
Tomasz Stawiszyński: Alternatywne sposoby pracy z umysłem, techniki magiczne i ezoteryczne, fundamentalizmy religijne, zaburzenia psychiczne – o tym wszystkim od lat pisze Pani w swoich książkach. Zarzucano Pani fascynację tematami marginalnymi i mało istotnymi, tymczasem są to dzisiaj centralne zjawiska definiujące główny nurt kultury zachodniej.
Tanya Luhrmann: O swoich projektach badawczych zawsze myślałam jako o przedsięwzięciach, które w żaden sposób się ze sobą nie łączą. Dzisiaj widzę, że to w gruncie rzeczy był przez cały czas jeden i ten sam projekt (śmiech). A mówiąc poważnie – wszystkim zawsze wydawało się, że czasy, w których żyją, są czasami wielkiej przemiany. Ale nasze czasy naprawdę takie są, jestem o tym głęboko przekonana. Coraz atrakcyjniejsze i łatwiejsze staje się życie w świecie iluzji, w parakosmosach – jak to niegdyś nazwał Robert Silvey – czyli w drobiazgowo dopracowanych światach wyobrażonych, które stają się bardziej rzeczywiste niż rzeczywistość. Zawsze mnie takie wyobrażone rzeczywistości fascynowały.
A co to właściwie jest rzeczywistość?
To pytanie z gatunku najbardziej fundamentalnych. Nie mam na nie żadnej gotowej odpowiedzi – i chyba nikt takiej nie posiada. Zajmuję się antropologią, a nie filozofią i dlatego mniej interesuje mnie, czym jest rzeczywistość jako taka, bardziej natomiast sposoby, których ludzie używają, żeby jednych rzeczy doświadczać jako rzeczywistych, a innych jako nierzeczywistych.
To naprawdę kwestia wyboru, metody, którą można zastosować?
Ależ oczywiście! W wytwarzanie rzeczywistości inwestujemy mnóstwo energii. Weźmy przykład: uczynić realnym coś, co jest niewidzialne. To przecież wcale nie jest takie proste. Tymczasem dzieje ludzkiej kultury to dzieje religii, a zatem dzieje poszukiwania sposobów na doświadczanie czegoś, czego nie można zobaczyć, usłyszeć ani tym bardziej dotknąć.
Pisze Pani: „Religia polega na tym, że zamiast świata takiego, jakim jest, widzimy go tak, jak się nam wydaje, że powinien wyglądać”.
Człowiek wierzący jest przekonany, że świat jest lepszy i bardziej sprawiedliwy, niż to widać gołym okiem. Jestem pewna, że nawet najgłębiej religijna osoba musi włożyć wiele wysiłku w to, żeby tego rodzaju przekonanie w sobie na co dzień podtrzymać. Aby ono nie słabło nawet w zetknięciu z informacjami czy doświadczeniami, które stoją z nim w jawnej sprzeczności – na przykład z doniesieniami o tsunami pochłaniającym tysiące niewinnych ofiar. To jest właśnie coś, co umyka zarówno skrajnym racjonalistom, którzy uważają, że religie to zwykłe bajki, jak i badaczom, którzy fenomen wierzeń religijnych starają się wyjaśnić za pomocą odwołań do procesu ewolucji, argumentując przy tym, że nasze