Pokój z widokiem na wojnę Pokój z widokiem na wojnę
Przemyślenia

Pokój z widokiem na wojnę

Łukasz Saturczak
Czyta się 7 minut

Serhija Żadana cenię za (przynajmniej) kilka rzeczy. Zaczynając od trzymania literackiego poziomu, przez bycie od dwóch dekad kulturowym ambasadorem wschodniej Ukrainy, która dzięki niemu stała się bliższa mieszkańcom pozostałej części kraju – przy jednoczesnym i konsekwentnym bronieniu się przed wysłaniem na literacki parnas (co nie zmienia faktu, że ląduje Żadan w rankingach najbardziej wpływowych Ukraińców, a nagród na jego koncie przybywa), po kreatywność w tworzeniu tytułów (Anarchy in the Ukr., Hymn demokratycznej młodzieży, Odsetek samobójstw wśród klaunów…). Najbardziej cenię jednak pisarza za dojrzewanie wraz ze swoimi bohaterami, co doskonale widać i w najnowszej powieści pt. Internat, która rozgrywa się w czasie niszczącej jego kraj wojny.

Gdy polski czytelnik w 2005 r. mógł sięgnąć po prozę (Big Mac) i poezję (Historia kultury początku stulecia) Serhija Żadana, w Ukrainie dobiegła końca pomarańczowa rewolucja, która nie przyniosła, jak wiemy, oczekiwanych zmian. Przewrót sprawił jednak, że polskie wydawnictwa zaczęły jak nigdy wcześniej (i później) zabiegać o ukraińskich pisarzy, więc pojawiły się u nas dzieła m.in. Sofiji Andruchowycz, Natalki Śniadnko, Tarasa Prochaśki, Ostapa Sływińskiego, Wasyla Machno, Ireny Karpy, Lubko Deresza czy tworzącego po rosyjsku Andrija Kurkowa. I tu należy się zatrzymać, bo jeśli coś łączy tak różne osobowości jak wymienieni autorzy, to przede wszystkim miejsce urodzenia, bo wszyscy oni są z zachodniej i centralnej Ukrainy. Wyjątek stanowił właśnie Serhij Żadan, którego kolejne wydane książki pozwoliły poznać lepiej młodych mieszkańców również wschodnich regionów, tak bliskich pisarzowi, który urodził się w Starobielsku, wychował w Ługańsku (kiedyś Woroszyłowgrad), a od czasów studiów mieszka stale w Charkowie.

W jego pierwszych książkach bohaterowie nie różnili się od swoich rówieśników z innych części kraju i, co ważne, od tworzącego ich autora – słuchali punka, jeździli pociągami donikąd, bawili się, mimo że czasy były ciężkie, palili jointy, spędzali godziny w podmiejskich spelunach… To książki o dorastaniu w czasach powstającej w bólach demokracji, pełnej niedoskonałości, ale dającej jeszcze nadzieję na lepszą przyszłość. Dlatego tak wielu czytelników uznało właśnie autora Depeche Mode, a nie cenionych bardziej, jak Oksana Zabużko czy Jurij Andruchowycz, za „swojego” pisarza. Pozycję umocnił także umiejętnym docieraniem do czytelników, m.in. występami z postpunkowym zespołem Sobaki w Kosmosie, oraz odwagą, żeby w regionie opanowanym przez język rosyjski tworzyć po ukraińsku, co dziś analizuje wielu literaturoznawców (dokładniej analizują, jak powieści będące niemal bildungsromanami tworzy Serhij Żadan nie tylko przerabiając codzienność na język literacki, ale również jak opisuje tę rzeczywistość w innym języku, niż ją zastaje).

Lata mijały, zmieniała się Ukraina, a wraz z nią zmieniali się bohaterowie autora Big Maca. Prezydentura Wiktora Janukowycza doprowadziła do stagnacji w kraju, później do rewolucji na Majdanie, w końcu do wojny we wschodnich obwodach kraju, gdzie bohaterowie Serhija Żadana żyją. Ten stan przedstawił pisarz w ostatnich książkach: Woroszyłowgradzie (2010), nagrodzonej Angelusem Mezopotamii (2014) i zeszłorocznym Internacie. W pierwszej z nich Herman, szukając brata, wraca do małego miasteczka pod Ługańskiem i zderza się z lokalną gangsterką oraz problemami rówieśników, których przed laty opuścił. W Mezopotamii dostajemy paletę połamanych przez system bohaterów – alkoholików, bezrobotnych, piłkarzy lokalnej drużyny, pracownika cyrku, byłego boksera… „Wszyscy potrzebują dobrej pracy, nikt nie lubi pracodawców. Wszyscy uchylają się od płacenia podatków, jednak siedzieć idzie zwykle ten, kto pierwszy zaproponuje, żeby nie płacić. I co w takim razie może nas uwolnić? Uwolnić nas może chyba tylko wiara”zaczyna się jedno z opowiadań, które spokojnie charakteryzuje problemy bohaterów pozostałych utworów w zbiorze.

Publikacje te ilustrowały marazm wschodnich miasteczek Ukrainy, ale już nie z perspektywy nastolatków, lecz ludzi dojrzałych, chcących żyć normalnie, założyć rodziny i uczciwie pracować. Ciągle jednak dogania ich przeszłość, topi alkohol, zżera wszechobecna korupcja. Po kilku latach od wydania, czytamy te powieści oczywiście nie jako zapowiedź wojny (kto się jej spodziewał?), ale jako portret społeczeństwa tak złamanego przez aparat opresji, że stało się obojętne wobec tego, co przyniesie przyszłość (bo przecież gorzej być nie może). Nowa powieść udowadnia, że ta pewność może ulec radykalnej zmianie.

W Internacie trafiamy do miasta wschodniej (a jakże) Ukrainy, obok którego trwa wojna; słychać wybuchy, widać błyski, ulicami przejeżdżają żołnierze, mówią o niej w telewizji. Żyje tam Pasza. Ma 35 lat, jest nauczycielem, dzieli dom razem z ojcem, siostrą i jej nastoletnim synem, który ze względu na święta Bożego Narodzenia ma wrócić do rodziny z tytułowego internatu. Gdy wyrusza po niego Pasza, front zaczyna się przesuwać, a podróż po siostrzeńca okazuje się walką o przetrwanie. I oczywiście jest to książka o wojnie, dokładniej – antywojenna, obrazująca bliskość konfliktu, to, jak łatwo można znaleźć się w jej zasięgu, jak demoralizuje i dehumanizuje ludzi. Ale nie to jest w Internacie najważniejsze, a na pewno nie tylko, bo i tym razem napisał Serhij Żadan głównie o sobie, swoich rówieśnikach, sąsiadach, a powieść spokojnie może być odczytywana jako kontynuacja poprzednich książek.

Autor ponownie skupia się na beznadziei sytuacji, do której jego sąsiedzi przywykli, co doskonale obrazuje dialog Paszy ze spotkanym na swojej drodze wuefistą: „Wiesz, czemu zostałem, nie uciekłem? Dlatego, że nie mam się czego bać. Nigdy nigdzie się nie pchałem. Po prostu robiłem swoją robotę. Czego mam się bać? Zgadza się? Pasza w milczeniu kiwa głową. Jasna rzecz, że się zgadza. Oczywiście, że się zgadza. Sam taki jest. Tak samo zawsze robił swoją robotę, nie uciekał”.

I takich postaci jest więcej, Pasza oraz jego bliscy nie stanowią wyjątku. To ludzie, którzy chcą mieć zwyczajnie święty spokój, ponieważ lata życia w postsowieckim (z jednej strony), a zapomnianym przez Kijów (z drugiej) regionie doprowadziły ich do obojętności, którą ciężko sobie wyobrazić (w zachodniej Ukrainie ukuto na nich złośliwe określenie „zombie”, które na szczęście zanika). O ojcu Paszy czytamy m.in. „Pytam go: dlaczego nie zadzwoniłeś? A on: bałem się, że się rozpłaczę. Wyobrażasz sobie? Myślę, że on właśnie przez to z nami nie rozmawia: boi się, że się rozpłacze”. Sam Pasza nie zamierza brać udziału w konflikcie, zasłaniając się niepełnosprawnością (ma niedowład dłoni), choć tak naprawdę wojna go nie interesuje, nie ma zamiaru bronić ojczyzny i gdyby nie różnica w języku między stronami konfliktu, nie byłby w stanie ich odróżnić, podobnie jak inni mieszkańcy jego regionu, którzy sami posługują się dwoma językami.

Internat, najdojrzalsza do tej pory powieść Serhija Żadana, to historia o połamanych ludziach, na których nic już nie robi wrażenia, nawet wojna, bo: „Pasza przywykł do obojętnych spojrzeń, do miarowych, mechanicznych, ruchów żołnierzy, do czarnych paznokci, do tego, że należy oddać dowód i czekać, aż twój kraj kolejny raz przekona się o twoim posłuszeństwie wobec prawa”. Dostajemy więc opowieść, którą czytamy jak dalszą historię bohaterów Big Maca (2003), Depeche Mode (2004) czy Woroszyłowgradu (2010). Warto, jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił, zacząć czytanie Serhija Żadana od pierwszych utworów i dopiero sięgnąć po ostatnie dzieła, aby częściowo chociaż zrozumieć specyfikę wschodniej Ukrainy i dowiedzieć się, dlaczego bohaterowie Internatu pozostają obojętni nawet wobec takiego okrucieństwa, jakim jest wojna.
 

Czytaj również:

Wojna w Donbasie: świry czy straceńcy? Wojna w Donbasie: świry czy straceńcy?
Przemyślenia

Wojna w Donbasie: świry czy straceńcy?

Miłada Jędrysik

W dzień bojownicy grają w gry komputerowe i czekają na zmierzch, kiedy obserwatorzy OBWE pójdą na piwo i można będzie rozpocząć ostrzał. Paweł Pieniążek opowiada o codzienności i niezwykłości wojny na Ukrainie. 

Miłada Jędrysik: Czy do wojny można się przyzwyczaić?

Paweł Pieniążek: Nie chcę tego trywializować, ale to jest mniej więcej tak jak z nami, kiedy musimy codziennie jeździć zapchanym autobusem do pracy. Jest nieprzyjemnie, nieładnie pachnie, ale do pracy dotrzeć trzeba. Ludzie potrafią się przyzwyczaić do wszystkiego. Zdumiewające, jak szybko to, co ekstremalne, staje się „normalne”.

Czytaj dalej