W kolejnej pośmiertnej rozmowie, zastanawiamy się czy życie słusznie przypomina nam sportowe zmagania – Epikteta wypytuje dr Piotr Stankiewicz.
Piotr Stankiewicz: Drogi Epiktecie…
Epiktet: Człowiecze! Dlaczego „drogi”? Drogi to prowadzą do Rzymu — ale od czego odprowadzają? Ciebie odprowadzają od rozumu, jak widzę.
Więc jak w takim razie? Czy mam się zwracać per „panie Epiktecie”?
Za pana się nie uważam. Chyba że własnego losu. Jestem wyzwoleńcem — urodziłem się jako niewolnik, potem zwrócono mi wolność. Wolność w sensie prawnym, bo tej ludzkiej nikt mi nigdy nie odebrał. I w ogóle, nikt nikomu odebrać nie może.
A ja chciałbym dzisiaj nie o wolności, tylko o sporcie.
Bardzo chętnie. Jak wiesz, wszystko, co istotne, zaczęło się w starożytnej Grecji, igrzyska olimpijskie też. Mówiłem o tym zresztą dużo w wykładach.
„Nie tłoczycie się w słońcu w Olimpii? Nie przemakacie do nitki gdy leje?”. Jeden z moich ulubionych fragmentów w Diatrybach.
My, stoicy, uważamy, że życie jest bardzo podobne do zmagań sportowych czy wojennych.
I dlatego chciałem o tym pomówić. Bo nas w XXI wieku mniej już przekonują metafory, że życie jest ciągłą rywalizacją, walką, batalistyką. Wojen mamy — ostatnio, szczęśliwie — mniej.
I co, wychodzi wam to na dobre?
Uważamy, że tak. A wyżywamy się właśnie oglądając olimpiady albo Euro.
Prawda jest taka, że — czy to pole bitwy, czy tylko boisko — tym właśnie jest życie ludzkie.
To jeden z moich ulubionych chwytów (nomen omen) stoickich. Spotyka cię jakaś przeciwność losu? Pomyśl, że to przeciwnik na macie lub w ringu. Sparingpartner, który ci właśnie przyłożył.
Tak. Człowiek jest tak skonstruowany, że łatwiej poradzi sobie z wyzwaniem, jeżeli opowie je sobie w ten sposób. Taka jest nasza natura.
Dzisiaj często opisujemy ją w informatyczno-technologicznym stylu, mówiąc, że mózg lepiej sobie poradzi, jeśli wejdzie w tryb walki z czymś lub kimś konkretnym, niż gdy przeżywa sam fakt, że doznał przykrości. Zoperacjonalizowanie czegoś jako problemu, to już połowa rozwiązania. A zwizualizowanie go jako czegoś lub kogoś, kto motywuje nas do działania, do walki, to… może nie cała druga połowa, ale na pewno kolejny krok naprzód.
A mówiąc językiem moich czasów: tylko niektórzy są żołnierzami, tylko niektórzy jadą na igrzyska olimpijskie, ale nawet ci, którzy tylko je oglądają, toczą swoją codzienną, wieczną walkę. Stąd też popularność sportów i wszelkich walk. One skupiają kondycję człowieka jak w soczewce, są uwypukleniem, wzmocnieniem tego, co jest treścią życia każdego z nas.
Czyli czego konkretnie?
Zmagania. Walki. Napięcia. Życie to runda zapasów.
A w niej „nie liczy się zwycięstwo, tylko udział” — tak często dzisiaj mówimy. Choć krytycy uznają to za „szlagwort przegrywów”. Bo przecież w rywalizacji chodzi o to, żeby wygrać.
Tylko że zwycięstwo nigdy nie zależy od nas, zawsze może się zdarzyć, że rywal będzie w lepszej formie albo że potknę się o kamień i skręcę kostkę. Właśnie dlatego trzeba podkreślać, że sensem walki jest sama walka. Samo wystąpienie w zawodach. Nawet więcej: jeśli spojrzysz po stoicku, to zobaczysz, że samo podjęcie walki jest zwycięstwem. Na boisko piłkarskie nie ma sensu wychodzić, jeżeli nie chce się wygrać, ale na boisko życia? Chodzi o to, żeby stawać się lepszym człowiekiem, mocniejszym, wytrzymalszym, cierpliwszym, ale też bardziej świadomym, lepiej rozumiejącym siebie samego, ludzi i świat dookoła. To jest walka prawdziwie stoicka!
Co jest do wygrania?
Idea jest taka, by pamiętać, że walka z przeciwnikiem na boisku i wszelkie współzawodnictwo są tylko pretekstem do mierzenia się z samym sobą. I nie mam na myśli „pokonywania własnych słabości” — wiesz, bywają słabości, których się nie da przezwyciężyć i nawet nie ma sensu próbować — tylko raczej wykuwanie, tworzenie nowego siebie. Nowego, lepszego, silniejszego, bardziej świadomego. Do wygrania jest nowe „ja”.
I tutaj zawsze będzie się z czym zmagać. Zawsze będą przeszkody.
Wewnętrzne, choćby lenistwo, ale zewnętrzne też. Nikt nie ma tyle szczęścia, żeby przejść przez życie całkowicie gładko. Normą jest sytuacja przeciwna: wszyscy się borykamy, szarpiemy, zmagamy. Te przeszkody, złośliwości losu, wiatr w oczy, to wszystko nie jest odstępstwem, ale regułą, esencją losu człowieka. Ludzka droga to nie jest przyjemna, cienista aleja, na której z rzadka trafi się przypadkowy wybój. Ta droga z założenia dziurawa, ciernista i skwarna. Wyboje, ciernie i skwar — to właśnie jest życie człowieka.
Słyszysz sam siebie? Czy po takim dictum acerbum można się dziwić tym, którzy uważają, że stoicyzm jest negatywny, pesymistyczny i defensywny?
Co oni tam wiedzą! Nie zajedzie daleko ten, kto założy, że życie jest miłą przejażdżką. Prawdę mówiąc, nigdzie nie zajedzie — potknie się i podda na pierwszej przeszkodzie.
Jeśli te przeciwności to sparingpartnerzy, a życie to wieczny trening duszy, ciała i umysłu, to do czego właściwie nas to przygotowuje?
Do samego życia.
Życie to trening do życia?
Chłopcze o małym rozumie! Czy ciebie taka sprzeczność razi? Ona jest tylko pozorna!
Niektórych razi. Dlatego stoicy miewają złą prasę. Przez te sprzeczności i paradoksy. Chłopski rozum i zdrowy rozsądek nierzadko cierpią.
Rozsądek nigdy nie cierpi, jeżeli faktycznie jest zdrowy. Tak, życie to trening do samego życia, wieczne przygotowywanie się do tego, co będzie.
Trening do zawodów, które nigdy nie nadejdą?
One już trwają! Przygotowujemy się do tego, co będzie, ale i do tego, co już jest. Widzisz, ta metaforyka sportowa zawodzi o tyle, że w sporcie jest rozróżnienie — jedną rzeczą jest trening, a inną zawody. Te wasze media w tym utwierdzają, pokazując, w świetle jupiterów, samo współzawodnictwo. Nikt nie transmituje treningów. A w życiu trening i zawody to jedno i to samo!
Mówi się, że kto czyta, ten żyje dwa razy, ale można też powiedzieć, że kto żyje po stoicku, ten żyje dwa razy.
Widziałem Twój tekst o Lewandowskim, on jest właśnie o tym. Podglądanie gwiazd sportu jedynie wtedy, kiedy grają, to jest cyrk medialny. Ba, to się kłóci z samą ideą sportu. Byłoby dużo lepiej dla nas wszystkich, gdybyśmy mieli podgląd, jak ten Lewandowski żyje i trenuje. I nie mówię tu o podglądactwie na Instagramie, ale o tym, byśmy realnie starali się go naśladować. „Bądź jak Lewandowski” — hasło absurdalne, jeżeli rozumieć je dosłownie, nikt z nas nigdy nie będzie grał tak, jak on. Ale wszystkie zasady zdrowego życia, regularnego treningu — tego każdy powinien spróbować! Czemu właściwie tego nie robimy? Czemu skupiamy się na tej części „bycia Lewandowskim”, która jest niedostępna dla nikogo poza nim samym, zamiast na tej, która jest otwarta dla każdego?
Jeśliby spojrzeć na to w ten sposób, to od razu widać, że to nie stoicy są paradoksalni. To raczej życie codzienne, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, jest dość absurdalne.
Mnie akurat nie musisz przekonywać.
Pogadajmy w końcu o igrzyskach w Tokio. Będziesz oglądał?
Pewnie! Nie ma wspanialszego widoku niż człowiek pokonujący własne słabości. Powiesz, że to bieg w kółko po stadionie, gonitwa za piłką czy wygłupy na basenie. A to jest kwintesencja kondycji człowieka. Już sama nazwa tych igrzysk to świetna stoicka przypowieść – Tokio 2020, a rozgrywacie je w 2021 roku. Los się śmieje, kiedy człowiek robi plany.
Pierwszy raz zdarza się, że igrzyska zostały przełożone.
Co znaczy pierwszy? A propos wojen, o których mówiliśmy wcześniej, kiedy w 1940 roku planowaliście igrzyska w Tokio, to trzeba je było odwołać z powodów wiadomych. I doszły do skutku dopiero 24 lata później!
Ékécheiria — święty pokój. Zawieszenie broni na czas igrzysk. Nie działało za waszych czasów…
…i w waszych też nie działa.
Ale może kiedyś zadziała. Rywalizacja, walka kto górą — ta sama energia popycha nas do sportu, jak i do wojen.
W naszych czasach, wojny nie były niczym niezwykłym, więc to naturalne, że tłumaczyliśmy swoją filozofię, odwołując się do wojennych przykładów. Najazdy, zniszczenia, miecze i tarcze we krwi — to było dla każdego czytelne, bo każdy to znał. Jeżeli wy macie tego mniej, to w porządku, dla mnie jest zrozumiałe, że będziecie wyjaśniać stoicyzm w trochę inny sposób.
Staram się to robić w moim stoicyzmie reformowanym.
Pamiętaj tylko, że motyw walki i tak będzie aktualny. W stoicyzmie nie chodzi o to, by się wzajemnie zwalczać — na Zeusa! to byłaby karykatura stoików! —, ale by współdziałać. Co nie zmienia faktu, że każdy z nas i tak będzie się borykał z życiem, przeciwnościami, oporem materii. To one są naszymi rywalami. A ich nigdy nie zabraknie. Czy to wojna, czy pokój, czy państwo takie, czy miasto inne — każdy z nas zawsze się będzie z czymś mierzył.
Ale mierzymy się razem. To współdziałanie jest ważne.
Tak jest. Jeżeli wam, w tym XXI wieku, zależy, żeby społeczeństwo było mniej oparte na zasadzie „każdy przeciw każdemu”, a bardziej na współpracy, współdziałaniu i współodpowiedzialności, to stoicyzm nadaje się do tego doskonale. Przecież to właśnie my, stoicy, jako pierwsi powiedzieliśmy, że wszystko ma swój początek w pierwotnym ogniu, we wszechnaturze, w której wszyscy jesteśmy połączeni. Jesteśmy braćmi i siostrami, wykwitami jednego i tego samego logosu. Jesteśmy tym samym. Dlatego nie powinniśmy ze sobą walczyć. Naszym przeznaczeniem jest współdziałanie. Pomaganie sobie. Praca dla wspólnego dobra.
Jesteśmy ze sobą połączeni, spokrewnieni, całe ziemskie życie jest z jednego korzenia — to właśnie mówi dzisiaj biologia.
Cieszę się, że po dwóch tysiącach lat wasza nauka zauważyła wreszcie to, co my, stoicy, wiedzieliśmy od dawna. Czy nazwiemy to „DNA”, czy „drzewem ewolucyjnym”, czy po staremu, „logosem” — idea jest ta sama. Pierwotna praprzyczyna jest jedna dla wszystkich. Jesteśmy z jednego źródła.
Jedyne co pozostaje, to przemyśleć konsekwencje i wdrożyć wnioski w życie. A to zawsze idzie opornie.
Tak. Ale tutaj przekazuję już pałeczkę wam. Ja swoje powiedziałem. Powodzenia!