Robacze piękno
i
„Gałąź guawy z motylem Thyridia psidii i ćmą Megalopyge opercularis”, Maria Sibylla Merian, 1702–1703; zdjęcie: domena publiczna
Doznania

Robacze piękno

Michał Książek
Czyta się 6 minut

Pełzających, skaczących i kroczących na długich odnóżach stworzeń szukajmy nie tylko w wysokiej trawie, lecz także na płótnach dawnych mistrzów.

Pojawiają się niemal wszędzie. Widzimy je na wielu średniowiecznych przedstawieniach sądu ostatecznego, grzechu albo piekieł – choćby na powstałych w XII w. freskach w bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny na weneckiej wyspie Torcello. Ich obecność to stały element sztuki sepulkralnej średniowiecza, odrodzenia i baroku. Czasami występują pojedynczo, niekiedy w większych grupach, innym razem… we fragmentach.

Chrząszcze, glisty, larwy, jaszczurki. Żaby, owady, pająki, węże i skorpiony – wszystkie od dawien dawna były portretowane w sztuce. Oglądamy je na grobowcach typu transi, w których na katafalku umieszczano figurę ukazującą zmarłego w stanie rozkładu, nierzadko pełną toczących zwłoki robaków i larw, czasem w towarzystwie gadów i płazów. Przykładem grobowiec wyrzeźbiony z kości słoniowej w początkach XVI w. przez paryskiego twórcę Chicarta Bailly’ego.

Obecne są również, co zrozumiałe, na rozmaitych XVI- i XVII-wiecznych przedstawieniach apokaliptycznych. U Hieronima Boscha na obrazie Siedem grzechów głównych…, a także u jego naśladowców np. na Apocalyptic vision. Wiją się i pełzają wokół głowy Meduzy u Petera Paula Rubensa oraz na Upadku zbuntowanych aniołów Pietera Bruegla starszego.

Informacja

Z ostatniej chwili! To ostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Na rysunkach Jana van Kessela starszego – żyjącego w latach 1626–1679 twórcy martwych natur – chrząszcze, motyle, ślimaki, skorpiony, modliszki i jaszczurki występują obok siebie. Skąd ten pomysł? Pomocna może okazać się tu lista, o której wspomina Jan de Hond, pracownik Rijks­museum, w katalogu do wystawy Crawly creatures (Pełzające stworzenia), która odbyła się w Amsterdamie kilka lat temu. De Hond pisze, że już w 1268 r. niejaki Étienne Boileau, burmistrz Paryża, w swojej Le livre des métiers (Księdze rzemiosł) wymienił szkodliwe zwierzęta zarośli i podszytu. W tym gronie znalazły się węże, jaszczurki, pająki, muchy oraz szeroko pojęte „robaki”. Wszystko, co żyło w tym samym miejscu – na ziemi i w gęstwinie – połączył w jedną grupę o wspólnych cechach (a więc i wspólnym statusie?).

Jan de Hond wspomina też, że okazy pełzających stworzeń występowały w różnych zbiorach, we wszelkiego rodzaju komnatach osobliwości. I tak Henricus d’Acquet, XVII-wieczny burmistrz Delf­tu, zgromadził bogatą kolekcję okazów, pośród których królowały owady, węże, jaszczurki i ropuchy. Nie było tam jednak ptaków ani ssaków.

„Martwa natura z rybą”, Georg Flegel, 1637 r.; zdjęcie: domena publiczna
„Martwa natura z rybą”, Georg Flegel, 1637 r.; zdjęcie: domena publiczna

W połowie XVII stulecia „robactwo”, stopniowo nobilitowane i chętnie pokazywane na martwych naturach, doczekało się osobnego rodzaju przedstawienia w malarstwie, nazywanego z włoska ­sottobosco, czyli dosłownie „runo leśne”. Za ojca i jednego z najwybitniejszych reprezentantów tego nurtu uznawany jest Otto Marseus van Schrieck (1619–1678), holenderski twórca epoki baroku. O tym, co stanowiło temat jego malowideł, świadczą już same tytuły dzieł: Martwa natura z kwiatami, owadami i gadami (1673), Martwa natura z makiem, owadami i gadami (1670), Martwa natura z niebieskim powojem, ropuchą i insektami (1660).

Entomata, insecta, vermine

Pierwszą klasyfikację zwierząt zawdzięczamy Arystotelesowi. Podzielił je na krwiste i niemające krwi. W jednej grupie znalazły się ssaki i te, które składają jaja, czyli płazy, gady, ptaki, ryby. W drugiej – skorupiaki, mięczaki, głowonogi i podgrupa, którą nazwał entomata. Ta ostatnia obejmowała owady, pajęczaki, pareczniki i skorpiony. Cztery wieki później Pliniusz Starszy w Historii naturalnej wyróżnił insecta, od łacińskiego słowa insecare (ciąć), ponieważ ciała tych zwierząt były jakby poprzecinane na osobne segmenty: głowę, tułów i odwłok. Biskup Sewilli Izydor (VI/VII w.) obok zwierząt jucznych, a także dzikich oraz ptaków, ryb i węży wyróżnił robactwo (vermine), które na długo zajęło miejsce Pliniuszowskich insecta. Te powróciły jednak z pełną mocą w połowie XV stulecia wraz z publikacją monumentalnej pracy rzymskiego historyka, czytanej w całej Europie.

Arystoteles uważał, że niektóre zwierzęta mogą powstawać spontanicznie, z materii nieożywionej. A dokładnie z mieszanki ognia, powietrza, ziemi i wody. Owa abiogeneza, czyli samorództwo, nie mogłaby się odbyć bez działania pneumy – aktywnego pierwiastka (tchnienia). W średniowieczu ten magiczny „cud istnienia” miał dotyczyć jeszcze większej liczby gatunków niż w antyku, zazwyczaj tych zajmujących niemal ostatnie miejsce na drabinie bytów. Niżej – wciąż wedle myśli ucznia Platona – znajdowały się jedynie rośliny, ogień i kamienie. Od wieków też, choć nie zawsze konsekwentnie, małe zwierzęta były zaliczane do wspólnej grupy stworzeń kojarzonych ze śmiercią, rozkładem albo plagą (plagi egipskie).

Z podszytu na salony

Namalowany w 1505 r. przez Albrechta Dürera chrząszcz jelonek rogacz nie kojarzy się jednak z trucizną, grzechem czy rozkładem, a wręcz przeciwnie – stanowi efekt renesansowego zachwytu nad owadami, tak chętnie umieszczanymi przez artystę na różnych przedstawieniach Matki Boskiej i świętych Kościoła. Twórca niemieckiego odrodzenia nie był pierwszym „entomologiem” wśród artystów. Jelonka rogacza widzimy także na miniaturach rękopisu Giovannina de’Grassiego Offiziolo Visconti z 1370 r. Na bordiurach Godzinek Katarzyny z Kleve powstałych około 1440 r. oglądamy za to motyle, szczeżuje i kraba. Obraz Dürera tchnie jednak czymś nowym. Z jednej strony uderza realizm, uzyskany dzięki farbom olejnym i nowym technikom malarskim, z drugiej – temat dzieła: jelonek u niemieckiego mistrza opuszcza bordiurę i staje się głównym obiektem (bohaterem!) obrazu. Nie jest już tylko wypełnieniem marginesu.

„Jelonek rogacz”, Albrecht Dürer, 1505 r.; zdjęcie: domena publiczna
„Jelonek rogacz”, Albrecht Dürer, 1505 r.; zdjęcie: domena publiczna

Insecta nie zawsze kojarzono z grzechem, nie w każdym przypadku budziły obrzydzenie i złe asocjacje. Już w VI w. p.n.e. grecki poeta Anakreont błogosławił cykadę w wierszu jej poświęconym, a wieki później – u schyłku średniowiecza – uważano, że w najmniejszych stworzeniach przejawiają się moc i splendor ich stwórcy. Jan de Hond sięga do Pliniusza, który łączył je z pomysłowością natury, i pisze, że ludziom łatwo było zastąpić naturę Bogiem. Mnie zaś przypomina się Psalm 148, którego autor wzywa zwierzęta, ptaki i – osobno! – płazy, by te chwaliły Boga. Zresztą i w Księdze Mądrości Salomona czytamy: „Leniwcze, idź do mrówki, przypatruj się jej drogom, abyś nabrał mądrości” (Mdr 6, 6–8, Nowa Biblia Gdańska).

Pozbawione obciążenia symbolicznego „robactwo” możemy dostrzec właśnie u Dürera, ale też np. u Leonarda da Vinci. Negatywnych skojarzeń nie mają martwe natury, które w XVI w. przekształciły się w osobny gatunek malarstwa, by w pracach Marii Sibylli Merian (1647–1717) osiągnąć podwójny status: wysmakowanego dzieła sztuki i dokumentacji naukowej. Artystka, która uważnie studiowała obiekty swoich prac, nie miała wątpliwości, że owady rozmnażają się z jaj przez przeobrażenie, podczas gdy inni wciąż uważali, że powstają z materii nieożywionej, czyli z brudu.

Tego, że sztuka jest przede wszystkim imitacją, nauczali Platon oraz – za nim – Arystoteles. A poznawaniu i przyglądaniu się małym organizmom sprzyjało niewątpliwie dążenie do jak najwierniejszego przedstawiania czy też naśladowania natury. Rewolucyjne efekty uzyskał Jan van Eyck (1390–1441), który osiąg­nął mistrzostwo w dziedzinie laserunku, co można zobaczyć choćby na słynnym Portrecie małżonków Arnolfinich (1434). Później metoda ta okazała się niezwykle przydatna przy malowaniu owadów, roś­lin czy płazów. Wielokrotne nakładanie warstw rozcieńczonej, półprzezroczystej farby olejnej umożliwiło artystkom i artystom uzyskanie delikatniejszych światłocieni i dzięki temu uchwycenie nawet najmniejszych detali „pięknych ­paskudztw”. Technika laserunku pozwalała na większą precyzję niż stosowana wcześ­niej tempera czy farby woskowe.

Bliższej obserwacji drobnych stworzeń sprzyjały epoka odkryć geograficznych i moda na kolekcjonerstwo. Z kontynentów, do których dopłynęły statki Europejczyków, zaczęły spływać egzotyczne, zadziwiające okazy roślin, owadów, zwierząt. Te oryginalne kolekcje wymagały opisu i katalogowania, które nie mogło obyć się bez rysunków i różnego rodzaju przedstawień.

„Martwa żaba i muchy”, Ambrosius Bosschaert II, 1630 r., Fondation Custodia, Paryż; zdjęcie: domena publiczna
„Martwa żaba i muchy”, Ambrosius Bosschaert II, 1630 r., Fondation Custodia, Paryż; zdjęcie: domena publiczna

Czytaj również:

Jeżyk
Opowieści

Jeżyk

Zofia Nałkowska

Na początku wzbudzał ogólną sympatię i nic nie zapowiadało kłopotów. Z czasem zaczął zdradzać przejawy zbyt silnej osobowości. Jak w pełnym zwierząt domu pisarki odnalazł się kłujący przybysz?

Zaledwie zwierzęta przyzwyczai­ły się jakoś do Wuni i nauczyły wchodzić bez obawy do pokoju, dyskretnie tylko omijając z dala kąt z gałęzią, w życiu ich zaszła nowa, znacznie poważniejsza komplikacja, mianowicie: jeż.

Czytaj dalej