego wsparcia; w kraju pojawiła się wizja głodu. Wydarzenia geopolityczne budziły nie tylko skojarzenia apokaliptyczne, lecz także rozbudzały konsumpcję i Janka, która w październiku 1990 r. wystąpiła na koncercie w angarskim Domu Kultury „Energetyk”, zdawała się otwierać na nowe. Założyła dżinsy, skórzany bezrękawnik, usta pomalowała szminką, choć – jak zaświadcza jej koleżanka – zawstydzona pytała „Co, zbabiałam dokumentnie?”. Nie minęło jednak pół roku i artystka rzuciła się w nurt Inii, a jej ciało po kilku dniach odkryli rybacy. Patolog nie stwierdził śladów gwałtu ani ran zadanych przez osoby trzecie. Są i tacy, którzy po dziś dzień nie wierzą, że targnęła się na swoje życie, i mimo że Letow był apologetą samobójstwa, nie mieści im się w głowach, iż mogła po prostu chcieć odejść. Trudno jednak polemizować z faktami i uczestnicy tego ruchu, nie pogodziwszy się ze stratą, pytają, co radziecka kultura zawdzięcza syberyjskiemu punkowi i czy było możliwe przeniesienie tych wartości do nowych realiów. Chcą wierzyć, że i dziś tli się jeszcze ów impuls dzikiej energii będącej swoistą szczepionką przeciw deprymującym i często niepotrzebnym kontemplacjom. Rozbudzona została wiara, że czyjś głos może być usłyszany, nawet jeśli nie stoi za nim machina promocyjna i administracyjna, a także przeświadczenie o istnieniu miejsca w duszy człowieka, którego ani państwo, ani drugi człowiek nie zaanektują siłą.

„Zbieraj się, narodzie, na bezsensowne zgromadzenie/Na ogólnonarodową radę – umeblować nasz bełkot”.

Co oznaczają te wersy z wiersza Diagilewej? Powróćmy myślami do naszych własnych włóczęg autostopem, posłuchajmy kilku utworów Janki, spróbujmy – jak zachęcali syberyjscy punkowcy – przespacerować się nocą po tramwajowych szynach. Na pewno coś się w nas otworzy, coś przypomni.

Czytaj również:

Osierocone dzieci kapitana Coja Osierocone dzieci kapitana Coja
Przemyślenia

Osierocone dzieci kapitana Coja

Łukasz Saturczak

W posłowiu do jednego z wydań Mistrza i Małgorzaty Michaiła Bułhakowa eseista Jan Gondowicz pisał, że historia literatury rosyjskiej pełna jest postaci, którym rękopis odebrał życie: Radiszczew: książka, zesłanie, poderżnięte gardło. Puszkin: wiadomo. Lermontow: to samo. Polażejew: wiersz, posłanie w sołdaty, gruźlica. Rylejew: szubienica. Dostojewski: ułaskawienie na szafocie. Pisariew: utopienie przez „nieznanych sprawców”. Gogol: szaleństwo i dobrowolne samozagłodzenie. Szewczenko: posłanie w sołdaty, wódka. Gumilow: rozstrzelanie. Majakowski: kula, być może nie samobójcza. Mandelsztam, Pilniak, Klujew: Kołyma. Zoszczenko, Pasternak: zaszczuci na śmierć… ¹

Aktem samozagłady kończącym symbolicznie poprzednią epokę w rosyjskiej kulturze była niewątpliwie śmierć Wiktora Coja, który zginął w wypadku samochodowym rok przed rozpadem ZSRR. Twórczość lidera zespołu Kino stanowi pomost nie tylko między epokami, ale również dwoma książkami Konstantego Usenki: Oczami radzieckiej zabawki (2012) i jej dopiero co wydanej kontynuacji Buszujący w barszczu. O ile pierwsza opisywała wyłącznie kontrkulturę Kraju Rad, o tyle druga portretuje zarówno wychowanych w Związku Radzieckim, pamiętających wojnę w Czeczenii, punkowe koncerty i radykalną transformację ustrojową, jak i pokolenie młodsze, urodzone już w epoce Internetu.

Czytaj dalej