Rafał Milach: od przestrzeni prywatnej do publicznej
i
zdjęcie: Rafał Milach, z cyklu „Szary człowiek”, 2017. Dzięki uprzejmości artysty i Galerii Jednostka.
Przemyślenia

Rafał Milach: od przestrzeni prywatnej do publicznej

Joanna Kinowska
Czyta się 20 minut

Nazwisko Milach w środowisku fotograficznym jest znane od bardzo dawna. Zaczynał, o czym dziś niewielu pamięta, od klasycznego czarno-białego fotoreportażu ze Śląska. Nieustannie poszukując swojego sposobu opowiadania, przeszedł na kolor. Wygrał w konkursie World Press Photo w 2008 r. Kojarzony jest przede wszystkim z książkami fotograficznymi, które powstają w ścisłej współpracy z Anią Nałęcką-Milach. Miał wystawy monograficzne w Zachęcie i C/O w Berlinie (2012). Pracuje także w kolektywie Sputnik Photos, który zakładał. Od wielu lat dobiera środki wyrazu do projektu, tak że trudno znaleźć jeden styl, którym się posługuje. Jego nazwisko utożsamiane jest z nowościami i sukcesami w fotografii. O drodze, jaką przebył Rafał Milach do wystawy w londyńskiej Photographers’ Gallery oraz nominacji do Agencji Magnum, rozmawiamy po sąsiedzku, na Saskiej Kępie, między domem a działką.

 

Joanna Kinowska: Miałeś przed chwilą ogromną wystawę w Photographers’ Gallery i zostałeś nominowany do jednej z najważniejszych nagród – Deutsche Börse Photography Prize. Jak to się stało?

Rafał Milach: Sama wystawa nie była ogromna, ale stanowi podsumowanie ostatnich siedmiu lat mojej aktywności. A do nagrody zostałem nominowany za Odmowę, czyli wystawę w Atlasie Sztuki w Łodzi w 2017 r.

Bardzo mnie to cieszy. Tym bardziej, że problem poruszany na tej wystawie jest superaktualny. Dzięki finałowi DBPP zyskał nową platformę do dystrybucji.

Wystawa pokazywana w Łodzi nagle jedzie do Londynu. Pewnie trochę się zmieniła?

Tak, zmieniła się, natomiast przekaz został utrzymany. Była mniejsza, ale kluczowe prace zostały na niej zaprezentowane. Ze względu na rozmiar przestrzeni zredukowałem wydruki z cyklu The Winners, który był reprezentowany przez książkę i projekcję teledysku z Ksenią Degielko – jedną z bohaterek projektu.

Wspomniałeś, że to podsumowanie prac, które rozpocząłeś siedem lat temu. Czyli wychodzi na to, że w 2011 r. zaszła duża zmiana?

To raczej podsumowanie pewnego etapu pracy nad tematem propagandy, który wciąż mnie zajmuje. W 2011 r. zacząłem pracę nad cyklem The Winners, który stał się pierwszym elementem Odmowy. Wszystko zaczęło się od Białorusi, potem była Gruzja, Azerbejdżan, Polska i Ukraina. Chociaż problem analizuję na przykładach z krajów byłego bloku wschodniego, to ma on wymiar uniwersalny, zdecydowanie ponadregionalny.

Rafał Milach, Natalia i Konan – zwycięzcy w konkursie BRSM na najlepszą zakochaną parę. Z cyklu „The Winners”, 2010–2013. Dzięki uprzejmości artysty i Galerii Jednostka
Rafał Milach, Natalia i Konan – zwycięzcy w konkursie BRSM na najlepszą zakochaną parę. Z cyklu „The Winners”, 2010–2013. Dzięki uprzejmości artysty i Galerii Jednostka

Pracuję tu od kilkunastu lat i charakter mojej pracy bardzo się zmienił. Nastąpiła konstrukcyjna i strukturalna zmiana. W dużym skrócie można powiedzieć, że tematy, które podejmowałem, przesunęły się z przestrzeni prywatnej do publicznej. 7 pokoi, który pokazywaliśmy kilka lat temu wspólnie w Zachęcie, i The Winners leżą na przeciwległych krańcach tej skali.

Zmiana? Przy każdym projekcie, mam wrażenie, następowała zmiana. Jest w ogóle: „typowy” Milach?

Nie ma i nigdy nie będzie czegoś takiego jak „typowy” Milach, przynajmniej taką mam

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Spieszmy się doceniać fotografów
i
fot. Marian Schmidt (1976)
Przemyślenia

Spieszmy się doceniać fotografów

Joanna Kinowska

Zawsze mnie drażniło, że Erwittów, Bressonów, Kertesów można przestawiać na półkach dowolnie. Kolorami okładek na przykład, albo alfabetycznie. Każdy ważny twórca ze świata ma albumów kilka, tematyczne, projektowe, za konkretne lata, itd. Wersje okazałe i kieszonkowe. A u nas?

Tej jesieni wydano dwie monografie – Bogdana Dziworskiego i Mariana Schmidta. Obydwaj mieli także wystawy w Warszawie, pierwszy w Leica 6×7 Gallery, drugi, co prawda pół roku wcześniej, w Domu Spotkań z Historią. Dwie książki bardzo różne, ale trochę o tym samym: o fotografii humanistycznej z lat 1960-70. Przedstawiają i zdjęcia późniejsze, i te całkiem niedawne. Odkładając na bok (na chwilę) szaty graficzne i przygotowania publikacji, to książki do siebie podobne. Choćby dlatego, że są monografiami wielkich twórców, o których, jak to się kolokwialnie mówi, młodzież nie ma pojęcia.

Czytaj dalej