Prawo i pięść Prawo i pięść
Przemyślenia

Prawo i pięść

Jakub Popielecki
Czyta się 3 minuty

Zachód potrzebował epitetu „dziki”, by stać się przestrzenią bezprawia, kowbojskich pojedynków i krwawych zatargów. Wschód już sam z siebie kojarzy się z czymś ciut bardziej dzikim, ciut mniej cywilizowanym. Wyrażenie „wschodnia Europa” brzmi trochę jak Europa „mniej ważna” – za to brzydsza, brutalniejsza, dziwniejsza. Kto wie, czy po ulicach nie spacerują tam aby niedźwiedzie polarne. Albo nastolatkowie z karabinami kupujący naboje na stacjach benzynowych.

Eastern gra właśnie na takim napięciu między tym, co swojskie, a tym, co osobliwe. Akcja toczy się w przestrzeni (nam) znajomej, rozpiętej między Orlenem a osiedlem domków jednorodzinnych, między głosem Krystyny Czubówny z telewizora a polskim hip-hopem w słuchawkach. Ta normalność jest jednak przetrącona. Dziewczynka w żółtym płaszczyku zabija z zimną krwią kolegę, u prawnika można zapłacić zbliżeniowo za własne życie, a relacje społeczne reguluje Kodeks Hammurabiego. Wyobraźcie sobie Kargulów i Pawlaków, którzy zamiast „podejść do płota”, wolą strzelać między oczy.

Debiut Piotra Adamskiego porównuje się do twórczości Greka Jorgosa Lantimosa, i całkiem słusznie. Podobnie jak w Kle czy Alpach narracja jest tu perfidnie eliptyczna i drażni widza, dając mu wgląd w świat, który – choć podobny do naszego – rządzi się jakimiś niezrozumiałymi zasadami. Dopiero z czasem odkrywamy, że kanwą konfliktu jest zatarg między niejakimi Nowakami oraz Kowalskimi. A że na tym „dzikim wschodzie” nie wystarczy zwykłe „przepraszam”, kolejni ich krewni muszą chwytać za broń palną, nakręcając krwawą spiralę. Kiedy jednak przychodzi czas, by za grzechy ojców zaczęły płacić nastoletnie córki (Maja Pankiewicz i Paulina Krzyżańska), dziewczyny postanawiają się zbuntować. 

Wspomniane „przetrącenie” ma funkcję soczewki. Adamski delikatnie przechyla akwarium rzeczywistości, by łatwiej było zajrzeć do środka: kiedy świat stoi na głowie, nagle widzimy go na świeżo, nieuprzedzonym okiem. Eastern pracuje oczywiście na dużym stopniu uogólnienia, więc można czytać go jako alegorię uniwersalną. Jako opowieść o pułapce społecznych rytuałów przekazywanych z pokolenia na pokolenie wraz z oczekiwaniem, że zostaną bezkrytycznie zaakceptowane. Jako opowieść o próbie wyrwania się z tego zaklętego kręgu. A także opowieść o impasie rewolucji: emancypacja z przemocowego systemu sama bywa przecież przemocowa i musi liczyć się z przemocowymi konsekwencjami. Nie zrobisz rewolucyjnego omleta, nie rozbijając kilku jajek.

Ale uniwersalna, westernowa kanwa kina zemsty służy też jako język do opowiedzenia o Polsce. Kiedyś „eastern” oznaczał u nas filmy w rodzaju Prawa i pięści (1964), gdzie ubrany na biało Gustaw Holoubek po męsku przywracał społeczny ład na „dzikim zachodzie” Ziem Odzyskanych. Dzisiejszy Eastern jest zaś opowieścią o dwóch młodych kobietach, które próbują społeczny ład rozregulować. Widzą w nim bowiem narzędzie opresji zbudowanej na patriarchalnym autorytecie, testosteronowej rywalizacji i „polsko-polskiej” wojnie „Nowaków” z „Kowalskimi”.

Dziewczyny same zapewne ujęłyby problem prościej, pokazując środkowy palec czy coś. Taki już urok młodości i starcia pokoleń – także obsadowego. Marcin Czarnik w roli ojca jednej z bohaterek emanuje przecież Aktorstwem i Charyzmą. Jak to mówią: „żuje scenerię”. Maja Pankiewicz w roli jego córki to zaś aktorska tabula rasa: programowo nieefektowna, wyciszona, skupiona. Bardziej „jest”, niż „gra”, jeszcze nieobciążona bagażem wyśrubowanej techniki, wyrobionej maniery, wypracowanej rozpoznawalności. Ale czuć w niej – tak jak i w całym debiucie Adamskiego, nawet pomimo jego pesymizmu – potencjał. Nadzieję na przyszłość.


Dzięki Tobie, możemy zrobić jeszcze więcej – wesprzyj nas!
Fundacja PRZEKRÓJ

 

 

Czytaj również:

Era Wodnika Era Wodnika
Przemyślenia

Era Wodnika

Jakub Popielecki

W kącie pokoju stoi komódka. Jesteśmy w Brazylii, są wczesne lata 80., ciocia Lucia obchodzi 70. urodziny, na przyjęcie zjechała się cała rodzina. Dzieci składają solenizantce życzenia, podsumowując jej bogaty życiorys – jak mówią – godny filmu. Lucia, otoczona przez bliskich, znajdująca się w centrum uwagi, ucieka jednak wzrokiem ku komódce, a myślami – ku przeszłości. Przypomina sobie, jak kiedyś, dawno temu, uprawiała na mebelku seks z kochankiem. Wspomnienie jest jasne, żywe, żywsze niż teraźniejszość. Jeszcze moment, a i ta chwila przeminie. Zaraz przeniesiemy się bowiem w przyszłość, do czasów współczesnych. Mieszkanie opustoszeje, zostanie w nim tylko jego właścicielka, Clara (grana przez Sonię Bragę), krewna Lucii – jedną dojrzałą kobietę wspominającą szaloną młodość zastąpi druga. W kącie mieszkania pozostanie stara komódka.

„Aquarius” Klebera Mendonçy Filho to nie opowieść o Lucii i jej komódce, tylko o Clarze i jej mieszkaniu. Ale w przechodzeniu od jednej bohaterki do drugiej, w skupieniu na łączącym generacje przedmiocie, tkwi sedno filmu. Filho opowiada o przemijaniu, o przekazywanym z pokolenia na pokolenie dziedzictwie, o kołowrocie młodości i starości. Kamera swobodnie przekracza tu granice czasu, ale ogranicza się do jednej przestrzeni. Jazdy i panoramy korytarzami mieszkania Clary są niezwykle zmysłowe, płynne, obiektyw „pożera” wnętrze, stara się złowić jego ducha. Szuka aury, tej, o której pisał Walter Benjamin. „Aquarius” opowiada przecież o analogowej kobiecie żyjącej w cyfrowych czasach, o kochającej winyle dziennikarce muzycznej w epoce empetrójek i streamingu, o właścicielce zabytkowego mieszkania zagrożonej przez agresywną gentryfikację.

Czytaj dalej