Przychodzi facet do lekarza z widelcem w tyłku Przychodzi facet do lekarza z widelcem w tyłku
Przemyślenia

Przychodzi facet do lekarza z widelcem w tyłku

Paulina Wilk
Czyta się 5 minut

Nie ma to, jak pożartować zdrowo z cudzego cierpienia. Zwłaszcza gdy sprawca i ofiara męki to ta sama osoba, czyli ktoś, kto sam jest sobie winien. A do tego cierpiał jakieś 100, 200 lub 300 lat temu. Wtedy można odstawić na bok współczucie i zaśmiewać się do rozpuku. Taką rozrywkę przygotował Thomas Morris, wysupłując perełki z bogatej historii chorób, dolegliwości, obrażeń, ran kłutych, ciętych oraz eksplodujących.

The Mystery of the Exploding Teeth. And Other Curiosities from the History of Medicine to podręcznik napisany na opak. Autor wybrał do książki wszystko, co najdziwniejsze, wręcz nie do pomyślenia. Bo jak to możliwe, by do lekarza zgłosiła się dziewczyna notorycznie „rodząca” igły – wydalała je przez guzy objawiające się w różnych narządach i częściach ciała? Jak można regularnie zapadać w sen na 17 dni bez przerwy, a potem budzić się, jak gdyby nigdy nic? I jakim cudem pewnemu młodemu człowiekowi udało się wcisnąć penisa do szklanej butelki tak, że potem spuchł i za nic nie pozwolił się z niej usunąć, mimo postępującego zagrożenia obumarcia? Czy spleśniała kukurydza grozi gangreną stóp? Oraz czy da się usunąć z więźnia skórzane etui, wypełnione narzędziami umożliwiającymi ucieczkę, jeśli więzień ten wepchnął je w – pardon – własny odbyt złym końcem, na skutek czego owo etui zaczęło samodzielnie, wbrew przewidywaniom, wędrować w górę jelita grubego?

Wszystko, czego życzylibyście najgorszemu wrogowi i czego nie potrafilibyście samodzielnie wymyśleć, już się kiedyś komuś przytrafiło. W większości przypadków są to nieszczęścia zawinione samodzielnie, bez przymusu ani nawet przypadku. Książkę Morrisa – arcyśmieszną, pełną cytatów z archiwalnych zapisów lekarzy i okraszoną bezlitośnie ironicznymi komentarzami autora – można traktować w dwójnasób.

Z jednej strony jest ona rodzajem antyencyklopedii medycznej – nie tyle zbiorem chorób, ile wyjątkowych przypadków głupoty. Z drugiej strony stanowi bezcenny zbiór dowodów na ludzką inwencję. Wręcz imponujące są przyczyny i sposoby zadawania sobie cierpienia przez bohaterów tych opowiastek. Na ogół trzeba do tych aktów błyskotliwości, fantazji albo brawury.

Ale na prawdziwy zachwyt zasługują lekarze. Bo kiedy do gabinetu wchodzi – literalnie – facet z widelcem w tyłku (z widelcem, który jest tylko jednym z wielu obiektów zalegających w przewodzie pokarmowym delikwenta, tyle że okazał się liderem – najszybciej pokonał dystans od przełyku do odbytu, gdy peleton noży utknął w żołądku), wtedy lekarz musi coś na to poradzić. Jak wydobyć widelec, nie zabijając pacjenta, nie wywołując perforacji jelita, śmiertelnego zakażenia albo zatoru z martwicą? No?

I tu zaczyna się przygoda. Podpowiedzi nie ma w żadnym podręczniku, nie ma też co dzwonić do kolegów po fachu. Bo takie dziwactwa zdarzają się raz na setki lat. Albo w ogóle po raz pierwszy w dziejach ludzkości. Jak dowiadujemy się z The Mystery, ludzkość ochoczo połyka szklanki, żarówki i inne przedmioty. Czasem niezbędna jest operacja, innym razem wystarcza duża porcja gotowanej kapusty i szklanka wody, a ciało obce ląduje tam, gdzie powinno – poza człowiekiem.
Gorzej, jeśli się człowiek udusi małą rybką, której na domiar złego wcale nie zamierzał zjeść. Był taki przypadek w 1863 r. Pewien pan umilał sobie czas łowieniem na wędkę, a gdy pochwycił maleńką rybkę i przez chwilę nie miał co z nią zrobić, przytrzymał ją w zębach. Nie przewidział, że rybka ta wstrząśnie się, wpadnie mu do gardła i utkwi w tchawicy, kończąc jego żywot szybko i niepoważnie.

Tytułowej tajemnicy wybuchających zębów – bardzo bolesnej przypadłości odnotowanej w książkach medycznych i dziennikach lekarskich co najmniej kilkadziesiąt razy – nigdy nie udało się rozwikłać. Morris angażuje aktualny stan wiedzy, by dotrzeć do prawdy o szokujących zdarzeniach sprzed wieków i na ogół znajduje przekonujące wytłumaczenie. Jak to, czy pewien zmarły chłopiec, cierpiący przez lata na niedokrwienie, naprawdę miał w sercu węża? Jego udręczona matka – bardzo światła kobieta – zażądała autopsji dziecka. Lekarze znaleźli w lewej komorze zwinięte w kłębek ciało przypominające małego gada lub olbrzymiego pasożyta. Czy to prawdopodobne, że tasiemiec lub glista ludzka dostały się tam z układu pokarmowego? Raczej nie, najpewniej był to oryginalnie uformowany i stwardniały skrzep, który zablokował tłoczenie krwi.

Większość niesamowitych przypadków – np. historia kobiety, która oddawała mocz uszami i nosem – znajduje w książce najzupełniej racjonalne i przekonujące wytłumaczenie. Morris wspaniale buduje napięcie, wywołuje salwy śmiechu, ale na koniec sprowadza nas na ziemię, ku faktom i rzeczywistości. Sprawia też wiele radości językowej, gdy akapity zapożyczone z zapisków lekarzy przeplata lapidarnymi współczesnymi uwagami. To gratka dla entuzjastów tematyki medycznej – można porównać dawne klasyfikacje chorób, ich przedziwne nazwy, ale jest i coś bardziej subtelnego – Morris pokazuje, jak dalece od XVIII stulecia zmieniło się nasze wyobrażenie o człowieku, funkcjonowaniu ciała i leczeniu.
Mknie się przez tę książkę bez hamulców, bo jedna historia przebija drugą. A z każdą stroną rośnie żal, że ta zabawa zaraz się skończy. Nic dziwnego, że książka znalazła się na szczytach zestawień najlepszych anglojęzycznych tytułów 2018 r. Czytajcie na zdrowie!

 

Czytaj również:

Książki na receptę – 4/2018 Książki na receptę – 4/2018
Przemyślenia

Książki na receptę – 4/2018

Bibliocreatio

Tym, którzy nie mają ochoty na zmiany, cieplejsze jesienne ubrania, zapomnienie i mięso, „Przekrój” w ramach zachęty proponuje kilka lektur z każdej półki.

Czytaj dalej