Podsumowanie Berlinale 2020: Hipsterzy płacą podwójnie
Przemyślenia

Podsumowanie Berlinale 2020: Hipsterzy płacą podwójnie

Jan Pelczar
Czyta się 14 minut

Pierwszy raz w życiu oglądam w Berlinie film o Holocauście. Publiczność płacze ze śmiechu.

Jestem we Friedrichstadt-Palast na seansie Persian Lessons – jednego z najpopularniejszych tytułów tegorocznego Berlinale (w Polsce pojawi się w dystrybucji Best Filmu). To historia belgijskiego Żyda, który – by przetrwać Holocaust – udaje, że zna perski. Jeden z komendantów obozu koncentracyjnego marzy, by po wojnie wyjechać do Iranu i otworzyć w Teheranie restaurację. Główny bohater wymyśla własną wersję perskiego i codziennie uczy kolejnych słówek nazistowskiego oficera. Efekt komiczny jest tak mocny, że przyćmiewa wszelkie logiczne dziury scenariusza opartego na prozie Wolfganga Kohlhaase’a. Obozowa komedia pomyłek tym różni się od rozśmieszaczy ze współcześnie poprowadzoną narracją, że w przypadku demaskacji główny bohater straci dużo więcej niż dobre imię i zatrudnienie, a jego codzienne położenie jest zdecydowanie inne od najbardziej sponiewieranych przez filmowców underdogów. Stąd źródło napięcia: ciągłe zderzenie scen wywołujących śmiech z tymi, które przywołują grozę. Nie jest to żadna kinowa nowość, ale w Persian Lessons granie Holocaustem jako tłem, a komediowym grepsem jako figurą upamiętniającą, osiąga niebywałe rozmiary. Gilles, który udaje Rezę, wymyśla słowa nieistniejącego języka na podstawie prawdziwiych imion i nazwisk ofiar. Absurdalnie brzmiące nazwy, które – w zderzeniu z przerysowaną zasadniczością komendanta – budzą nieustanne rozbawienie publiczności, są jednocześnie projektowane pod wzruszenie, katharsis, co tam widz zdoła z siebie na koniec takiego seansu wykrzesać. Ani filmowa huśtawka nastrojów, ani naruszanie jakiegokolwiek sacrum nie budzą moich wątpliwości. Tuż przed Berlinale słuchałem w Radiu Wrocław Kultura rozmowy Grzegorza Chojnowskiego z Mikołajem Grynbergiem. Pisarz, pytany o popularność Tatuażysty z Auschwitz i innych podobnych tytułów, odpowiedział:

– Jesteśmy w bardzo

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Berlinale 2020: Żal, marzenia i egzaminy do nadrobienia
i
"First Cow", reż. Kelly Reichardt
Doznania

Berlinale 2020: Żal, marzenia i egzaminy do nadrobienia

Jan Pelczar

Luty, deszczowa i wietrzna niedziela w Berlinie. Na sali multipleksu przy Alexanderplatz wszyscy jesteśmy ubrani zwyczajnie. Tylko on wygląda, jakby wyszedł z pokazu mody. Wyróżnia się też wzrostem. Dwumetrową posturę wieńczy czarny kapelusz. Widzowie, którzy nie znają Mariusza Wilczyńskiego, za chwilę przekonają się, że zjawiskiem jest nie tylko w życiu, ale i na ekranie. Jego wstęp przed filmem też będzie inny od zwyczajowych zająknięć, krótkich podziękowań, zdań pełnych emocji, w których czasem jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi.

Twórca Zabij to i wyjedź z tego miasta jest przygotowany. Pełnometrażowy debiut pozwolił mu zamknąć ważny etap w życiu. Film powstawał 14 lat, trzeba jechać dalej. „Jestem gotowy na wasze pytania” – mówi Wilczyński do widzów tuż przed projekcją, na koniec kilkuminutowej mowy, w której ciepłym głosem wyjaśniał, jak osobista i ważna była dla niego praca nad Zabij to….

Czytaj dalej