Reni Eddo-Lodge: Wszystkim nam potrzeba innej opowieści Reni Eddo-Lodge: Wszystkim nam potrzeba innej opowieści
i
fot. Donna Robertson, źródło: Fickr: Christchurch City Libraries (CC BY-NC-ND 2.0)
Przemyślenia

Reni Eddo-Lodge: Wszystkim nam potrzeba innej opowieści

Aleksandra Lipczak
Czyta się 19 minut

Aleksandra Lipczak: Marlon James, autor Krótkiej historii siedmiu zabójstw i laureat Bookera, powiedział, że Twoja książka „błagała, by zostać napisana”. Dlaczego nikt nie zrobił tego wcześniej?

Reni Eddo-Lodge: Myślę, że były już takie książki w Wielkiej Brytanii. Tylko że nigdy dotąd nie wydały ich duże wydawnictwa. Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry miała szansę skorzystać z infrastruktury znanego wydawcy [Bloomsbury – przyp. red.] i dużego budżetu na promocję. To pomaga książkom frunąć przez świat.

Straciłam już rachubę, w jakim nakładzie sprzedała się moja książka, ale ostatnie liczby, o których słyszałam, daleko przekraczają moje najdziksze sny.

Spotykam się z dwoma typami reakcji. Od niektórych czytelników słyszę, że zmieniła ich sposób myślenia. Inni przyznają z kolei, że potwierdziła ich własne doświadczenia w świecie.

Mówi się, że zmieniłaś bieg rozmowy na temat rasizmu w Wielkiej Brytanii.

Książka ukazała się rok temu. Tak naprawdę dopiero teraz ludzie wreszcie ją przeczytali. To zmienia postać rzeczy. Na początku było sporo konfuzji, która brała się z tego, że mało kto znał jej zawartość.

Za to pewnie wszyscy znali prowokacyjny tytuł.

Wbrew pozorom prowokacja wcale nie była moim celem. Myślę, że to największe nieporozumienie dotyczące tej książki. Nie miałam zamiaru rzucać nikomu wyzwania ani podburzać czytelników. Tak czułam się w jednym konkretnym momencie i szczerze o tym napisałam.

Chodzi o wpis na blogu, od którego wszystko się zaczęło?

W 2014 r. napisałam post o tym, że jestem wykończona. Że nie mam już siły rozmawiać o problemie rasizmu z ludźmi, którzy nie wierzą, że jakikolwiek problem istnieje, którzy nie chcą zaakceptować faktu, że strukturalny rasizm jest częścią naszej historii i ma wpływ na życie milionów ludzi. Którzy sugerują, że to ja jestem rasistką i mam problem z białymi. A już na pewno przesadzam, bo nie może być tak źle, jak mówię.

Ku mojemu zdziwieniu, post błyskawicznie zaczął żyć własnym życiem. Wywołał setki reakcji, zarówno wśród białych, jak i czarnych. To wtedy doszłam do wniosku, że muszę napisać tę książkę.

D

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Haft opowiadający o wojnie Haft opowiadający o wojnie
i
Berthe Morisot, „Embroidery”, 1899, Wikimedia Commons (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Haft opowiadający o wojnie

Elisabeth Åsbrink

Czasem przypadkowe znalezisko może wiele nam powiedzieć o historii, traumie i przeżyciach ludzi, które kryją się za pozornie zwykłymi przedmiotami. A także, być może, o nas samych.

Pewnego dnia, kilka lat temu, szłam z mężem ulicami Kopenhagi. Było to późnym latem, może pod koniec sierpnia lub na początku września, w każdym razie w jeden z tych dni, kiedy słońce świeci ciemnożółtym i miękkim światłem, ale i tak wprawia w przygnębienie, bo kres lata może nadejść w każdej chwili. Nie spieszyliśmy się. W mieście panował spokój, a większość sklepów była zamknięta. Ciemnozielone liście drzew pokrywał pył. Przechadzaliśmy się bez celu, właśnie przecięliśmy Israels Plads, gdzie w weekendy spontanicznie rozkłada się pchli targ, i planowaliśmy pójść gdzieś na kawę, kiedy nagle zobaczyłam coś, przez co musiałam przystanąć. Akurat tamtej niedzieli stał tam tylko jeden stół, obładowany starymi futrami z norek, mosiężnymi świecznikami, popielniczkami, biżuterią ze sztucznymi kamieniami i sztućcami z niepolerowanego srebra. Ale było tam też coś jeszcze. Na ziemi oparty o nogę stołu stał obraz. Dostrzegłam go, właściwie w ogóle na niego nie patrząc. Dopiero gdy przechodziliśmy obok, zauważyłam, że to tak naprawdę oprawiony w ramę haft i że właśnie przeczytałam na nim słowo „Hitler”. Wyszyte haftem krzyżykowym? Odwróciłam się, by się przyjrzeć, i wypatrzyłam kolejne wyhaftowane słowo: „Gestapo”. Tuż obok widniały litery „SS”. Nazistowska makatka? Postanowiłam kupić obraz. I tak też zrobiłam. Mąż niósł go całą drogę do domu wyszytym motywem skierowanym w stronę ciała.

Czytaj dalej