
Co Józef Czapski robił w Urugwaju? Co znajdowało się w kajecie, który zgubił między Buenos Aires a Caracas? Dokąd prowadzi ślad, który zostawił w Ameryce Południowej? Tym śladem poszedł Grzegorz Kozera, który zdał sprawę ze swojego artystycznego śledztwa na przygodowej, tropikalnej i niepozbawionej erotyzmu wystawie Widzenie powtórne. Sprawę z przyjemności wynikającej z powtórnego widzenia zdaje zaś Stach Szabłowski Widzenie powtórne to wystawa zrobiona trochę jak opowieść detektywistyczna. I bardzo jak dziennik egzotycznej podróży, nie mówiąc o tym, że w grę wchodzi hommage młodego artysty dla starego mistrza. Detektywem jest Grzegorz Kozera, który wyruszył do Ameryki Południowej, by pójść tropem, który 65 lat temu zostawił na tym kontynencie Józef Czapski. Z tej eskapady wyszła wystawa tropikalna, rozerotyzowana, stworzona z całym szacunkiem należnym tradycji i nie bez ironii, w którą warto się uzbroić, kiedy z tradycją ma się do czynienia.
Uziemieni
Jeżeli chodzi o wojaże, epidemia mocno podcięła wszystkim skrzydła. Podróżowanie, które w XXI w. zrobiło się tak łatwe, że stało się niemal banalne, znów nabrało znaczeniowego ciężaru. W sytuacji narodowego uziemienia wystawa o egzotycznej podróży jest najlepszym, co może się człowiekowi przydarzyć. Albo najgorszym, jeżeli ktoś ma naturę zawistną. Powściągnijmy jednak resentymenty i w środku polskiej pandemicznej zimy lećmy do Ameryki Południowej. Początek tej podróży wiedzie przez klatki schodowe i labiryntowe korytarze kamienicy przy ulicy Mazowieckiej. Na poddaszu tego gmachu znajduje się mieszkanie, które zajmuje dziś Galeria aTAK. Kiedyś żył w nim gigant narodowego teatru – Jerzy Grzegorzewski. Od śmierci reżysera w 2005 r. niewiele się tu zmieniło. Do tego miejsca przychodzi się jak z wizytą do nieobecnego gospodarza, na którego czeka się wśród jego mebli i książek. A w pandemii przyjście z zapowiedzianą wizytą jest przecież jedynym sposobem na odwiedzenie wystawy. Pod koniec życia Grzegorzewski, który swoją drogę zaczynał od sztuk plastycznych, pragnął powrócić do malarstwa – pozostał po tym solidny zapas farb. Jak się okazuje, przez 15 lat te farby wcale się nie zestarzały – to nimi Grzegorz Kozera namalował wszystkie obrazy, które pokazuje na Widzeniu powtórnym.
Farby z szuflady mistrza, którego duch wciąż jest obecny w galerii-mieszkaniu, to świetny wehikuł do wyprawy, która okazuje się podróżą nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie – i w której Grzegorz Kozera wchodzi poniekąd w buty innego mistrza sprzed lat.
Byłem – delikatnie mówiąc – zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że tym mistrzem sprzed lat jest Józef Czapski. Serio? Czapski? Artysta zacny, ale kto w drugiej dekadzie XXI w. ekscytuje się kapistami? Paryską „Kulturą”? Kto pasjonuje się Józefem Czapskim na tyle, by pójść jego tropem – powiedzmy sobie szczerze, już mocno wystygłym – i dojść nim aż do Urugwaju?
„Uczęszczałem do liceum plastycznego, a tam wszyscy w pewnym momenci